Słysząc wypowiedzi polityków przewodniej partii rządzącej na temat nieobecności Radosława Sikorskiego na nieformalnym szczycie ministrów sprawa zagranicznych UE w Kordobie dochodzę do wniosku, że ktoś sobie robi... Właśnie nawet trudno to nazwać, ale „elitom” władzy wydaje się, że „ciemny” polski lud łyknie kit, bo wystarczy iż Tusk powie – „Sikorski nie musiał jechać. Nic na tym nie straciliśmy. Nic się nie stało”.
Przecież wszyscy nawet Ci niezbyt zorientowani w dyplomacji wiedzą, że wszelkie sprawy dotyczące polityki międzynarodowej załatwia się na salonach podczas takich właśnie nieformalnych szczytów. To właśnie tam w Kordobie zapadały decyzje o kształcie przyszłej polityki zagranicznej UE oraz dzielono stołki „dyplomatyczne”. Przecież Traktat Lizboński został podpisany i teraz się buduje całą administracje, jednak dla naszego ministra to nie ważne jak będzie wyglądał układ sił w tych nowych strukturach. Oczywiście ktoś powie i tak byśmy wzięli co by nam dali, a więc nic się nie stało.
Ośmielam się stwierdzić, że to największy strategiczny błąd jaki został popełniony przez kandydata na kandydata w wyborach prezydencki i to powinno Go wyeliminować z walki o najwyższy urząd w państwie. Straciliśmy kolejną szansę, bo minister też człowiek i jak stwierdził – politykowi też się czasem wolny weekend należy. Boję się myśleć co mógłby sobie ubzdurać, że się mu należy już „Prezydent Sikorski”, ale mam nadzieję iż do tego nie dojdzie.
Ostatnie poczynania oraz wypowiedzi Radosława Sikorskiego pokazują, że zachłysną się swoją „wielkością”, bo przecież on, człowiek obyty na salonach, wie co robi i co mu tam ktoś będzie mieszał. Jednak nawet komuś takiemu czasem należy się refleksja i takiej osobie trzeba powiedzieć stop. Nie można tego nazywać klasycznym czepiactwem PiS jak o tym mówi Paweł Graś rzecznik rządu. Takie zachowanie udowadnia, że uczestnictwo w prawyborczej kampanii i sprawne kierowanie resortem spraw zagranicznym będzie kulało w wykonaniu Sikorskiego.
Nie tego oczekujemy od szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych, pora stosować takie same standardy wobec siebie jakich wymagamy od innych. Czy to jest ta polityka rozsądku rządu Donalda Tuska?
Wajcha