Historia zatoczyła koło, bo okazuje się, że po sześciu latach śledztwa IPN przyznał, iż w latach 80. SB fabrykowała dokumenty na Lecha Wałęsę, aby go skompromitować przed Komitetem Noblowskim. Wszystko by się zgadzało, gdyby nie takie malutkie ale…
O, co chodzi?
Właśnie w tym sęk, że „Lechu” sam do rzekomej współpracy się przyznał? Tak bynajmniej twierdzą świadkowie tamtych wydarzeń. Z relacji uczestników pamiętnego spotkania w latach 80. wynika, że Wałęsa w gdańskim mieszkaniu Gwiazdów przyznał się do współpracy z SB, ale zaznaczył, że to była celowa gra z esbecją (sic!).
Czyli jak było naprawdę?
Dzisiaj trudno jednoznacznie to powiedzieć, bo z publikacji dr Sławomira Cenckiewicza i Gontarczyka wynika, że współpracował z SB. Jednak IPN uparcie twierdzi – „Dokumenty fabrykowane były na początku lat 80-tych, wyglądały jak prawdziwe - podrabiano charakter pisma Wałęsy, zastosowano odpowiedni papier itd. Gdy w 1982 r. wysunięto kandydaturę Wałęsy do nagrody Nobla, SB podrzuciła te fałszywki do ambasady Norwegii oraz do Komitetu. Pokojową nagrodę Nobla Wałęsa dostał jednak rok później” – czyli klasyczny przykład pisania historii na nowo?
To wszystko takie dziwne…
IPN twierdzi, że Lechu to nie TW "Bolek", a materiały o tym świadczące to tylko dokumenty produkowane żeby Lecha tzn. „Bolka” skompromitować przed Komisją Noblowską. W takim razie pytam: skąd zarzuty o agenturalność i o współpracę z SB, zawarte w książce Cenckiewicza i Gontarczyka? Te dotyczą początku lat 70- czyżby czerwoni już wtedy wiedzieli że Lechu dostanie Nobla?
Fiatowiec