- MOJA MUZA
ALA NA IMIĘ MIAŁA...
Brunetka, oczy brązowe,
Z tych oczu radość promieniowała,
Nimi się śmiała.
Już osiemnaście lat ukończyła,
(Choć ukrywała to skrycie),
Wdziękiem i gracją promieniowała,
Krocząc przez życie.
Kiedy misternie oczy mrużyła,
Te promieniste, te brązowe,
To biła z tych oczu tajemna siła,
Sny kolorowe.
Elegancją i taktem emanowała,
(Nikt jej w tym nie wyręczy),
Czasami tylko sie tremowała,
W kolorach tęczy.
Ona potrafi sny kolorowe
Przemienić na piękno jej ciała,
Gdy spojrzeć uśmiechem w jej oczy brązowe...
Ala na imię miała.
TY
Chciałbym twe oczy tak zbłękitnić,
Aby pachniały malinami,
A rysy twoje tak ozdobić,
Jak Tatry zdobią się Rysami.
To niepojęta jest zasłona,
Gdy srebrną nocą blask ciemnieje,
Przymknięte oczy moje widzą
Gdy wiatr już tylko tobą wieje.
Już tylko księżyc w złota nowiu,
Już tylko myśl krążąca wzlata,
Tak jesteś blisko i daleko,
Treść twoja jest tak jak treść lata.
I już nadchodzi twój poranek,
Mój świt się z twoim świtem splata,
Jaki najbliższy jest przystanek
Gdy świat jest tobą pięknem świata?
Alusi na Nowy Rok 2018
RAJSKA RÓŻA..CO PŁATKAMI...
Ty rajska różo, co płatkami
Inaczej pachniesz niż na ziemi,
Jakimi zwać cię kolorami,
Gdy jesteś inna od czerwieni?
Gdy w raju pachniesz tak jak umiesz,
W jakim łodygi masz kolorze?
Czy ziemskie róże też rozumiesz,
Gdy w raju błyszczą ziemskie zorze?
Czy kwiatów jesteś tam królową
Rajskich zapachów pachnąc dumą?
I czy odmieniasz się na nowo
Gdy innych kwiatów jesteś chlubą?
O czym śpiewają rajskie ptaki
Widząc twe wszystkie wspaniałości?
Czy też tam kwitną polne maki
Dla odróżnienia twej wielkości?
Jak chciałbym zdobyć taką różę
I mej jedynej ofiarować,
Bo ona w rajskiej swej naturze
Nie może z inną konkurować.
USTA SPRAGNIONE...
Zapachniało miodem, boś pszczelna,
Roztętniło się serce szalone,
Ty na co dzień jesteś niedzielna,
Powiedziały mi usta spragnione.
Ręce drżące i wargi dziewczęce,
Rozchylone, tłumiące wyznanie,
I twe oczy w niemej piosence
Roziskrzone jak pierwsze kochanie.
Zapachniało lasem boś leśna,
Już są mgliste kochania minione,
Każda miłość jest pierwsza i wczesna,
Powiedziały mi usta spragnione.
CZY ISTNIEJESZ?
Czy byłaś, czy istniałaś?
Czy jesteś i istniejesz?
A może zapomniałaś?
A może nie istniejesz?
A może mi się śniłaś
Pozornie trwając w jawie?
A może we mnie tkwiłaś
Jak soku zieleń w trawie?
A przecież się zjawiłaś
Wyśniona i milcząca,
Więc gdzie się zagubiłaś
Jak gwiazda spadająca?
ASTARTE
Naziem upada liści szelest zdobny,
Nieukój w tym szeleście nadkwietnie tętniący,
W ręku mym powiewa taki kwiatek drobny,
Taki niewinny i taki tęskniący.
Ten zapach rodzący się w nieba błękicie,
Te wargi samotne innych warg pragnące,
Ta miłość moja, jak pąk w swym rozkwicie,
I usta rozwarte tylko tobą tchnące.
MIŁOŚĆ
Ty jesteś światłem i światem,
Czym jesteś, tylko ja wiem,
Ty jesteś kwiatów kwiatem
Nocą i dniem.
Nie bądź zazdrośnie spięta,
Nie masz o kogo i o co,
Ty jesteś najświętsza, święta,
Dniem i nocą.
Ty jesteś królów królową,
Bez ciebie żyć to i po co?
Ty jesteś piękna ozdobą
Dniem i nocą.
Dopóki słońce na niebie,
Dopóki dzień jest dniem,
Kochać cię nie przestanę,
Nocą i dniem.
WIERSZ MIŁOSNY
Podaj mi swoje dłonie
Odnajdę siebie,
Podaj mi swoje usta
Rzeźbą na niebie,
Ukryj swoje ukrycie
Branko spełniona,
Pokaż mi nasze życie
Jak dzień w nas kona.
JUŻ BYŁO...
Już było, żeś pszczelna,
Na co dzień niedzielna,
Już było, żeś melancholijna,
Także było, że jesteś lilijna
Lecz nikt nie wie, żeś jest jak noc wigilijna.
ŁAWECZKA NA PLANTACH,
ALI
Czy pamiętasz ławeczkę na plantach,
I te wrony nad nami krzyczące?
Podawałaś mi usta pachnące,
Ja pod stopy rzuciłem ci słońce.
A te zmierzchy co noc udawały
I mówiły ni wierszem, ni prozą,
Że światełka na plantach śpiewały
Tę piosenkę, że jesteś mi zorzą.
Wstawał złocień księżyca ubrany
W lustro srebra odbite gwiazdami,
Powiedziałaś mi wtedy, kochany,
Popatrz, ptaki tu też są parami.
A ławeczka zmieniona w gondolę
Gondoliera piosenką płynęła,
Wtopoliłaś się wówczas w topolę
I zmęczona mym rytmem usnęłaś.
Nie wiem czy sen był prawdziwy,
Wiem, że lato było gorące,
Wiem, podałaś mi usta gorące,
Ja pod stopy rzuciłem ci słońce.
NIEGDYŚ BYŁA...
Spostrzegłem miejsce na plantach
Gdzie stała niegdyś ławeczka,
Na tej ławeczce przeszłości
Siedzieliśmy ja i dzieweczka.
W zamkniętych oczach widziałem
Rzewnych obrazów wspomnienia,
Wróciły marzenia.
Dzieweczka zapewne wtedy mnie kochała,
A piękna to była dzieweczka,
Przypuszczam, że czegoś się lękała
Podając usteczka.
Lecz cóż, po dzieweczce zostały wspomnienia,
A piękna to była dzieweczka,
Ogarnął mnie wtedy smutek zapomnienia,
Zniknęła ławeczka.
DLACZEGO...
Dlaczego właściwie
Cię kocham?
Sam nie wiem.
Może dlatego,
Że gwiazdy wstęgą na niebie,
A może jesteś łzą w oku,
Gdy ciebie nie ma,
A może rankiem
Kiedy wychodzisz
Na do widzenia.
Może dlatego,
Że jesteś sroga
Na powitanie,
Może dlatego,
Że nasza droga
Niebnym posłaniem.
Dlaczego właściwie
Cię kocham?
Sam nie wiem.
Może dlatego,
Że życie cierniem
Bez ciebie...
BEZ JEDNEJ...
Poznałem panią przy zielonym stoliku,
Rzekłem trefl, miałem słabe karty,
Dwa trefl rzekł drugi z przeciwników
Ty dwa pik, cztery trefl rzekł ten czwarty.
Pasować chciałem, uśmiechnęłaś się do mnie,
I mój spokój nagle znikł,
Obejrzałem swoje karty nieprzytomnie
I lekkomyślnie powiedziałem cztery pik.
To była bardzo trudna gra
I trudno było przewidzieć jej przebieg,
Miałaś kartę mocniejszą niż ja,
Lecz zabrakło mi dojścia do ciebie.
Sześć lew ściągnąłem raz po raz,
Potem nagle zrobiło się gorzej,
Tobie został król karo i as,
U mnie renons już był w tym kolorze.
Grać trefle błąd, kiery źle,
Już same blotki zostały mi w ręce,
Znowu byłaś mocniejsza niż ja,
Znów zabrakło mi dojścia do ciebie.
To była bardzo trudna gra,
Ale cóż, ponosiłem sam winę,
To była bardzo trudna gra,
I zostałem bez jednej, jedynej.
WSPOMNIENIE...
Pamiętasz? Szliśmy aleją,
Pod stopami śpiewały nam liście,
Listopadową zawieją,
Uwiędłe kwietne kiście.
Miałaś na sobie szal ozdobny,
I ciepło splecionych dłoni,
Czy uczuciami byliśmy podobni?
Wiatr musną biel mej skroni.
Szliśmy pogodnie listopadu strugą,
Coś się kończyło, coś zaczęło,
Milcząc, mówiłaś mgiełki złudą,
Tak to się rozpoczęło.
Potem normalnie toczyło się życie,
Nie splecionymi dłońmi,
W bezmiarze szczęścia, nazbyt obficie
Siwymi skrońmi.
Zniknęła aleja, nie śpiewają liście,
Listopadowe przeszły zawieje,
Zniknęły także już uschnięte kiście,
Wichr tylko wieje.
Z TOBĄ
Mnie nie jest potrzebna kaplica złota,
Dla mnie nie srebrzą gwiazdy na niebie,
Nie dla mnie także ziemska pozłota
Bez ciebie.
Nie dla mnie gaje pachnące szczytem,
Ni mrugające półcienie w żlebie,
Nie dla mnie szczęścia budzące rozkwitem
Bez ciebie.
Nie dla mnie pustki grzmiącej zabawy,
Zapachy słońca odbite w glebie,
Nie dla mnie łąk przeźroczystych nawy
Bez ciebie.
Dla mnie rwące potoki szumne,
Myśli kwiecące zdobą,
Witraże mistrzów, wzniosłe i dumne
Z tobą.
MATKA
Ty nic nie pamiętasz,
A tak bym chciał,
Nie możesz być piękniejsza,
A tak bym chciał.
Po co kwitną kasztany,
Po co słońce w swym złocie,
Po co słowo – kochany,
Po co ptaki w locie?
Po co jutrznie i zorze,
Po co ranków błękity,
Po co spienione morze,
Po co noce i świty?
Po co listopadowe dnie,
Po co trwam nadaremnie,
Po co piszę niezmiennie
Gdy nie tkwisz – tkwiąc we mnie.
LIST MIŁOSNY
Wichr miłosny jest i sprawia
Rozwichrzoną w błękit zieleń,
Coś ma z dumy i piór pawia
Rozmodlonych w naw kościele.
Mową śpiewa, tajemnicą,
Ni to własną, ni to cudzą,
W takt wykręca wiewu lico,
Własną duszą, deszczu strugą.
I wykręca się i kąsa,
Żałośliwie świat odmienia,
Tańca śpiewem tańce pląsa
Przemienionym w wir strumieniem.
Napastliwie, pożądliwie,
Dziw nad dziwy, bezlitosny,
Uporczywie, rozpaczliwie
Wieje pierwszy list miłosny.
GASNĄCY ŚWIAT
W dłoni mej wino, w piersi kwiat,
A noc zapada - ciemno,
Przekręcam kontakt, gaśnie świat,
A ciebie nie ma ze mną.
Szeherezada patrzy kpiąc
W tysięczną noc i jedną,
Baśń opowiada, z lekka drżąc,
I jasno mi i ciemno.
Bo tylko w baśniach bywa tak,
Że będziesz stale ze mną,
I zadumany patrzę w żal,
I jasno mi i ciemno.
POŻEGNANIE
Majowym blaskiem cię żegnałem
Zamiast przybliżyć usta drżące,
Słoną kropelkę swą ujrzałem,
A potem zaszło nasze słońce.
I nie widziałem cię odlotem,
Nie dla mnie rubin zachód nieba,
Nie dla mnie wstęgi twego splotu
Nie dla mnie Dawidowa Wieża.
Wieża warownie zbudowana
Jak szyja twoja w naw ozdobie
I miłość moja w krąg zebrana
Klęcząca u twych stóp w bezniebie.
I pozostałem sam z gwiazdami,
Rozsianym wiatrem, mgłą przed okiem,
I tylko kurhan przed oknami,
Serce przebite nagim grotem.
CÓŻ OZNACZA...
Cóż oznacza twój śmiech, gdy szlochasz?
Cóż oznacza twój szloch, gdy kochasz?
Cóż oznacza twój gniew, gdy dnieje?
Cóż oznacza twój chłód, gdy gorzejesz?
Cóż oznacza ten krąg twego szczytu?
Cóż wyznacza nam jasność błękitu?
Cóż wyznacza nam myśli faliste?
Cóż wyznacza nam drogi tak czyste,
Jak wyznania naszego milczenia
Twej miłości twojego istnienia.
NOC JEST SZAROZIELONA...
Noc jest szarozielona,
A w głowie bezkolorowo,
Jeden kwiat na balkonie
Uśmiecha się różowo.
Deszcz już nie kapie,
Wzdycha tylko i szlocha,
W mojej starej kanapie
Dwie dziury chcą się kochać.
Mole jeszcze uśpione,
Być może śpią różowo,
Nie śpię, mam oczy utkwione
W moją stara zasłonę,
Co świat mi przesłania niezdarnie,
Nie prana od pół wieku,
Rytmicznie kapie z kranu,
Gra klawiatura parkietu.
Kurant godziny wydzwania,
Telefon milczy głucho,
Nadchodzi pora kochania
Zbudzonej już ćmy z muchą.
Stoję pijany pod ścianą
Po chyba już trzeciej secie,
Widzę na szkle malowane
Dwa karpie w galarecie.
I tak mi życie płynie
Odwrotna stroną do Lwowa,
Utopię się w okowicie
Przy dźwięku hejnału Krakowa.
WICHR
Wichr zawiał
Powoli
Rozkręcił się
W czasie
I w swojej niedoli
Chciał usnąć
Pod lasem.
Wtem nagle się
Sprężył
Skrzydłami mocnymi
I w swojej mitrędze
Oderwał od ziemi
Lecz tylko część
Swojej podleśnej
Niedoli
I jedno mu skrzydło
Spadało powoli.
Wichr zamarł
W swym locie,
Lecz tylko na chwilę,
I znów zawirował
Swym skrzydłem
Zawile.
I tańczył,
Raz spadał
Bez wiewu
Na chwilę
By podnieść się
Wiewem
Tańczącym zawile.
MÓJ ŚWIAT
Nie ma smutków piękności świata
Nie ma po grób.
Nie ma radości jako ptak wzlata
Skazi ją wróg.
Nie ma miłości bez cierpień skazy
Choć miłość cud.
Nie ma wierności po stokroć razy
Jest tylko Bóg.
Nie ma uśmiechów bez łez strumieni
Słonych jak sól.
Nie ma drzew smutnych, późnych jesieni
Krwawych jak ból.
Nie ma samotnych bez samotności
Choć wokół rój.
I nie ma świata bez twej miłości
Jest klęski ból.
EROTYK WIOSENNY
Jeszcze jeden promień wiosny,
Jeszcze wspólna myśl pokwitu,
Jeszcze jeden splot miłosny,
I wyznanie w szczycie szczytu.
Jeszcze jedno wyzwolenie,
Drżącej dłoni w barwie krzyku,
Jeszcze jedno uniesienie,
Wonią wstającego świtu.
Potem przepaść uniesienia,
Wędrujący lęk przekwitu,
Zrozumienie zrozumienia,
I ostatni zew zachwytu.
FIN DE SIECLE
Już tysiącletni przeszedł gniew
Boskiego daru,
Jak wichru sens i morza łez
Nagrodą, czy też karą?
A ziemia jest, taka jak jest
Ludzkim wymiarem,
Spogląda wprzód, a myśli wstecz
Tym boskim darem.
Ma jedną twarz i tysiąc dusz
Przez tysiąclecia,
I zawsze młody Wielki Wóz
I dyszel Wniebowzięcia.
Pod rozgwieżdźoną czaszą złud
Zapada się już ziemski strop,
I staje u twych wrót
Następnych zdarzeń stos.
Nad wzgórzem już zapada mrok
Ostatni wieku ton,
Ciszą obwieszcza Nowy Rok
Zygmunta serce - dzwon.
PŁACZ SŁOŃCA
Deszcz w słońcu i tęcza
Więc cóż tu tak płacze?
Czy chmura wylękła,
Czy życie tułacze?
Czy niebem zakrytym,
Czy losem żebraczym,
Deszcz słońcem spowity,
Więc cóż tu tak płacze?
Czy szyby zranione,
Latarnie uliczne,
Czy sny zagubione
W marzenia najskrytsze?
Czy słońce zaćmione,
Czy gwiazdy w niebycie,
Czy czoła zroszone,
Zwężone źrenice?
Czy rozpacz z żałością
W ten czas przemijania?
Czy marność marnością
I koniec zarania?
Deszcz w słońcu i tęcza,
Więc cóż tu tak płacze?
Jesienną udręką?
Czy życiem tułaczym?
CZAS
Nie było nas, nie było nas,
A co w tym czasie czynił czas?
Czy się wyprężał i rozprężał?
Czy się pokręcał na kształt węża?
Czy się zadumał i zatrzymał?
Czy też chciał umknąć? Któż go wstrzymał,
Skoro nie było nic w tym czasie?
Ni słońca tarczy w ognia krasie,
Ni jezior błędnych, oceanów,
Ani burz wietrznych ni kurhanów,
Nie było lądów i bezmiaru,
Nie było też boskiego daru,
I Boga nie ukrzyżowano,
I też o ludziach zapomniano.
Nie było nas, nie było nas,
A co w tym czasie czynił czas?
BÓL MILCZENIA
Idziemy przed siebie,
Milczymy, gwar dokoła,
Szukasz mnie, a ja ciebie,
Bruzdą wyryte czoła.
A wszak jesteśmy blisko,
Na milimetry przecie,
Ty właśnie jesteś wszystko,
Bez ciebie nic na świecie.
Może jesteśmy sami
I zagubieni sobą,
Po co niebo nad nami
Zachodzi miłości trwogą.
A wszak jesteśmy blisko.
Na milimetry przecie,
Ty właśnie jesteś wszystko,
Bez ciebie nic na świecie.
BURZY SIĘ ŻYCIE...
Burzy się życie,
Śpiewa świat
W tysięczną noc i jedną.
W ciąż zadumany patrzę w żal
Gdy ciebie nie ma ze mną.
Nierzadko tylko chmury cień
Pogrąża w dal bezdenną
I tylko cieniem płacze cień,
Gdy ciebie nie ma ze mną.
DAREMNIE PATRZĘ...
Daremnie patrzę w ciszę nieba,
Cóż, tylko to mi pozostało.
Gdzie spojrzę, tylko nagie drzewa
I szum ruczaju popod gajem.
A maj się złoci wieloszczytem,
Brązu kasztanem w dal spozierasz,
Obłoki tobą są wyryte
I tylko tobą tęsknią drzewa.
Barwnym odruchem twarz swą zmieniasz,
Choć maj mi przyniósł nadrozstanie,
Więc w co przystroić swe marzenia?
Tęsknotą wzrosłą ponad gajem?
Gdy maj się wtopił wieloszczytem
Brązu kasztanem twoje nieba,
Obłoki tobą są wyryte
I tylko tobą tęsknią drzewa.
ALEGORIA
Wiatr przywiał mi twój smak korzenny.
I zapach wiosen obnażonych,
Stałem się tobą bezimienny,
Stałem się tobą zespolony.
I umierałem, lecz w zachwycie,
Przede mną przestrzeń niezdobyta,
Nade mną tylko twoje wicie
Przede mną rozkosz w pąk spowita.
I wszystkie nieba w pokłon spięte,
I wszystkie nagie turnie lite,
I wszystkie morza razem wzięte,
Siały ci zachwyt mym zachwytem.
O, jakże jesteś niezbadana,
O, jakże jesteś w pół mistyczna,
Dniem zachodzącym, a już ranek,
Nad nami gwiazda tli ognista.
Więc nie zasłaniaj moich oczu,
Blaskami wwij się w me zdobycie,
Popatrz, już księżyc nowiem kroczy,
Skradzionym życiem, w twe ukrycie.
TAK PRAGNĄŁBYM...
Tak pragnąłbym przychylić ci świat,
Tą najpiękniejszą stroną,
Lecz tylkom zwiędły kwiat,
Cóż mogę łzą mą słoną.
Na skraju życia cię postrzegłem,
Tęsknotą dłoni,
Nieba wschodzącym żaglem,
Bielą mej skroni.
I nic nie rzekłaś sobą,
Pięknością mnie spowiłaś,
Wiatrem są przecie słowa
Miła.
MYŚLĘ, ŻE WARTO...
Myślę, że warto
Żyć twym uśmiechem,
Porannym krzykiem
I nocnym grzechem.
Miłość to trunek
W niebnym pucharze,
Więc pocałunek
Składam ci w darze.
I puchar wznoszą
Me ręce obie,
Ku szczytom wznoszą
Mą myśl w ozdobie.
I chłodnym rankiem,
Kwiecistą rosą,
Będziesz mi branką
Naga i bosą.
Aż wieczór zmilknie
W twojej wiklinie
I będę królem
W naszej krainie.
A potem krzykiem
Mnie przozdobisz,
Bo słońcem jesteś,
Gdy słońcem wschodzisz.
KWIATY WIĄZANE...
Poezja chciałbym ukołysać,
Pobudzić myśli chcące,
Taktem liryki w serce wpisać
Kwiaty wiązane w słońce.
Barwą polotów blaski wzniecić
Niby kurhanek Maryli,
Oceanami fale podniecić
Własnej miłosnej flotylli.
Rozszerzyć zwężone cieniem źrenice,
Poruszyć gleby zmartwiałe,
Ożywić zdroje w wartkie krynice,
Sobie a muzom na chwałę.
W warstwę promieni się przeistoczyć,
I świecić w mrokach tajemnych,
Słoneczną kulę bardziej zezłocić
Gdy w duszach ciemno.
Jedwabiu nicią melodie wzniecać
I martwy świat zabarwić,
Serca nieczułe miłośnie podniecać,
I skrą niezdobytą nakarmić.
Jawnie pod niebo błękitem wzlatać,
Pomroki ujarzmić i cienie,
Rozpaczy nie dać nad sobą płakać,
Marzenia zdobić w istnienie.
I łanom złocistym czoła uchylić,
Wbarwić się w maje kwitnące,
I smutków ciosy w radość przechylić
A kwiaty powiązać słońcem.
I JESTEŚ...
Barwami łąk,
Woniami bzu,
W promienny krąg,
W poświacie snu,
Tęsknotą rąk,
I szeptem muz,
Zapalam lont,
I jesteś już.
NAGI WIATR...
Tak bezwstydnie wiał,
Jakby posiąść tylko ciebie chciał,
I wirował, tańcem śmigał nagi pył,
Bo też niezwyczajny wicher z niego był.
Pożądliwie napastliwy był ten wiatr,
Chamsin posiadł i monsunem niebu grał,
Nagim liściom kolorytu dodać chciał.
Sam nie wiedział co oznacza wichru świst,
To raz płakał, to się razem z pyłem wił.
Zachybotał żądnym śmiechem i się skrył,
Bo kochankiem niezwyczajnym wichr ten był.
PADAŁ DESZCZ...
Poznałem panią niezwykle,
Padał deszcz,
Pod stopami liście
Pożółkłe srebrzyście,
I powiedziałem -
Wiesz,
Tak zwykle,
Bez słów.
Odpowiedziałaś uśmiechem
I mokrym policzkiem
Do widzenia.
Opuściłem głowę
I rzekłem -
Wiesz,
Może jutro,
Też
Będzie padał deszcz?
MAJOWYM CHŁODNYM DNIEM...
W ręku mym torba podróżna,
W ulice wiosna tchnie,
Torba podróżna jest próżna,
Majowym chłodnym dniem.
Spieszno mi było do ciebe,
Gdy pokochałem cię,
A chciałem być jak w niebie,
Majowym chłodnym dniem.
I wszystko zapomniałem,
Bo pakowałem się w śnie,
O tobie tylko myślałem
Majowym chłodnym dniem.
I smakowałem twe usta,
Jak dziecko cieszyłem się,
Życie bez ciebie to pustka,
Majowym chłodnym dniem.
I wszystkie troski prysły,
W złocisty zmieniły się tren,
A może to tylko zmysły,
Majowym chłodnym dniem.
Złota karoca blasku,
Wplotła się nocą w nasz sen,
Płynęliśmy nią do brzasku,
Majowym chłodnym dniem.
I chyba już zapomniałaś,
Miast mirtu przykrył nas cień,
Nad czym samotnie myślałaś?
Majowym chłodnym dniem.
WIDZĘ CIĘ...
Widzę cię jak wychodzisz bez szala
Wiatr ci w oczy spoziera,
Dziewczynko moja mała,
Włosy ci miłość rozwiewa.
A potem do poduszki
Wtulisz się zaziębionej,
Obejmą cię pocałunki
Bez szala odsłonione.
Gdy będziesz z zimna drżała
Przemówią nagie drzewa,
Dziewczynko moja mała
Włosy ci miłość rozwiewa.
PORANNĄ ROSĄ
Majowym polem
Poranną rosą
Szumią topole
Tobie i wrzosom.
W fiolet wpleciony
Rdzeń wrzosowiska
I twarz wyśniona
Odbita w liściach.
Poranna rosa
Porywa w takt walca,
Ty chodzisz bosa
Zwinnie na palcach.
Bosa i naga,
Naga i bosa,
W piękno ubrana
Poranna rosa.
Trawy zielone,
Lasy szumiące,
Serca szalone
Tańczą na łące.
A obok parów,
Taki głęboki,
Taki kuszący,
Taki pachnący.
Bosa i naga
Kierujesz kroki
W stronę parowu
Wonią głębokim.
PORTRET
Owa zjawa senna,
Jak ten świat prawdziwa,
Być może olejna,
Ale urodziwa.
Zabarwiła usta
Nieznanym kolorem,
Ale rama pusta,
Więc postać wytworem
Wyobraźni sennej,
Ułudy omamem,
I ciszy bezdennej
Budzącej się ranem.
I postać ulotnie
Ku czemuś zmierzała
Jeśli wielokrotnie
W przestrzeń uleciała,
By powrócić znowu
Nagłym pocałunkiem
Owego wieczoru
Portretu rysunkiem.
PRZEMIERZAM LĄD,
I burze mórz,
Z postacią twoją
Jedną.
I myślę skąd,
I myślę jak,
Czy zawsze będziesz
Ze mną?
Bo w życiu zwykle
Bywa tak,
Jak w jedną noc bezsenną.
Przekręcam kontakt,
Gaśnie świat,
A ciebie nie ma
Ze mną.
Dedykacja P.T. Damom - Czytelniczkom i Autorkom naszego portalu internenowego
mpolska24.pl
Redakcja