Od 1 marca czeka nas rewolucja w opiece nocnej i świątecznej: znacznie mniej ośrodków. Obowiązywać będą bowiem nowe zasady udzielania tych świadczeń. Nowe, to w żargonie Ministerstwa Zdrowia gorsze, bo ograniczające dostęp chorych do opieki lekarskiej i pielęgniarskiej. Według NFZ, pacjent skorzysta z pomocy w dowolnym punkcie, ale takich punktów będzie znacznie mniej niż do tej pory. Jednak, zdaniem „fachowców” z resortu, nie nastąpi ograniczenie dostępności świadczeń. Chyba nie trzeba być szczególnie bystrym, by zauważyć, że to kolejny cios ( a może raczej: kop) w każdego potencjalnego pacjenta! Po pierwsze dlatego, że wydłuży się kolejka do lekarza w takim ośrodku, gdy z kilku wcześniej funkcjonujących punktów zejdą się chorzy. Wpłynie to także na warunki pracy lekarza i pielęgniarki, którzy spośród tłumu będą zmuszeni wybierać bardziej pilne przypadki. Po drugie starsi lub biedniejsi pacjenci, nieposiadąjący samochodu, nie będą mogli dotrzeć do placówki znacznie oddalonej od ich miejsca zamieszkania.
Kolejna rewolucja dotyczy ratownictwa medycznego, bez którego trudno wyobrazić sobie pomoc ludziom w nagłych przypadkach. Chodzi oczywiście o ograniczenie liczby rejonów. Zmiany w systemie ratownictwa medycznego ogłosił wojewoda śląski w styczniu bieżącego roku. Najważniejsza z nich to stworzenie dużych tzw. rejonów operacyjnych. Teraz jest ich w naszym województwie 13. Jeżdżą tutaj 154 karetki (75 specjalistycznych - z lekarzami - i 79 podstawowych - tylko z ratownikami). Kieruje nimi 22 dyspozytorów. W województwie wyodrębniono sześć rejonów z dyspozytorniami w dużych miastach: częstochowski z Kłobuckiem i Lublińcem z dyspozytornią w Częstochowie, rejon sosnowiecki, sięgający po Zawiercie i Myszków z dyspozytornią w Sosnowcu, centralny z dyspozytornią w Katowicach, gliwicki, południowo zachodni – sięgający od Raciborza, przez powiat wodzisławski, Rybnik i Jastrzębie Zdrój z dyspozytornią w tym ostatnim mieście oraz rejon Podbeskidzie, zarządzany z Bielska-Białej (źródło: rynekzdrowia.pl). Te dane ogląda się z innej perspektywy, gdy wyobrazimy sobie to na następującym przykładzie: jedną karetkę mniej i dwa powiaty więcej będzie miał na głowie człowiek, który zasiądzie na stanowisku dyspozytora w częstochowskim centrum powiadamiania ratunkowego. Co na to pacjent z jakiegoś zakątka województwa, do którego karetka popędzi kilka godzin? A może będziemy znów mieli błękitną liniętelefonu alarmowego 112? Przecież liczba dzwoniących się nie zmniejszy! Może warto byłoby od razu zabezpieczyć tzw. czarną linię zakładów pogrzebowych, oferujących swe usługi pod hasłem: w zamian za karetkę „ widmo” - karawan?
Zadaję sobie pytanie: o co tutaj chodzi? Jeśli o oszczędności, to dlaczego koszt budowy nowego systemu wynosi 6 mln zł? Czy znowu ktoś miał na tym zarobić? Bo z całą pewnością na tych zmianach nie skorzystają pacjenci. Dlaczego, tworząc tak absurdalne projekty, rząd nie wykorzystał możliwości centrów zarządzania kryzysowego, do zakładania których nakłaniał samorządy? Przecież gminy zainwestowały w te komórki mnóstwo pieniędzy ze swoich budżetów! Działania E. Kopacz komentuje Marek Balicki: „Pani minister mówi w kratkę. W dni parzyste informuje, że szpitale są w dobrej sytuacji finansowej, że wszystko jest w porządku. W dni nieparzyste mówi, że sytuacja jest zła, że koniecznie trzeba uszczelniać system”. I czy w tym kontekście można mówić o jakimkolwiek zarządzaniu państwem?