Jako, że sporą część Pań i Panów z plakatów, mieliśmy już okazję poznać z poprzednich kadencji Rady Miejskiej, wiemy, że porównując ich wyborcze hasła z osiągniętymi wynikami, bilans prezentuje się raczej mizernie. Mimo wszystko wyborcy ciągle dają się nabrać na te same sztuczki. Dlaczego? Bo polityka sprzedaję się tak samo jak batonik.
Sprawę rozpoczyna analiza rynku: szukamy idei popularnej wśród wyborców. Raz jest to socjal i opieka zdrowotna, innym razem walka z Kościołem, ekologia, wartości narodowe, czy prawa homoseksualistów. Następnie tworzy się program dopasowany do grupy docelowej. Program zazwyczaj niewiele ma wspólnego z rzeczywistością, gdyż nie pisze się go w celu wprowadzenia w życie, lecz wygrania wyborów. Kolejnym krokiem jest wybór kandydatów i konstrukcja list. Robi się to w taki sposób, by umożliwić zwycięstwo liderom list. Pozostali - nabijają jedynie głosy liście, płacąc podatek od złudzeń. Dzieło wieńczy skuteczna reklama: zdjęcia podrasowane programami komputerowymi tak, że 70-latki wyglądają jak króliczki Playboya, profesjonalne spoty, bilboardy, plakaty, ulotki. Jeszcze tylko ostatnie uśmiechy, uściski i poklepywania po plecach. Baton trafił na półkę.
Batoniki sprzedaje się tam gdzie najwięcej potencjalnych konsumentów. Prawicowe - w środowiskach katolickich, lewicowe - zbuntowanej młodzieży i miłośnikom tej samej płci. Co to ma wspólnego z prawdziwymi ideami? Nic - jak dowodzi przykład prawicowego liberała - Janusza Palikota, który przeistoczył się niczym Dr Jekyll w antyklerykalnego rewolucjonistę. Gdy patrzycie więc Państwo na dziewczynki i chłopców z plakatu, pomyślcie o nich jak o batonach na półce. Demokracja to hipermarket starający się sprzedać jak najwięcej towaru, zwykle przeciętej jakości. Przed zakupem radzę więc dobrze obejrzeć produkt, sprawdzić termin przydatności, rekomendacje w Internecie i możliwe skutki uboczne. I raczej ostrożne podchodzić do napisów na opakowaniu, bo odejściu od urny reklamacji nie uwzględnia się.
Rafał Piotr Szymański