Przeciwnicy idei pomnika, mieli na względzie tylko kilka spraw:
- uszanowanie rocznicy bitwy warszawskiej, podczas której zginęło wielu żołnierzy polskich,
- uszanowanie poległych oraz ich rodzin,
- sprzeciw przeciwko patronatowi najwyższych władz państwowych.
Tu z premedytacją przytoczę słowa Jana Pawła II – "O wielkim Cudzie na Wisłą przez całe lata trwała zmowa milczenia. Dlatego Opatrzność Boża niejako nakłada dzisiaj obowiązek podtrzymywania pamięci tego wielkiego wydarzenia w dziejach naszego narodu i całej Europy, jakie miało miejsce po wschodniej stronie Warszawy" – w nadziei, że nikt nie odważy się ich sprowadzić do taniego, zaściankowego patriotyzmu.
Bloger Arkadiusz Więch, w swoim komentarzu dotyczącym sprawy pomnika bolszewików w Ossowie stwierdza – „Po prostu potwierdza się, ze Polacy są narodem egoistycznych karłów... Mocne słowa ale jedyne... Bo jak inaczej określić tą zaciętość...”
Mocne słowa i bardzo prawdziwe.
Tylko kim są te egoistyczne karły? Czy to są ci ludzie, którzy przywiązani do tradycji i historii Polski mają odwagę wyrażać sprzeciw? Czy tak jak podsumowuje Polanka54 niestety, dalej jesteśmy bojownikami o "słuszne" sprawy, takie jak stawianie lub nie stawianie pomników, jak upamiętnianie tylko "właściwych" bohaterów, nieważne że nam się ludzie i epoki pokręciły. Taką to mamy teraz polską demokrację, że każdy Polak ma prawo do wyboru własnej tożsamości, własnego patriotyzmu i własnej polskości.
Moher zawsze powie, że to „wykształciuchy”, nie mające pojęcia o naszej historii, dbający tylko o swój powierzchowny wizerunek, a więc o status materialny, a przede wszystkim marzący aby w końcu stać się członkiem europejskiej społeczności.
Może ktoś uzna, to za zbyt ostre słowa, może wzruszy ramionami. Jest mi to obojętne. Ostatnie miesiące były próbą patriotyzmu zarówno dla społeczeństwa jak i przykro to stwierdzić Prezydenta. Nie chcę powracać do spraw już omówionych, chcę przypomnieć kilka niezrozumiałych dla mnie postaw Głowy Państwa.
I tak…
Jeszcze jako p.o. prezydent i marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, nie znalazł czasu aby wziąć udział w obchodach 400 rocznicy bitwy pod Kłuszynem (3 i 4 VII 2010r.)
11 lipca uroczystości upamiętniające ludobójstwo ukraińskie na polskich Kresach Wschodnich w 1943 roku, też nie spotkały się z jego zainteresowaniem, a Kancelaria Prezydenta nie znalazła w swoim budżecie środków na wieniec, który mogłaby złożyć przed pomnikiem 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej, upamiętniającym
żołnierzy walczących w ramach akcji "Burza" na Wołyniu i Podlasiu.
17 lipca, tak jak większość Polaków z zainteresowaniem obserwowałam obchody 600-lecia bitwy pod Grunwaldem, nie wiem czy mi umknęła obecność Prezydenta.
Czy coś łączy te wszystkie uroczystości? Z pozoru nie… jednak, łączy je osoba Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który każdego roku był tam gdzie Rodacy, obejmował honorowym patronatem te uroczystości i nigdy nie zapomniał chociażby o wieńcu.
Ale za to w pełni chwały wraz z gen. Jaruzelskim udał się na rocznicowe obchody zwycięstwa nad faszyzmem do Moskwy. Czy to już jest kierunek naszej nowej polityki historycznej? Czy tylko przypadek? A może po prostu wrodzona skromność i szacunek do L. Kaczyńskiego nie pozwoliła mu na udział w uroczystościach upamiętniających poległych Polaków, czy też chwały ich zwycięstwa.
O tym przekonamy się 11 listopada choć liczymy, że tak jak słusznie zauważa Arkadiusz Więch: "Pamięć i szacunek należy się każdemu... I należne oddanie tej czci i szacunku. Nauczmy się wreszcie akceptować inność drugiego człowieka, inność jego poglądów... Nauczmy się szacunku dla zmarłych, skoro sami wymagamy go dla nas..."
Niśka