Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO CZ. V

W myśl reguły "struktura podąża za strategią" (A. Chandler) Siły Zbrojne RP powinny podjąć w najbliższym czasie gigantyczny wysiłek reorganizacyjny aby nadrobić stracony czas ostatnich 20 lat a przede wszystkim naprawić szkody jakie przyniosło „uzawodowienie” armii przez rząd Donalda Tuska. Planowana suma wydatków w wysokości 140 mld zł. do 2020 roku. powinna temu pomóc, choć nie wszystko wystarczy. Nie modernizowanie przez 20 lat armii przyniósł ten skutek iż prawie 80% jej uzbrojenia nie odpowiada nowoczesnemu polu walki i jest w zasadzie do wymiany. Aby utrzymać obecny stan ilościowy uzbrojenia na dobrą sprawę należałoby podwoić budżet przeznaczony na zakupy przez najbliższe 10-15 lat.

STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO CZ. V

KOMPONENTY

W myśl reguły "struktura podąża za strategią" (A. Chandler) Siły Zbrojne RP powinny podjąć w najbliższym czasie gigantyczny wysiłek reorganizacyjny aby nadrobić stracony czas ostatnich 20 lat a przede wszystkim naprawić szkody jakie przyniosło „uzawodowienie” armii przez rząd Donalda Tuska. Planowana suma wydatków w wysokości 140 mld zł. do 2020 roku. powinna temu pomóc, choć nie wszystko wystarczy. Nie modernizowanie przez 20 lat armii  przyniósł ten skutek iż prawie 80% jej uzbrojenia nie odpowiada nowoczesnemu polu walki i jest w zasadzie do wymiany. Aby utrzymać obecny stan ilościowy uzbrojenia na dobrą sprawę należałoby podwoić budżet przeznaczony na zakupy przez najbliższe 10-15 lat. Dlatego czy tego chcemy czy nie, czeka nas w najbliższym czasie albo redukcja  jednostek wojskowych albo też stworzenie batalionów niejako drugiej kategorii obok batalionów przezbrojonych w nowoczesny sprzęt. Po prostu nie będzie nas stać na wyposażenie wszystkich obecnych batalionów w sprzęt najnowszej generacji. Za ten stan rzeczy trzeba obciążyć wszystkie siły polityczne które zarządzały armią przez ostatnie 20 lat i CAŁKOWICIE zaniechały jej modernizacji. A wystarczyło aby chociaż od 10 lat modernizować artylerię i siły pancerne a sytuacja naszych sił zbrojnych byłaby zupełnie inna. Tym bardziej że były zarówno do tego środki finansowe jak i techniczne. Teraz już tego czasu nie nadrobimy, choć można skutki zaniechać w jakimś stopniu ograniczyć.

W większości opracowań spotykam się z propozycjami że system obronny Polski powinien się składać z dwóch komponentów:  mobilnych Wojsk Operacyjnych i powszechnej Obrony Terytorialnej. Generalnie należy się zgodzić z tym punktem widzenie. Z tym iż OT podzieliłbym na dwa kontyngenty. Pierwszy spełniałby rolę jaka jest właściwe przypisana OT. Drugi byłby bezpośrednim wsparciem Wojsk Operacyjnych.  

Co za tym przemawia? Po pierwsze posiadamy obecnie znaczną ilość uzbrojenia które moralnie jest rzeczywiście przestarzałe ale nadal jest w dobrym stanie technicznym. Po drugie na chwilę obecną posiadamy bardzo dużą nadwyżkę rezerw którą na wypadek „W” nie będziemy w stanie wykorzystać (przy obecnym bałaganie mobilizacyjnym nie przewiduje się nawet powołanie w razie „W” wszystkich weteranów misji w Iraku i Afganistanie). Kolejnym czynnikiem jest fakt iż nigdy nie będziemy w stanie przezbroić wszystkich naszych batalionów pancernych i zmechanizowanych w nowoczesny sprzęt a co za tym idzie utrzymać obecnej ich liczby. Jedynym wyjściem aby ich nie zmniejszać  jest stworzenie części oddziałów OT jako wsparcie Wojsk Operacyjnych. Dlaczego? Otóż nasi potencjalni przeciwnicy zza wschodniej granicy w 90% obecnie również dysponują takim samym przestarzałym uzbrojeniem jaki posiadamy, z tą różnicą iż posiadają gorzej wyszkolony komponent rezerw do jego obsługi. W ewentualnym konflikcie konwencjonalnym nasze PT-91 czy Leopardy 2 nie będą walczyć z mitycznym czołgiem typu Armata tylko z dobrze znanym T-90, T-80 a w większości T-72. Podobnie będzie w wozami bojowymi. Naszymi przeciwnikami będą BMP-1, BMP-2 i BMP-3 które będą walczyć z naszymi BWP-1 (czyli BMP-1). Stąd moim zdaniem do komponentu mobilnych Wojsk Operacyjnych należy w wypadku „W” przydzielić ów mobilny komponent OT. Zadaniem Wojsk Operacyjnych byłaby walka na głównym kierunku działań, drugich osłanianie drugorzędnych kierunków działań, wiązanie sił przeciwnika  w kluczowych zurbanizowanych rejonach obrony, osłanianie tyłów i skrzydeł wojsk komputowych. Mobilne wojska OT mogłyby tworzyć związki wyższego szczebla, nawet brygady i być uzupełnieniem Wojsk Operacyjnych. W ten sposób nie musielibyśmy zmniejszać liczby batalionów.

Sama Obrona Terytorialna generalnie byłaby ona wyposażona w sprzęt lekki, nie najnowocześniejszy (z pewnymi wyjątkami) ale maksymalnym jej szczeblem organizacyjnym byłby batalion. Obrona Terytorialna powinna być na czas pokoju podzielona na dwie kategorie. Pierwsza składałaby się z żołnierzy którzy dobrowolnie zobowiązaliby się do miesięcznych 2-3 dniowych szkoleń i rocznych 2 tygodniowych poligonów. Drugą część stanowiliby specjaliści (logistycy, łącznościowcy, informatycy) i żołnierze którzy byliby powoływani tylko raz w roku na 2-5 dniowe jednorazowe przeszkolenie. Ta druga grupa wymagałaby doszkolenia w razie godziny „W”.

Na pewno temu założeniu będzie zarzucane iż taka organizacja wojska wymagać będzie powołania na powrót poboru gdyż jej realizacja będzie wymagać dużej ilości rezerwistów. Pobór i tak w formie zawoalowanej będzie musiał być realizowany (obecnie ekipa Tuska już go zapowiedziała, na razie jako szkolenie rezerwy ale z kilka lat owa rezerwa się zestarzeje i trzeba będzie tak czy tak wrócić do poboru). Z tym iż służba z tego nowego poboru powinna się zdecydowanie różnić od znanej wszystkim rezerwistom. Temat szerzej opiszę później, teraz zaznaczę najważniejsze różnice. Po pierwsze żołnierze rezerwy powinni mieć pierwszeństwo w zatrudnianiu na posadach państwowych i samorządowych. Po drugie służba (powiedzmy roczna) powinna przygotowywać rezerwistę na rynek pracy dając mu praktykę jako np. kierowca kat C, D, ratownik medyczny, technik budowlany, policjant, strażak, itp. Po trzecie, bez służby w wojsku nie powinno być możliwości służby w innych służbach mundurowych. Po czwarte wymagać od dostawców i usługodawców wojska aby odpowiedni procent pracowników to byli zatrudnieni rezerwiści. Te i inne profity ze służby poborowej powinny skutecznie wypełnić ochotnikami koszary wojskowe.

Wielkość poszczególnych komponentów nie powinna odbiegać od dziś obowiązujących założeń. Wojska Operacyjne powinny w stanie pokoju liczyć 100-120 tys. zaś w razie „W” powinny być rozwinięte do ok. 200-250 tys. Jako ich uzupełnienie w razie „W” w większości powinni służyć byli żołnierze zawodowi, którzy przesłużyli w wojskach operacyjnych co najmniej 3-5 lat. Obrona terytorialna powinna liczyć maksymalnie około 800 tys. żołnierzy.  Głównym jej składem powinni być rezerwiści którzy służyli w ramach służby zasadniczej, zaś kadrą żołnierze zawodowi lub byli żołnierze zawodowi.  Aby osiągnąć liczbę 800 tys. przeszkolonych rezerwistów należałoby co roku organizować pobór około 40 tys. mężczyzn. Przypomnę iż co roku około 320 tys. mężczyzn kończy 18 lat a więc pobór by dotyczył zaledwie 12,5% męskiej populacji. Dlaczego uważam iż taka liczba komponentu tego wojska jest potrzebna? Otóż w sumie powinniśmy być zdolni do wystawienia 1 mln armii. Chodzi o osiągnięcie elementu odstraszania. Rosja jest w stanie maksymalnie zmobilizować ok. 4 mln armie. Licząc iż minimum 25% musi zostać dla osłony jej pozostałych granic to jej „przewaga” liczebna zmniejsza się do 3:1, a to nie wystarcza już do zakończenia zwycięskiego wojny. Być może kalkulacje ilości i jakości sprzętu robione przez generałów dadzą im inny wynik ale dla polityków, mniej obeznanych z realiami nowoczesnej wojny takie proste wyliczenie daje już wiele do myślenia. A przecież głównie o to chodzi aby nasze siły zbrojne przede wszystkim były czynnikiem odstraszającym dla polityków, którzy to oni a nie generałowie ostatecznie będą podejmować decyzję o pojęciu lub nie działań siłowych.

Osobiście oceniam iż przy dobrej polityce informacyjnej i PR czynników rządowych liczba żołnierzy OT, pierwszej kategorii którzy będą gotowi na dalsze doskonalenie swoich umiejętności obronnych w ramach dobrowolnych ćwiczeń będzie wynosić około 100-150 tys. W sumie więc liczba żołnierzy (operacyjnych i OT) którzy będą w stanie służyć w linii w ciągu pierwszych godzin wojny będzie wynosić ok. 300-350 tys. Ktoś mógłby mi teraz zarzucić iż nie wiem o czym mówię gdyż obecnie jest problem z zebraniem 10-20 tys. żołnierzy NSR a ja chcę mieć ich 60-80 tys. + jeszcze 100-150 tys. OT. Otóż powiem krótko – to jakim cudem co roku na zlotach militarnych CZYNNIE UCZESTNICZY ok. 50 tys. uczestników. I ja nie mówię o grupach rekonstrukcyjnych, tylko o tych którzy ZA WŁASNE PIENIĄDZE dbają o ciężki i lekki sprzęt, jeżdżą nim na zloty nawet zimą (!)? Jeśli do tego doda się liczne grupy paramilitarne … Ale do tego aby zagospodarować zapał tych ludzi trzeba mieć MINIMALNE pojęcie o wojsku (dotyczy polityków) i całkowicie zmienić mentalność naszej armii (dotyczy wyższych wojskowych). Za jednych i drugich obecnie jest mi tylko wstyd…. Stąd kilka słów poświecę tej sprawie.

O MENTALOŚCI NASZEJ ARMII I JAK TO ZMIENIĆ

Gdyby się tak zastanowić to trudno było by znaleźć ministra ON w ciągu ostatnich 23 lat który by rozumiał nie tylko wojsko (co powinno być podstawą nominacji w tym resorcie) ale przede wszystkim jego nowoczesną rolę nie tylko na polu walki czy w polityce ale przede wszystkim w społeczeństwie. W zasadzie w ciągu ostatnich 10 lat spieprzono w wojsku wszystko co można było spieprzyć. Trudno mi znaleźć choćby jeden element który by poprawnie funkcjonował i nie potrzebował gruntownych reform. Spróbujmy zatem w odniesieniu do wojsk zawodowych znaleźć te elementu które będą decydować o jego wartości i które w pierwszej kolejności wymagają gruntownych zmian. Chciałbym świadomie pominąć tutaj sprawy bytowe (zakwaterowanie, żołd, itp) które uważam na tyle oczywiste że tylko o nich wspomnę.

Pierwszą rzeczą jaka jest potrzebna wojsku to stabilizacja! Pisałem już wcześniej o kabarecie związanym z rozwiązywaniem i zawiązywaniem „nowych” jednostek wojskowych w tych samych koszarach. Jeśli ktoś mi z generałów lub decydentów chce wmówić że jest to normą w armiach NATO lub że to zamierzony plan aby zmylić wroga to mogę spokojnie określić go jako idiotę lub człowieka który próbuje wytłumaczyć 20-letni burdel w Wojsku Polskim jakimś s-f. Dla przykładu 101 dywizja powietrzno-desantowa armii USA od roku 1956 stacjonuje w tym samym miejscu. Ba, nawet niektóre jednostki (501, 502, 506 regiment) funkcjonują w niej od czasów II wojny światowej i choć zmieniły swoje uzbrojenie, zadania i nikomu nie przychodzi do głowy ich „reformować” czy przemieszczać gdyż to kosztuje. Podobnie jest w Wielkiej Brytanii gdzie np. 7 brygada zmechanizowana funkcjonuje od II wojny światowej do lat 90-tych w tym samym miejscu. Podobnie jest z jednostkami we Francji, Szwecji, Niemczech, itp. U nas nikt z decydentów (a szczególnie minister ON) nie wie gdzie dana jednostka będzie stacjonować za 3-4 lata ani jaki będzie jej skład. Przypomnę iż w ostatnich 10 latach mieliśmy do czynienia z ponad 700 różnymi zmianami dyslokacyjno-organizacyjnymi w Wojsku Polskim. To prawie tyle co wszystkie kraje europejskie NATO(!) Czy trzeba  więcej komentarza?

Podobnie jest z etatami. Żołnierze zawodowi nie są pewni swoich miejsc pracy. Co roku zmienia się im etaty w sztabach, batalionach a nawet kompaniach. Rozumiem gdy jest to związane z gruntownym przezbrojeniem, ale nie wtedy gdy liczba i rodzaj uzbrojenia się nie zmienia a tylko same struktury osobowe wojska. Świadczy to o skrajnej niekompetencji zarówno naszych czynników politycznych jak i generalicji(!) Odwrotnym przykładem może być reforma Bundeswehry o której pisałem w części 1. Tam przez 3-4 lata opracowywano plan reformy a następnie dopiero zaczęto ją wdrażać kompleksowo. Wiadomym jest iż każde novum wymaga pewnych poprawek. Pewnie będzie tak i z Bundeswehrą. Ale będą to poprawki a nie kompleksowe lub wyrywkowe zmiany w strukturach lub etatach jednostek. Co ciekawe u nas po 23 latach dalej nie ma takiego kompleksowego planu reformy naszej armii i nadal nasi milusińscy decydenci nie wiedzą jak powinna ona docelowo wyglądać za 5-10-15 lat!

Kolejną bolączką naszego wojska jest system awansów. Nic tak nie demoralizuje żołnierza z krwi i kości jak kumoterstwo, układy a czasami nawet zwykły nepotyzm. Ale zacznijmy od początku. Przypomnę iż np. w USA liczba oficerów w każdym ze stopni w służbie czynnej, która ma obowiązywać na koniec roku budżetowego, wyznaczana jest przynajmniej raz w roku przez sekretarza obrony. Górny limit liczby oficerów w poszczególnych rodzajach sił zbrojnych określony jest ustawowo. Ustawowo określona jest także maksymalna liczba oficerów w stopniach majora, podpułkownika i pułkownika w stosunku do wszystkich oficerów, oddzielnie dla każdego z rodzajów sił zbrojnych. Czy podobny system trudno by było zastosować w naszym wojsku? Po pierwsze by wyszło iż w całej naszej 100-tysięcznej armii jest tylko dwa razy mniej półkowników niż w całych siłach zbrojnych USA(!). Po drugie u nas stosunek oficerów do żołnierzy i podoficerów wynosi jak 1:3,36, gdzie w USA jest on 1:5,68 a w Wielkiej Brytanii 1:6,65 i ktoś by musiał się podpisać pod taką ustawą. Skąd u nas taka liczba pułkowników? Ano wszystkiemu winien nie do końca klarowny system awansów. Nie jest on zależny od ilości wykonanych misji czy czasu pełnienia funkcji dowódczych. W zasadzie do rangi generała można dojść oglądając co najwyżej manewry na poligonach jako gość,  nie ponosząc większej odpowiedzialności w ciągu całej kariery ani za bardzo drogi sprzęt, ani przynajmniej za kilkuset ludzi jako np. dowódca batalionu. Czy wielu jest takich ludzi w naszych siłach zbrojnych? Odpowiem- zbyt wielu. Dla przykładu w Stanach Zjednoczonych, system promocji oficerów zawodowych oparty jest na ustawowo określonym mechanizmie selekcji spośród oficerów znajdujących się w odpowiednim przedziale rankingu starszeństwa w służbie, dokonywanej przez specjalne komisje, których tryb postępowania, zapewniający maksymalnie obiektywne traktowanie kandydatów, również jest określony przez ustawę. Awans jest możliwy jedynie w przypadku istnienia wakatu w etacie sił zbrojnych, którego wysokość i/lub struktura określona jest przez ustawę. W ten sposób nie ma awansów dla awansów, trzeba mieć też odpowiednią funkcję.

Kolejną bolączką naszych sił zbrojnych są, nazwijmy to awanse równoległe. Nie znam oficera wojsk lądowych który by nie zamienił funkcji dowódcy kompanii, batalionu, dywizjonu na równoległe stanowisko w sztabie. Będąc dowódcą pododdziału trzeba się liczyć z wyjazdami na, czasem kilkudziesięciodniowe poligony. A jak wyczerpuje taki poligon, szczególnie zimowy, to nie musze nikomu tłumaczyć, kto był na takim. Dla cywilów wytłumaczę iż można go porównać do codziennego maratonu wykonywanego w Puszczy Białowieskiej w środku nocy. Choć i to może nie jest adekwatne. Po kilku, kilkunastu latach takiej służby każdy oficer (podoficer czy szeregowy też) marzy o stanowisku sztabowym. Niestety bardzo często stanowiska sztabowe są zarezerwowane dla „swoich” (czyli żołnierzy z logistyki, transportu i innych służb tyłowych) oraz dla … kobiet! Pozwoliłem sobie pod tym względem przyrównać dwa bataliony stacjonujące w Szczecinie – 1 bz. w 12 brygadzie zmech. i w 12 batalionie dowodzenia. W pierwszym odsetek kobiet sięga 2,4%. W drugim 11,2% (!). Jaka jest różnica pomiędzy nimi. Ano w 1 bz. sporo czasu spędza się z ciężkim sprzętem w polu. W drugim batalionie większość czasu spędza się pod dachem, „przenosząc” papiery. Nie będę dalej rozwijał tematu ale stwierdzam autorytatywnie iż równość kobiet i mężczyzn w wojsku to mit dla uciechy polityków.

Jak zmienić ten stan rzeczy? Przede wszystkim wprowadzając amerykańskie wzorce awansowania, które opisałem wyżej. Po drugie aby przy okazji zmienić w naszej armii stosunek wojsk walczących do tyłowych, trzeba przede wszystkim zmienić system szkolenia. Nie powinno się generalnie szkolić np. żołnierzy logistyki i innych służb tyłowych od rekruta. Każdy żołnierz w Wojsku Polskim powinien najpierw odsłużyć 5-10 lat w wojskach liniowych (piechota, saperzy, wojska pancerne, artyleria) aby móc właśnie zostać później kwatermistrzem, łącznościowcem czy planszecistą w sztabie.  Nie powinno być od tego wyjątku, a nie jak teraz się zdarza iż zaraz po szkółce trafia się do sztabu na ciepłą posadkę, dzięki układom. Każdy kto wstępowałby do wojska wiedziałby iż najpierw musi parę lat odsłużyć w polu w słocie i błocie. Obawiam się iż wtedy znaczny odsetek ludzi którzy dzięki układom i nepotyzmowi trafili do służb tyłowych w ogóle odeszło by z armii, z korzyścią dla tej drugiej. Ponadto w ten sposób większość żołnierzy spokojnie i bez uszczerbku dla wojska mogłoby dosłużyć 55 a nawet 60 lat jako żołnierze służb tyłowych. 60-letni sierżant nikomu nie przeszkadzałby jako magazynier czy kierowca sztabowego mercedesa. A obecnie obie te funkcje pełnią 20-stokilkuletni żołnierze(!) To wielkie marnotrawstwo potencjału osobowego naszej armii. Dodatkowo należałby prowadzić zupełnie nowy system awansowania na pierwszy stopień oficerski. Obecnie młody człowiek po zdaniu matury może wstąpić do szkoły oficerskiej i wieku 24 lat pełnić funkcję np. dowódcy plutonu. W ten sposób uzyskujemy sytuacje iż jego autorytet przy 35- letnim sierżancie który zaliczył kilka misji, jest co tu dużo mówiąc narażony na próbę. O wiele więcej oszczędności dla wojska przyniósłby system w którym do szkół oficerskich mogliby tylko wstąpić żołnierze po 3-5 letniej służbie. W ten sposób uniknęlibyśmy kosztów uczenia przyszłych oficerów żołnierskiego rzemiosła od podstaw (czyli musztry, obsługi broni, itp.). Do szkół oficerskich szli by żołnierze którzy mieliby już opanowane pewne elementu służby wojskowej a przez to można by skrócić ich czas szkolenia z 5 lat do 3-3,5 roku, co dałoby znaczne oszczędności dla wojska. Oczywiście trudno by ten system w całości stosować w szkołach lotniczych czy marynarce wojennej.  

Kolejną rzeczą która szwankuje w naszym wojsku to sam system szkoleń i jego powiązanie z naszą gospodarką, które nie istnieją. Jak wiadomo większość szeregowych żołnierzy i podoficerów z wojska odejdzie po kilkunastu latach służby. Pierwsze takie masowe odejścia miały miejsce za rządów premiera Tuska. No cóż, ojczyzna się z nimi obeszła bez pardonu. Po prostu zwolniono tych wyszkolonych żołnierzy do cywila, zupełnie nie interesując się ich losem. Nie dziwnym jest zatem iż gdy ekipa Tuska tworzyła NSR z myślą o tym iż w pierwszej kolejności zgłoszą się do niego właśnie ci żołnierze (taki był zamysł NSR), oni się odwdzięczyli tej ekipie w podobny sposób – zupełnie ignorując jej zamysły.  Szkoląc szeregowych i podoficerów zawodowych (a w pewnej części i oficerów) nasi decydenci zupełnie się nie zastanowili co będzie z nimi po wyjściu do cywila. A przecież to nasze najlepiej wyszkolone rezerwy!

Dlatego też wojsko powinno pomyśleć o „pakiecie” zawodowym i socjalnym dla tych żołnierzy w trakcie służby a przede wszystkim po jej zakończeniu. |Powinni mieć oni możliwość ukończenia kursów w wojsku które będą także przydatne i poszukiwane w naszej gospodarce. Mogą to być np. kursy ratownika medycznego, łącznościowca, kierowcy kat. C,D,E, czy nawet majstra budowlanego przy wojskach inżynieryjnych i saperskich. Pomysłów tu może być wiele. Na rok czy dwa przed odejściem odpowiednie służby wojskowe powinny pomóc takim żołnierzom znajdować zajęcie w gospodarce. Także powinni oni mieć pierwszeństwo w zatrudnianiu w urzędach i instytucjach państwowych i samorządowych. Taki „pakiet” powodowałby iż chętnych do służby by nie brakowało. A wręcz przeciwnie wojsko by miało szeroki wybór wśród wielu kandydatów.

Obecnie nietrudno zauważyć, że zlikwidowano niemal całkowicie etos służby wojskowej i na jego miejsce wprowadziła układy, stosunki i zależności charakterystyczne dla zakładu pracy lub przedsiębiorstwa (do tego nierentownego). Poczucie obowiązku, zdyscyplinowanie wypierane są przez różne nieformalne relacje z nepotyzmem i korupcją włącznie. Nad wojskiem rozpostarł swój wszechwładny wpływ pieniądz. Dodajmy do tego obniżenie zdolności bojowej wynikające z braków w ukompletowaniu stanem osobowym, zanikającego szkolenia oraz z braku kompetencji i doświadczenia wielu dowódców. Otrzymujemy bardzo smutny i ponury bilans. Dlatego też bardzo szanuje tych Don Kichotów którzy jeszcze próbują to zmienić, bo potencjał ludzki jest duży i bardzo szybko można przestawić naszą armię na tory przedwojennego etosu i co tu dużo mówić oddania i poczucia obowiązku przedwojennej kadry WP.


==============================================
Wszystkie artykuły z serii:

STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO - CZ. I
- Armie i strategie wojsk Niemiec i Rosji
STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO - CZ. II - Armie i strategie wojsk Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Czech, Słowacji
STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO - CZ. III - Stan uzbrojenia i osobowy armii polskiej
STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO - CZ. IV - Strategia i taktyka dla armii polskiej
STRATEGIA OBRONNA POLSKI A PRZYSZŁOŚĆ WOJSKA POLSKIEGO CZ. V 
Data:
Kategoria: Polska

Piotr Śmielak

Piotr - https://www.mpolska24.pl/blog/piotr1

Z wykształcenia historyk. Z zawodu manager. Od dziecka pasjonat wojska. Obecnie oficer rezerwy i doradca w branży spożywczej.

Komentarze 12 skomentuj »
Marcin Grąbkowski 11 lat 5 miesięcy temu

Kolejny dobry artykuł. Pomysły bardzo ciekawe, ale czy kiedykolwiek zostaną wprowadzone w życie chociaż w niewielkim stopniu? Wątpię. Też o tym pisałem u siebie. Pozdrawiam i czekam na kolejne artykuły.

a o ''drastycznie wielkiej przepasci'' miedzy pensja kaprala a podporucznika to juz nie wspomnial :-)

My (Polska) mamy w ogole jakas strategie obronna, poza masowa emigracja?

Nie jestem specjalistą. Jednak myślę, że zmiana prawa dającego obywatelom dostęp do broni palnej byłby pierwszym punktem, który należałoby uczynić.
- Co ci po 2MLN armii - jak wkraczasz na terytorium państwa z 10 MLN sztuk broni palnej w domach (krótkiej, broni myśliwskiej, i "kolekcjonerskiej" )... Straty będą na tyle duże u agresora, że 100x przemyśli atak. Kałasznikow - przestarzałą bronią? - broń jak broń - zabija i rani. Ale Polska wyprzedaje stare karabiny, zamiast przechowywać je w razie W.

Kolejna sprawa - to nowoczesne wojska rakietowe. - Co z tego, że przeciwnik dysponuje tysiącem czołgów- jeśli po przekroczeniu granicy - na pierwszym starciu - straci ich 10-20%
Kolejna sprawa nowoczesne śmigłowce bojowe uzbrojone w rakiety p-p i p-z. Zdolne niszczyć inne śmigłowce, i sprzęt naziemny (czołgi, BWP itp.) Właściwie nie mamy tego typu wojsk - a mocno by podbudowały siły powietrzne...
Oczywistym też jest, że potrzeba nowoczesnego lotnictwa z samolotami wielozadaniowymi

Posiadanie polskich pocisków(polska produkcja, polska technologia) średniego i dalekiego zasięgu typu Tomahawk możliwe, że skutecznie wystarczyłoby by skutecznie zniechęcić do jakichkolwiek ataków militarnych od strony Wschodniej...

Czołgi - może i ważne, ale nie najważniejsze. Obecnie liczy się siła uderzenia, mobilność, siły powietrzne.
Amerykanie dysponując ogromną przewagą w powietrzu zniszczyli wojska pancerne w kilka dni na Bliskim Wschodzie... To powinno dać do myślenia w jakim kierunku powinno się reformować Polską Armię...

W magazynach MON jest obecnie ok. 4 mln szt. broni. To wystarczy. Umiejętność strzelania to nie wszystko. Jeśli nie chce być się tarczą strzelniczą dla nieprzykjaciela, to trzeba też umieć się maskować, znać taktykę małych oddziałów oraz umieć się skupiać na ważnych celach a nie na strzelaniu do pierwszego lepszego napotkanego nieprzyjaciela.

Czy naprawdę mamy w magazynach 4 mln jednostek broni? Skąd ten mit? To nie rok 1989.

Dla przykładu - Rosja posiada 16-17 mln szt. broni ale 3-4 ma zamiar zutylizować. Jeśłi chodzi o nas to też spotkałem się z danymi że: Wg. stanu z 2006 roku Siły Zbrojne posiada(ły) 2,257,500 sztuk broni palnej (suma wszystkiego, wliczono także karabiny wyprodukowane w okresie II wojny światowej) z Wikipedii. Być może nie doliczono broni policji czy innych służb. Albo też rzeczywiście posiadamy jej mniej. O 4 mln wiem z opracowań wojskowych, ale czy to prawda. Gdzieś miałem źródło tej informacji, jak znajdę to wrzucę. W każdym bądź razie 1,5 mln nam wystarczy.

Broni (karabinków, karabinów maszynowych) na pewno jest mniej, albo i jest w skandalicznym stanie, na pewno mało jest broni o natowskim kalibrze, ale to nie jest taki problem. Jeżeli oni potrafią od 1989 roku redukować ponad CFE limity uzbrojenie w każdej kategorii, to pod młotek poszły na pewno i karabinki 7.62mm z PRL. To że były sprzedawane setkami tysięcy to wiemy z prasy, zazwyczaj to afery z udziałem WSI. Nie możesz mieć dostępu do prawdziwych danych AD 2013. Powiedz np co się stało z działkami, karabinami z likwidowanych samolotów, śmigłowców, albo z karabinami maszynowymi czołgów i innych pojazdów, czy są w magazynie? Jeżeli tak, to dołożyć podstawę i może w nie wyposażyć OT... ale ja wiem (przeczuwam) że ich nie ma. Bardziej uwierzę w zapasy na poziomie 100-200 tys sztuk broni długiej. A gdzie się podziała artyleria holowana? Amba fatima i nima. Likwiduje się też samobieżne Goździki i coraz śmielej BWP, kolejne T72, kategoria zmagazynowane nie znaczy to samo u nas co w innych krajach, np w Izraelu. U nas zmagazynowane, czyli zezłomowane, albo w oczekiwaniu na likwidację, sprzedaż.

W dane o Rosji wierzę, w nasze nie. Od 2006 roku (era PiS) wiele się zmieniło, redukcje uzbrojenia są straszne, a nie minęła dekada. Poza tym pamiętajmy o syndromie września 1939. Ogromne ilości uzbrojenia nie zostały spożytkowane, byli rezerwiści do powołania potrafiący biegle ją obsługiwać. Zatem nie wystarczy MIEĆ uzbrojenie w zapasie, głębokiej konserwacji, co w przypadku czołgów oznacza wiele dni, a samolotów... tygodni... trzeba mieć zapas w dyspozycji dyżurnej, w pogotowiu bojowym. Te karabiny nadają się do remontu, modernizacji podnoszącej jej możliwości, a na to nie będzie czasu. Nie zostaną wydane organizacjom paramilitarnym. Podobnie jak w PRL tzw demokracja III RP bardzo boi się "ludu", nie dostaną broni nawet najbardziej wiarygodne organizacje rodem z czasów stalinowskich jak LOK, ani STRZELECKIE, a tym bardziej reszta. Wojna oznacza dla nas koniec. Tyle.

Znaczna część uzbrojenia strzeleckiego jest magazynowana i zakonserwowana od nowości. Wiem bo sam kiedyś otwierałem skrzynię z bronią bodajże z 1972 roku, a było to ok. roku 2000. Po przestrzelaniu broni (AKMŁ - jak się nie mylę), była ona w pełni sprawna. Choć kto wie jak to teraz wygląda po 10 latach "modernizacji" armii. O przeznaczeniu rzeczywiście przestrzalych elementów typu Goździk czy BWP-1 lub T-72 będę pisał. Na razie to do przemyślenia, co zwykli partyzanci mogą zrobić z T-72 (o wojskach operacyjnych nwet nie wsponę) - http://www.youtube.com/watch?v=q6vMg8mSPuM

Aleksander Gontarz 11 lat temu

Swietne opracowanie! Profesjonalnie i bez polityki.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.