Referendalne Dudy smolne
W tle protestów socjalnych związków zawodowych Piotr Duda rozgrywa inną partię, która ma mu dać ogromne wpływy polityczne i narzędzie nacisku na polityków.
W międzyczasie Piotr Duda sondował prezydenta Komorowskiego i ministra Dziekońskiego na okoliczność dogadania się w kwestii wprowadzenia obligatoryjnych i wiążących referendów. W kancelarii prezydenta toczyły się bowiem prace nad projektem zmian w ustawie o referendach, o czym już pisałem w lutym. Projektem bardzo szkodliwym, idącym w kontrze do oczekiwań społecznych. Propozycja prezydenta, aby ograniczyć możliwość odwoływania samorządowców, idzie na rękę samorządowi i utrudnia życie obywatelom. Ale nie ten aspekt kwestii referendalnych był dla Dudy istotny. Istotne było wprowadzenie, jak napisałem, obligatoryjności i tego, aby były wiążące. Co już samo w sobie czyniło te propozycje dla polityków, którzy nie chcą nikogo dopuścić do współdecydowania o kształcie państwa, trudnymi do przyjęcia. Kwestią otwartą pozostawała kwestia liczby zebranych podpisów wymaganych do ogłoszenia referendum i frekwencja.
Dość ciekawie ewoluowały „poglądy” przewodniczącego na kwestię liczby podpisów, które czyniłyby referendum obligatoryjnym. Początkowa propozycja wygłoszona przy okazji któregoś z programów telewizyjnych brzmiała dwa miliony podpisów, by referendum trzeba było zorganizować. Następnie ta liczba spadała do jednego miliona, by teraz zdaje się wynosić pół miliona.
Zdumiała mnie pierwsza propozycja, dlaczego ta liczba była tak wysoka. Ponieważ brałem udział w zbieraniu podpisów pod referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, mam wyobrażenie, jak wielkie jest to przedsięwzięcie, a liczba dwu milionów to naprawdę gigantyczna wielkość. Ktokolwiek zbierał podpisy, ten wie, o czym piszę. Skąd ta liczba? Po chwili zastanowienia, sprawa okazuje się jasna. Duda, forsując barierę dwu milionów podpisów, ustawiał „Solidarność” i związki zawodowe w uprzywilejowanej pozycji na polskiej scenie politycznej.
Cały system polityczny i obywatele staliby się zakładnikami liderów
związkowych. Jak uważnie się przyjrzymy, to w rzeczywistości na dzień dzisiejszy jedynie państwo, największe partie polityczne i właśnie związki zawodowe dysponują strukturami, które umożliwiają przeprowadzenie takiej operacji. Czyż to nie piękny plan?
Nie zgadzacie się na nasze postulaty? To może referondko?!
Zamiast demokratycznego narzędzia dla obywateli, dostalibyśmy polityczną pałkę dla polityków związkowych. Wtedy tylko oni stawaliby się właścicielami referendów.
Jednak ani politykom, ani organizacjom społecznym popierającym projekt referendum obywatelskiego nie odpowiadało takie ustawienie progów. Stąd stopniowa redukcja tej liczby w kolejnych wypowiedziach Dudy.
Ktoś, czytając ten tekst, może wyciągnąć wniosek, że to argument przeciwko wprowadzeniu referendów. Nic bardziej mylnego. Referendum nie może być dostępne tylko dla „wybranych”. Jak to chciał towarzysz Duda. Ono musi być dostępne dla każdego obywatela jako możliwość wpływania na swoje państwo.
Powszechność i używanie go uczyni referendum dobrym narzędziem dla nas, nie dla polityków wszelkiej maści.
tekst z plwolnosci.pl
Mariusz Gierej
Mariusz Gierej - https://www.mpolska24.pl/blog/mariuszgierej
Dziennikarz, publicysta ...
"Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły." Nicolás Gómez Dávila.