Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Premier oblał egzamin

Pomysł podwyższenia wieku emerytalnego jest nie do zaakceptowania – oceniają liderzy związku. Krytykują Tuska za pominięcie w exposé problemów bezrobocia i ochrony zdrowia. Strażacy i górnicy zapowiadają, że będą bronić swoich uprawnień emerytalnych.

 

– Wedle szkolnych not wystawiłbym premierowi jedynkę – ocenia exposé premiera Zbigniew Gałązka, szef Sekretariatu Emerytów i Rencistów. – Podwyższanie wieku emerytalnego jest niepoważną propozycją, biorąc pod uwagę poziom bezrobocia. Ludzie wychodzą ze szkół i nie znajdują zatrudnienia, a ci, którzy mogliby im ustąpić miejsca, mają być zmuszani, by pracować dłużej. Premier nic nie mówi o miejscach pracy dla 50- i 60-latków, a program „50 plus” okazał się niewypałem.
Jego zdaniem pracodawcy nie będą trzymać na siłę 60-latków, bo już dziś wolą młodszych pracowników, których postrzegają jako bardziej wydajnych. Zbigniew Gałązka krytykuje Donalda Tuska za brak pomysłów na walkę z bezrobociem. 
– Premier zamierza podnieść wiek emerytalny dla kobiet aż o 7 lat, tylko gdzie jest dla nich praca? Miejsc pracy nie przybywa, a gdy ograniczy się liczbę odchodzących na emeryturę, bezrobocie jeszcze wzrośnie. Nie przyjmuję wyliczenia, że 39-letnia kobieta, dzięki pracy do 67. roku życia otrzyma o 80 proc. wyższą emeryturę w porównaniu z dzisiejszą. Może premierowi chodziło o 80 zł? 
– drwi z wyliczeń szefa rządu Zbigniew Gałązka.

Popracują do śmierci
Obecnego wieku emerytalnego nie dożywa aż 40 proc. mężczyzn. Jego podwyższenie do 67 lat oznacza, że wielu Polaków umrze nim otrzyma pierwsze świadczenie. Zastrzeżenia liderów związku budzi także pomysł waloryzacji kwotowej emerytur.
– To rozwiązanie zostało już uznane za niekonstytucyjne – przypomina szef Sekretariatu Emerytów i Rencistów. – I Donald Tusk o tym wie, bo był przecież w parlamencie. Ludzie płacili składki od określonych, zróżnicowanych dochodów. Jeśli zarabiali więcej i płacili wyższe składki, otrzymują wyższe świadczenia i mają wyższą waloryzację. Sprawa do tej pory była przejrzysta – każdy mógł sobie przeliczyć: waloryzacja wyniesie tyle procent, bo określony jest poziom inflacji i wskaźnik wzrostu płac w przedsiębiorstwach. A jak teraz ma to być liczone przy waloryzacji kwotowej? Z czego ma wynikać kwota, o jaką zostaną podniesione świadczenia? Będą chcieli to po 40 zł dadzą każdemu, a może po 30 zł? Ale wiadomo o co chodzi – niektórzy analitycy podają, że łączna pula na waloryzację może być niższa od dotychczasowej nawet o połowę. To zwykłe oszustwo.

Nie – dla odbierania uprawnień emerytalnych
Donald Tusk w exposé zadeklarował: „Jeśli chodzi o warunki przechodzenia na emeryturę w górnictwie, będziemy proponowali utrzymanie przywilejów wyłącznie dla tych, którzy pracują bezpośrednio przy wydobyciu”. – To określenie jest bardzo nieprecyzyjne. Jedno wydaje się jasne – rząd chce ograniczyć górnicze uprawnienia emerytalne, ale trudno dziś powiedzieć komu i na jakich zasadach. Oceniam to jako planowany zamach na uprawnienia emerytalne górników – mówi Jarosław Grzesik, szef Sekcji Krajowej Górnictwa Węgla Kamiennego. – Ludźmi, którzy pracują przy wydobyciu węgla, są nie tylko pracownicy dołowi kopalni, ale również zakładów przeróbczych węgla. A oni nie korzystają z uprawnień górniczych. Mogą tylko przejść na emeryturę pomostową, tak jak inni zatrudnieni w warunkach szczególnych. Chciałbym uznać, że wypowiedź premiera o górnikach, którzy nie byliby zatrudnieni przy wydobyciu węgla, była zwykłym lapsusem.
Jarosława Grzesika niepokoi także zapowiedź wprowadzenia specjalnego podatku od kopalin. – Co prawda szef rządu mówił, że chodzi o miedź, cynk, rudy metali szlachetnych, ale wspomniał także o innych kopalinach. Dziś górnictwo jest najbardziej obłożoną różnego rodzaju podatkami, opłatami i innymi haraczami branżą w Polsce. Nie ma takiej gałęzi gospodarki, na którą byłoby nałożone aż tyle opłat. Nakładanie dodatkowych to zarzynanie kury znoszącej złote jaja.
Wzburzeni zapowiedzią odebrania uprawnień emerytalnych są zrzeszeni w Solidarności strażacy. Donald Tusk zapowiedział, że w ich przypadku minimalny wiek emerytalny ma wynosić 55 lat, przy 25-letnim stażu pracy. – Nie widzę 55-letniego strażaka, który wskakuje na drabinę i na dużej wysokości ratuje kogoś z pożaru. Za 15 lat okaże się, że funkcjonariuszy z takim stażem, jak założył sobie rząd, nie będzie w służbie, oni nie dadzą rady – nie ma wątpliwości Robert Osmycki, szef Sekcji Krajowej Pożarnictwa. – Jeśli porównujemy się z innymi krajami, to we Francji można być policjantem czy strażakiem maksymalnie do 55. roku życia. Po przekroczeniu tego wieku obowiązkowo należy odejść na emeryturę. Są nieliczne przypadki, gdy o 2–3 lata przedłuża się służbę, jeśli funkcjonariusz jest wysokim specjalistą. Ale to wyjątki, na które zgadzają się ministrowie. Funkcjonariusze w Niemczech, Anglii czy Francji odchodzą z pełną emeryturą nie później niż po 25 latach służby i nie później niż w 60. roku życia. Rząd Platformy chce zafundować nam zachodni górny pułap wiekowy jako minimalny u nas.
Robert Osmycki podkreśla, że w Polsce raczkuje system odnowy psychobiologicznej dla funkcjonariuszy. – Nie mamy takich pensji, by po służbie strażak czy policjant mógł zregenerować się, korzystając z odnowy biologicznej. Strażacy nie mają też na to czasu, bo przy tak niskich wynagrodzeniach idą do drugiej roboty. Jedyne, co dziś ludzi ciągnie do służby w straży pożarnej, to wcześniejsza emerytura. Jeżeli rząd uważa, że strażak ma nabywać uprawnienia po 25 latach służby, to chcemy wiedzieć, jaka będzie podstawa naliczania emerytury. Bo jeżeli taka jak teraz po 15 latach, czyli 40 proc. ostatniego wynagrodzenia, to emerytury będą głodowe. Komu opłaci się narażać przez 25 lat na ryzyko szybszej utraty zdrowia za emerytalny ochłap? – pyta szef Sekcji Krajowej Pożarnictwa.
Jego zdaniem błędna decyzja rządu szybko uwidoczni się w brakach kadrowych służb mundurowych. Odebranie dotychczasowych uprawnień emerytalnych zniechęci tych, którzy myślą o pracy w straży pożarnej lub policji. – Już to przerabialiśmy. Na początku lat 90. można było odejść na emeryturę dopiero po 55. roku życia. Wtedy na 27 etatów do obsadzenia w jednostce ratowniczo-gaśniczej w Warszawie miałem aż 13 wakatów. Jeśli chcemy do tego wrócić, to rząd jest na dobrej drodze. Jako związkowcy na pewno będziemy walczyć o to, by nie naruszono uprawnień tych, którzy już są w służbie. Rozwiązania zaproponowane przez premiera będą bardziej restrykcyjne niż uprawnienia wynikające z ustawy o emeryturach pomostowych.

Stajnia Augiasza w służbie zdrowia
nLiderzy Solidarności są zdumieni tym, że Donald Tusk w exposé nie powiedział nic na temat sytuacji w służbie zdrowia. Cztery lata temu szef rządu zapowiadał: skrócimy kolejki do specjalistów, pacjenci będą leczeni w komfortowych warunkach, a pracownicy służby zdrowia otrzymają podwyżki. Nie będziemy żałować nakładów – obiecywał. Niedługo potem, na początku rządów PO odbył się biały szczyt. Wtedy padły konkretne obietnice – podniesienia składki zdrowotnej i poprawy sytuacji pracowników służby zdrowia. Nic z tego nie zostało zrealizowane.
– Teraz należałoby najpierw rozliczyć się z tych obietnic i stanąć w prawdzie. Brak nawiązania w wystąpieniu do problemów służby zdrowia odbieram jako ucieczkę od rzeczywistości – mówi Maria Ochman, szefowa Sekretariatu Ochrony Zdrowia. – Ostatnie cztery lata to była polityczna gra bezpieczeństwem zdrowotnym pacjentów. Pierwszy pakiet zdrowotny minister Kopacz został zawetowany przez prezydenta Kaczyńskiego. Te rzekomo świetne ustawy uchwalono w ekspresowym tempie. Gdyby trzymać się tego, co mówił wtedy premier i minister zdrowia, to po tragicznej śmierci prezydenta Kaczyńskiego ten sam pakiet powinien zostać otrzepany i przedstawiony ponownie parlamentowi, jeśli był tak świetny i tylko prezydent stał na przeszkodzie w jego wprowadzeniu. Tymczasem pojawił się zupełnie inny projekt, który nadal nie rozwiązuje problemów.
Konstytucja nakłada obowiązek zapewnienia równego dostępu do świadczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych i przed tym problemem rząd stanie – chce czy nie. A przed nowym ministrem zdrowia Bartoszem Arłukowiczem (do niedawna w SLD) nie lada wyzwanie. – Musi uporządkować ministerialną stajnię Augiasza. Ustawa o działalności leczniczej nakłada rygory ekonomiczne na zakłady opieki zdrowotnej. Jeśli nie podnosi się składki, a więc nie zasila finansowo całego systemu, to oczywistym jest, że szpitale będą się dalej zadłużały. Polacy, którzy coraz częściej są zatrudniani na umowy śmieciowe, odprowadzają coraz mniej pieniędzy ze składek lub uciekają w szarą strefę, z której nie ma wpływów do budżetu. To oznacza spadające wpływy do kas szpitali – sygnalizuje Maria Ochman. – Tworzenie spółek prawa handlowego nie jest panaceum, bo już co trzecia z nich jest zadłużona.
Drugi problem dotyczy ustawy refundacyjnej, która była sztandarowym projektem minister Kopacz. Zegar tyka i po nowym roku problemy mogą mieć lekarze, aptekarze i pacjenci. Lekarze już dziś grożą niewypisaniem recept na leki refundowane. Na czas nie zostały także przygotowane rozporządzenia w ramach tzw. koszyka świadczeń zdrowotnych. One muszą być nowelizowane każdego roku, bo na ich podstawie NFZ kontraktuje świadczenia. – To wynik zaniedbań pozostawionych w resorcie przez minister Kopacz – ocenia Maria Ochman. – Do tego dochodzi kwestia nadzoru. O tym, jak źle funkcjonuje nadzór ministerstwa zdrowia, świadczy przykład stołecznego Centrum Onkologii, do którego weszły już z kontrolami wszystkie służby – ABW, CBA, NIK i prokuratura. W tej placówce kwitła korupcja, nepotyzm i układy. W efekcie jest dziś poważnie zadłużona. Jako rozwiązanie proponuje się tam wyprowadzanie usług na zewnątrz. Czyli przyjdzie następna ekipa i będzie robiła pieniądze na placówce, która powinna służyć chorym i być poza kryteriami zysku i oszczędności na pacjentach.

Karty na stół
Premier przedstawił także planowane zmiany w systemie ubezpieczeniowym rolników. Za posiadaczy gospodarstw do 6 ha państwo nadal będzie opłacać składki zdrowotne. Właściciele gospodarstw od 6 do 15 ha zapłacą połowę składki, a całą składkę – rolnicy powyżej 15 ha.
– Premier rzucił tylko hasła. Dlaczego dolną granicą ma być 6 a nie 10 hektarów? Reprezentuję interesy rolników zatrudnionych w spółkach skarbu państwa i uważam, że KRUS trzeba zmienić. Bo rolnicy zatrudnieni w tych przedsiębiorstwach płacą podatek dochodowy i ZUS na zasadach powszechnych. Inaczej traktuje się rolnika państwowego, a inaczej rolnika indywidualnego – sygnalizuje Wojciech Pogorzelski, szef Sekretariatu Rolnictwa. – Wprowadzenie rozliczenia rolników zgodnie z ustawą o działalności gospodarczej pokazałoby, jaka jest prawdziwa sytuacja w rolnictwie indywidualnym. Jest pytanie: jak wyliczyć ten podatek dochodowy. Czy unijne dopłaty bezpośrednie są dochodem czy nie? Zgodnie z traktatem akcesyjnym nie powinny być opodatkowane. 
Poza zmianami w KRUS-ie liderzy „S” akceptują też podniesienie składki rentowej i przypominają, że związek był przeciwny jej obniżaniu w 2007 roku. Niepokoi ich forma komunikowania o planowanych przez rząd zmianach. – Dialog jest pozorowany od wielu lat. Niby komisja trójstronna się zbiera, tylko rząd wszystko ustala wcześniej. Chcemy poznać szczegóły rozwiązań z exposé i usiąść do negocjacji – puentuje Zbigniew Gałązka.

 Dla TS exposé premiera ocenia Piotr Duda, przewodniczący Solidarności

Z punktu widzenia marketingu politycznego, wykonanego ukłonu w stosunku do agencji ratingowych, można powiedzieć, że premier wygłosił dobre exposé. Ale każde exposé jest tylko pobożnym życzeniem szefa rządu. Później musi on się zderzyć z rzeczywistością – konsultacjami i uzgodnieniami nie tylko w komisjach sejmowych, ale także, mam nadzieję, ze stroną społeczną. Jeśli kryzys, którym straszą rządzący i finansiści, czeka u naszych bram, to razem rozwiązujmy problemy z nim związane. Kryzys nie może prowadzić do sytuacji, w której związkowcy będą na ulicy, a rządzący uznają, że wiedzą lepiej, co powinni robić. Kolejne cztery lata nie mogą być czasem kryzysu dialogu społecznego. Liczę na wzmocnienie komisji trójstronnej. Mam nadzieję, że w najważniejszych posiedzeniach będzie brał udział premier, a najlepiej byłoby gdyby został jej przewodniczącym.

W exposé szef rządu mówił wyłącznie, jak oszczędzać. Ale nie powiedział, jak zwiększyć dochody budżetu państwa. Sądziłem np. że środki zaoszczędzone na uldze prorodzinnej i becikowym zostaną skierowane na aktywną walkę z bezrobociem i tworzenie nowych miejsc pracy, szczególnie dla młodych. Tego w wystąpieniu zabrakło. Więcej środków można by pozyskać, gdyby w Polsce ujednolicono system składek emerytalno-rentowych. Pracuje nas ponoć 16 mln, ale z tego 3 mln na zasadach samozatrudnienia, korzystając z preferencyjnych reguł podatkowych. Nie może być tak, że zatrudnieni na umowę o pracę płacą składki na pozostałych.

Pomysł podniesienia wieku emerytalnego jest kompletnie nietrafiony i nie do zaakceptowania. Nie powinniśmy w Polsce naśladować rozwiązań z innych państw, tylko tworzyć system motywujący ludzi, by chcieli dłużej pracować, pewnych, że dzięki temu otrzymają wyższą emeryturę. Oczywiście pod warunkiem, że pozwala na to zdrowie. Przecież już w tej chwili nie ma przymusu przechodzenia na emeryturę. Ona jest przywilejem, ale można pracować dłużej. Podniesienie wieku emerytalnego do 67. roku życia spowoduje, że część ludzi przejdzie na renty lub zasiłki socjalne, a spora grupa po prostu nie dożyje wypłaty pierwszego świadczenia. Dlatego wiek emerytalny trzeba powiązać ze stażem pracy. Niektórzy po przepracowaniu 15 czy 20 lat przechodzą na emeryturę, a inni, z 45-letnim stażem pracy, nie dożywają pierwszego świadczenia. Ci pierwsi dożywają być może właśnie dlatego, że tak krótko pracowali. To nie jest sprawiedliwe.

Niepokoją propozycje dotyczące emerytur górniczych. Wszyscy, którzy pracują dziś pod ziemią, pracują przy wydobyciu. Premier ponoć był na dole w kopalni, ale chyba tylko na reżyserowanej wycieczce. Zapraszam go ponownie na Śląsk, będzie mógł zjechać na dół kopalni i zobaczyć, ile osób faktycznie zaangażowanych jest przy wydobyciu węgla. Praca pod ziemią jest bardzo ciężka i nie sądzę, by te osoby, które pracują w kopalniach, mogły pracować dłużej niż 25 lat pod ziemią. Trzeba też pamiętać, że przygotowanie pełnowartościowego pracownika dołowego wymaga zaangażowania drugiego pracownika, który musi go przez kilka lat prowadzić za rękę.

Nie wiem, co premier miał na myśli, oferując policjantom i żołnierzom nawet 600-złotowe podwyżki. Czy to kupowanie resortów siłowych na wypadek demonstracji związkowych? 
Chcemy rozmawiać o propozycjach zawartych w exposé. Ale jeśli Polacy, nie tylko związkowcy z Solidarności, zdecydują, że chcą przeciwstawić się propozycjom rządu, to my jako Solidarność możemy stanąć na czele tych protestów. Jesteśmy na to gotowi.

Krzysztof Świątek

Artykuł pierwotnie opublikowano w Tygodniku Solidarność, na Nowym Ekranie publikujemy za zgodą Jerzego Kłosińskiego, Redaktora Naczelnego T.S.

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.