Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„Mafia” czy „gwizdki”?


Ostatnie lata dostarczyły nam dużo amunicji na ligowych arbitrów. Są różne określenia tej sytuacji, np. „nie kopie się leżącego” lub „nie porusza się czegoś, żeby…”. Ale najpierw chciałbym powiedzieć, że znam również znakomitych sędziów, którzy swoją postawą na boisku i poza nim odznaczali się wysoką kulturą i dobrym prowadzeniem zawodów. Im chciałbym tu podziękować, gdyż włożyli wiele wysiłku i poświęcili dużo swojego czasu dla dobra piłki. Nazwisk nie wymieniam, gdyż pamięć jest zawodna i mógłbym kogoś z nich pominąć. Za to z całą mocą chcę podkreślić, że nie są to sędziowie z wysokich klas. Szczebel awansu dla tych sprawiedliwych zamykał się z reguły na Lidze Okręgowej lub niewiele wyżej. Na szczyty mogli dojść wyłącznie zaufani możnych. System był, i według mnie jest nadal, szczelnie zamknięty. To niezwykle hermetyczna grupa, określana często przez działaczy, trenerów, zawodników i kibiców jako „mafia”. Czy słusznie? Czy mieszczą się w definicji słynnego Franza Kafki? Chyba nie. Prędzej podchodzą pod określenie Pana Jana Tomaszewskiego jako tak zwane „gwizdki”. Moje skromne doświadczenia zawodowe dostarczyły mi na ten temat dość sporo wrażeń. Chyba nie byłem ich pupilem. Ale o tym potem.

Autor: Aelreda

Na początek jako kwestię zasadniczą spróbuję scharakteryzować mentalność tej grupy, wchodzącej w skład wielkiej rodziny sportowej. Otóż uważam, że motywacje przyjścia do tego fachu i trwania w nim są – niestety – krańcowo różne niż trenerów i działaczy klubowych z prawdziwego zdarzenia. Trenerzy i prawdziwi działacze (nie mylić ze związkowymi) pracują, zdobywają środki, wychowują, dążą do rozwoju klubów i zawodników. Sędziowie nie muszą każdego dnia o tym wszystkim myśleć. Oni w większości przychodzą do piłki po to, aby jak najwięcej z niej wyciągnąć. Za to mają czas na bywanie w związkach piłkarskich (nie prowadzą codziennie treningów) i pilnowanie swoich partykularnych spraw. Sędziów nie boli, kiedy drużyna przegrywa. Również każda kartka nie ma znaczenia, wręcz przeciwnie, kasa płynie szerokim strumieniem do central okręgowych i PZPN-u. Nie raz widziałem, gdy sędzia, nie radząc sobie na boisku, szastał bezmyślnie kolorowymi kartonikami, a małe klubiki miały przez to coraz większe kłopoty finansowe (opłata kar, zgłoszeń do rozgrywek oraz innych należności na rzecz Związku).

Ku mojemu zdziwieniu, wielki awans był często udziałem właśnie takich sędziów. Podam tu niezwykle jaskrawy przykład z warszawskiego podwórka. Jeden z nich aktualnie jest sędzią zawodowym ekstraklasy. Patrząc na niego, jak w soczewce widać patologię awansów. Przez takich jak on nie mogli awansować naprawdę utalentowani, ale właśnie on, nazywany kiedyś „wiatrakiem” , bo po gwizdku ręce latały mu we wszystkie strony. Teraz zmieniło mu się zaledwie tyle, że pokazuje w jedną, ale niestety w złą stronę. Po co więc cały ten cyrk z obserwatorami, ocenami, egzaminami, skoro wiadomo z góry, kto awansuje?

Tu chciałbym wyrazić nadzieję, że może podejmie ten temat ktoś z sędziów, nawet anonimowo, a może jawnie? Byłby dla mnie bohaterem, gdyby zrobił to dla dobra polskiej piłki. Temat sędziowski chciałbym jeszcze ukazać poprzez osobę byłego prezesa PZPN-u, Michała Listkiewicza. Ile złego ten człowiek zrobił polskiej piłce poprzez ignorancję i zaniechanie w kluczowych sprawach (nie wyłącznie sędziowskich)!

Zatem po pierwsze: pozwolił na rozwój gigantycznej afery sędziowskiej (i nie tylko). Tłumaczenie, że nic o tym nie wiedział, bo przebywał za granicą, nie wytrzymuje słów krytyki. Prezes Związku naszego sportu narodowego zostawił ten Związek na łaskę i niełaskę innych, przedkładając swoje wojaże zagraniczne (nawet jeżeli były związane z interesami UEFA czy FIFA) nad rozwój i przyszłość tej dyscypliny. Czyżby w znacznie rozbudowanym kiedyś zarządzie nie było innego człowieka, który znałby języki i był fachowcem? Po drugie: sędziując mecze niższych klas, były prezes ograniczał swoją aktywność wyłącznie do koła środkowego. To samo robiło wielu jego kolegów, pokazujących swoją wyższość i pogardę dla maluczkich. Świadczyło to dobitnie o jego stosunku do piłki nożnej i ludzi ją tworzących.

Na koniec podam dwa nieprawdopodobne, wydawałoby się, przypadki, które mnie osobiście dotknęły niezwykle mocno (gdyby nie te wyniki, może moje losy byłyby inne). Przypadek pierwszy: IV liga, gramy w Białymstoku mecz w rozgrywkach. Przegrywamy 0:1. Dwaj sędziowie – główny i boczny (ten drugi był kierowcą) z okręgu Ciechanów byli pijani. W 84. minucie zawodnik drużyny gospodarzy wyciąga piłkę pół metra za linii końcowej i stało się – pijany sędzia liniowy jeszcze podczas meczu tłumaczył się naszemu obrońcy, że tego nie widział. Po meczu zgłosiłem ustnie swój protest do przebywającego na miejscu obserwatora MOZPN-u p. Stępnia, w którego obecności w pokoju sędzia główny przewrócił także kubek z napojem (syndrom po…..), ale bez żadnej reakcji wspomnianego pana. Również dowódca oddziału policji (w randze porucznika) zabezpieczającego zawody odpowiedział mi spokojnie, że to nie jego sprawa i nie podejmie żadnych czynności, choćby sprawdzających stan trzeźwości arbitrów. Protest zgłoszony przez nasz klub po meczu do MOZPN-u nie odniósł żadnego skutku. Sprawa umarła śmiercią naturalną, a p. Stępień awansował do struktur PZPN-u.

Drugi przypadek to numer wycięty przez międzynarodowego sędziego z Warszawy. Człowiek ten zapowiedział przed meczem, że da jednemu z moich zawodników czerwoną kartkę. Za dawne porachunki – jak się wyraził. Przekazali mi to zawodnicy. Już w 26. minucie była druga żółta. Zadanie wykonane. Ten sam arbiter w Warszawie sędziował głównie mecze Okęcia i Sarmaty. W pierwszym klubie miał szansę na uzyskanie zniżki w przelotach, a w drugim mógł liczyć na dwie strony zachwytów na swój temat w „Przeglądzie Sportowym” (działaczem był tam znany dziennikarz). Czyli wszystko w białych rękawiczkach. Podobnych przypadków jest bez liku. Jeszcze dodam, że grupa, której dotyczy ten felieton, była zawsze wysoko oceniana za swoją działalność przez Zarząd MOZPN-u, czego przykładem choćby słynne wystąpienie byłego prezesa J. Lechowskiego na kursokonferencji trenerskiej na AWF-ie – chwalące sędziów, a ganiące trenerów.

Mam wrażenie, że do dziś w tej materii nic się nie zmieniło. Pytania nasuwają się zasadnicze: jaki to ma wpływ na naszą piłkę? Na ludzi w niej pracujących? Na nie będę również szukał odpowiedzi w dalszych felietonach. Jak już wspomniałem, zachęcam do dyskusji wszystkich, a mając na uwadze tematy sędziowskie, zwłaszcza kogoś ze „sprawiedliwych”. Pozdrawiam serdecznie.

Autor: Jerzy Smoliński


Artykuł możecie komentować w tym temacie na forum. Tekst zamieszczono pierwotnie na stronie www.konicpzpn.pl na blogu zamieszczamy za zgodą redakcji portalu oraz S.O.S. dla Polskiej Piłki.

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.