Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Ministerstwo Pracy wydało instrukcję: Idziemy na Pacanów!

Ministerstwo Pracy wypowiada wojnę długotrwałym bezrobotnym. Brawo. Zamiast strzelców wyborowych i czołgów na front powiatów rzuci się doradców zawodowych. To oni podniosą pijaczka i człowieczka z fobią na pracę dla Ojczyzny - z rynsztoka. Podniosą i poniosą ku świetlanej przyszłości. Niech środki z Unii Europejskiej służą szczytnym celom urzędników i firm szkoleniowych. Niech się nie marnują.

Ministerstwo Pracy wydało instrukcję: Idziemy na Pacanów!

Ministerstwo Pracy w kraju bez pracy znalazło rewelacyjnie prosty  sposób na marnotrawienie środków budżetowych.  Za dwa lata  chce obligatoryjnie  zatrzymać wypłatę   zasiłków  z pomocy społecznej dla długotrwale bezrobotnych i  tą metodą wymusić na nich obowiązek uczestnictwa  w programie  powrotu na rynek pracy.  Oczywiście będą sankcje dla opornych: nie poddasz się ministerialnym wytycznym, wylatujesz  z rejestru na dziewięć miesięcy.

I żyj sobie trutniu bez zasiłku, bez świadczeń medycznych, albo zdychaj.

Wojna z bezrobotnymi ma być prowadzona na frontach powiatowych pośredniaków, które w związku z tym poddane zostaną kolejnej reformie.  Wszystko ma być wdrażane już od 1 stycznia 2014 roku, lecz dopięte na ostatni guzik rok później. Teraz odbędą się konsultacje społeczne nad założeniami do ustawy, czyli króliki z kapelusza ministerstwa troszczącego się o dostawę i redystrybucję pracy w Polsce będą rozmawiać z królikami z ministerstwa finansów, gospodarki i piętnastu innych departamentów, urzędów, komisji parlamentarnych i trójstronnych, rad i zaprzyjaźnionych z królikami firm szkoleniowych oraz doradczych.

Bo wszystko trzeba zmierzyć i zważyć, policzyć i przewidzieć.

Sądy rozmaitych instancji  nad bezrobotnymi trutniami polskiego ula rozpoczną obrady na dniach. Skoro jednak trutnie  oddaliły się nieroztropnie od ula rynku pracy i nie chcą powrócić na jego łono, państwo  nie będzie dłużej tego tolerować.  Na początek  wprowadzi się nakaz  pracy nad  powrotem trutnia na rynek pracy -  20 godzin w tygodniu.

10 godzin na aktywizację, czyli czyny  społeczne  na rzecz gminy i  10 godzin na integrację, czyli indoktrynację  z trenerem.  Urzędnik zadba o front pracy, a trener o motywację do pracy. Truteń – towarzysze – przestanie być trutniem. I zechce mu się powrócić na rynek pracy, a nie pić piwo z Ferdynandem Kiepskim.

Gdy już urzędnik dozwoli na czyn społeczny w gminie, a doradca zawodowy nauczy biedaka,  jak  poruszać się po lokalnym a nawet europejskim  rynku, bezrobocie – wicie towarzysze,  rozumicie – zniknie z gminy i powiatu. Trutnie powrócą na łono ula i nawet zaczną zbierać miód dla królowej i wielkiej rodziny pszczół. W świątyniach pracy w warszawce  zmierzono i zważono nawet czas takiego powrotu – dwa miesiące.  

Po dwóch miesiącach doradcy zawodowi wyciągną wagę i położą na niej los bezrobotnego.

Po tym akcie sądów odbywających się we wszystkich gminach i powiatach, bezrobocie w Polsce zacznie gwałtownie spadać.  Gdy już zjedzie w dół grubo poniżej średniej europejskiej, plan rządu koziołka zakończy się wielkim sukcesem. Koziołek rozpocznie trzecią kadencję, a lud z wdzięczności postawi koziołkowi, który tak dzielnie zwalczył bezrobocie w aglomeracjach i na prowincji, pomnik w każdej gminie, ba w każdej wiosce i ulicy. By już nie szukać Pacanowa.

Doradcy zawodowi, oj szykują się kontrakty na wielką skalę, będą w zamyśle projektu jak carowie na lokalnych podwórkach rynków bezrobocia.  Bo gdy już los długotrwale bezrobotnego zostanie złożony na szali wagi sprawiedliwości, to  zadzieją się prawdziwe cuda. Jednych wyśle się do prac interwencyjnych, gdyż mocno łopatę dzierżyli w dłoniach, innych na szkolenia do zaprzyjaźnionych mędrców, którzy zdobyli fundusze unijne na pranie mózgów, jeszcze innych z powrotem do  agencji pracy, bo rokują po resocjalizacji, a tych największych pariasów na przymusowe leczenie, gdyż zaistniało podejrzenie o trwałym skażeniu alkoholem, narkotykami lub jakąś chorobą cywilizacyjną lub umysłową.  Wybrańcom  mogą też zaproponować  przedłużony do maksymalnie sześciu miesięcy pobyt w kurorcie pod własną kuratelą.

Fajnie będzie w tym obłędzie, lecz kto zapłaci.

Resort ma to policzone i oszacowane. 60 proc. da powiatowy urząd pracy, a 40 proc. gmina. Z nor uzależnienia od narkotyku długotrwałego bezrobocia  w pierwszym roku pięciolatki  - zdaniem koryfeuszy z ministerstwa – wylezie na lokalną agorę czynów społecznie użytecznych 270 tysięcy długotrwałych obiboków z ponad  jednego miliona. To kropla w morzu potrzeb doradców zawodowych – oni przecież będą chcieli więcej i lepiej.

Na pewno coś wymyślą, gdy już ruszą pierwsze taśmy produkcyjne nowego pracownika III RP. Śpijmy spokojnie. Sukces zostanie odtrąbiony już na początku 2016 roku, gdy armia ponad 700 tysięcy pasożytów Polski zostanie usunięta z rejestrów urzędów pracy i  tym samym utraci ubezpieczenie zdrowotne.

Program chwalą już ekspertki z tytułami profesorów, jak donosi Rzeczpospolita.

My jednak pominiemy łaskawie nazwiska, by wstydu oszczędzić Uniwersytetom, które najwyraźniej powracają do nauczania marksizmu – leninizmu. W kraju, gdzie inne ekspertki o rozumie profesorskim w każdą środę powtarzają mantrę o płodności związków homo dla społeczeństwa, nic nas już nie zdziwi.

Entuzjazm nasz byłby pełny – ku chwale ojczyzny, gdyby nie pewne „ale”.  Na prowincji różnie bywa. Są gminy zapuszczone, zapomniane przez obywatela ministra pracy i jego partyjnych towarzyszy, gdzie nawet wrony już nie zawracają, bo nie dolatują. Czasami jeszcze jakiś zabłąkany bocian pozostawi tam swój podarunek, lecz i on odleci i nie powróci. Bezrobocie potrafi tam przekroczyć nawet 40 proc. To z czego biedny wójt ma dać na łopaty i doradców zawodowych? Polska wymiera i emigruje za pracą.

 Polacy emigrują za pracą, bo po prostu w Polsce nie ma pracy.

A ta, którą ironicznie proponują Polakom urzędasy z wypasionej  kolasy często nie pozwala zapewnić rodzinom minimum socjalnego. Dlatego wielu – by nie walczyć z absurdami i wiatrakami  neonowego peerelu galerii handlowych – poddało się, padło na zbity pysk. Spieprzyliście Polskę. Polski biznes, polską gospodarkę, polską moralność – chciałoby się więc rzec: łapy precz od naszego życia.

Podobnie chciałoby się rzec ekspertkom z Lewiatana i innych stowarzyszeń pracodawców, które  - przy okazji uruchamiania bzdurnego projektu  demiurgów z urzędów dowodzonych przez koziołka – zaczynają z marszu lobbing na rzecz wsparcia państwa dla biznesu. Stare, stare śpiewki bankrutów śpiewać mamy na pogrzebie?  Pogięło was wszystkich, czy co, koryfeusze postępu?

Lekarstwem na brak ofert pracy ma być wspieranie biznesu? Czyjego biznesu? Tego wielkich cudzoziemskich korporacji i banków, które nie płacą  u nas podatków i wszystkie zyski wyprowadzają zagranicę, do spółek matek? Przecież ma on już w Polsce największe z możliwych wsparcie. Robi co chce i jak chce. Kupował za grosze przedsiębiorstwa, tylko po to, by je zlikwidować – i   w ten sposób pozbyć się konkurencji, a Polakom zabrać pracę. I nadzieję.

Przecież dziś to już żadne odkrycie, że  mały i średni przedsiębiorca polski ma zdychać – zgodnie z konwencjami konsensusu waszyngtońskiego.  Daremne są więc apele, wygłaszane przy każdej okazji wdrażania pozorowanej kuracji, o zmniejszanie kosztów pracy i  usuwanie barier administracyjnych. Doświadczenie, to zapisane w pamięci historii III RP,  uczy bowiem, że po każdym przedstawieniu cyrkowym w komisjach trójstronnych,  wzrastają tylko sankcje i  restrykcje. A może cały model ustroju gospodarczego,  budowany  z zapałem neofity przez Leszka Balcerowicza i jego przyjaciół z MFW, trzeba wyrzucić na śmietnisko projektów poronionych. Zakopać ten neoliberalny burdel walki z problemami, które się wcześniej samemu stworzyło.

Bo czas na faktycznie nowe rozwiązania – kompleksowe i rozważne.

 Przykre jest tylko to, że żaden koziołek nie odnajdzie w sobie pokładów zdrowego rozsądku, by zaniechać podróży do Pacanowa. I taki już nasz los pod świetlanym przywództwem? I nic, naprawdę, nie da się już zrobić?

Raczej będzie trudno, bo Polacy w letargu.  Gdy armia koziołków maszeruje z Pacanowa do warszawki i  z warszawki do Brukseli, Polska staje się najbiedniejszym kalifatem  Unii Europejskiej. Zapleczem tanich zasobów pracy dla nowych panów.

 

 

Data:
Kategoria: Gospodarka
Komentarze 2 skomentuj »

Ciiiiii, to w ministerstwie mojej żony takie rzeczy, ale prawda jest też taka, że z tym trzeba zrobić porządek :)

Marcin Grąbkowski 11 lat 4 miesiące temu

To ja dodam w tym kontekście bezrobocia coś od siebie. Czytam sobie artykuł nośnym tytule: http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,12559073,Coraz_wiecej_Polakow_szuka_szczescia_poza_krajem_.html

A tam takie kwiatki:
dr Maciej Duszczyk z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego rzecze tal:
"Uważam, że nawet przyjęcie 200-300 tys. osób nie spowodowałoby specjalnego zaburzenia. Bo w tej chwili jest ich bardzo mało. A dzięki nim uzupełnialibyśmy np. niedobry na rynku pracy"
No bo po co ułatwiać działalność MiŚiom, obniżać biurokrację, likwidować absurdalne przepisy. Lepiej przecież ściągnąć milion imigrantów i będzie po bezrobociu....powiem wprost pan "doktor" powinien iść do innego doktora, takiego od głowy.
Mamy imigrantów prawie 2mln...i to na dodatek z polskim obywatelstwem i nad tym trzeba się skupić, co zrobić żeby opłaciło im się wrócić.
Pozdrawiam

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.