Ignorowanie jednak tego do czego została stworzona partia polityczna najczęściej jednak prowadzi do klęski, czego dziś doświadcza. Partia polityczna, bowiem nie jest by być stowarzyszeniem do picia wina i palenia cygar w pieczarach, czy by być funduszem emerytalnym dla zasłużonych już swoją walką kumpli, takim politycznym ZBOWiD-em. Partia polityczna jest do zdobywania i sprawowania władzy oraz (o ja naiwny) wdrażania wizji państwa, która uwodzi swoich obywateli, państwa takiego jakiego by chcieli.
O tym w swoim gabinetowo-geszeftowym myśleniu zapomniał Grzegorz Schetyna.
Mimo, że robił wszystko by nikt, ale to dosłownie nikt mu nie wyrósł jako przeciwnik w wyborach na szefa Platformy nagle … kontrkandydatami obrodziło. Pojawiły się więc apele do Grzegorza… odejdź.
Każdy przywódca polityczny odchodząc z szefowania stara się jednak jak to Horacy w jednej ze swoich pieśni ujął być „non omnis moriar” (nie wszystek umrę). Kiedy Donald Tusk odchodził z Platformy na salony europejskie, namaścił swoją następczynię Ewę Kopacz, która miała być jego emanacją. Efekty tego namaszczenia obserwowaliśmy i Platforma Obywatelska po części odczuwa to do dziś. Podobnie będzie pewnie chciał uczynić Jarosław Kaczyńskie, o ile w ogóle będzie się chciał udać na polityczną emeryturę. Skutki takich manewrów jednak są najczęściej opłakane.
Przekonało się o tym SLD kiedy dopiero wypadnięcie całkowicie Leszka Millera poza partię pozwoliło mu zyskać nową szansę. PSL z kolei, w którym wszyscy starzy wyjadacze jak Kłopotek, Piechociński, Pawlak i cała reszta widząc, że to już nawet nie jest masa upadłościowa ale stukanie od spodu, zostawili to młodemu by coś z tym zrobił po swojemu bez sterowania z tylnego siedzenia … i dzięki temu jeszcze tym razem przetrwali. Oczywiście są przypadki kiedy lider nie chce i nie ma zamiaru ustąpić jak Ryszard Petru, który wolał zadeptać własny projekt niż oddać go komuś innemu całkowicie z nim niepowiązanemu, podobnie uczynił Palikot. O obu niedojrzałych z niedojrzałymi liderami projektach politycznym możemy już mówić w czasie przeszłym.
Obecnie Platforma Obywatelska stanowi taki ciekawy przypadek.
Z jednej strony wciąż pewne wpływy Donalda Tuska, z drugiej strony układanki Grzegorza Schetyny. Na placu boju o szefowanie PO konno i w zbroi podobno mają stanąć: sam Grzegorz Schetyna, Bogdan Zdrojewski, Joanna Mucha, Borys Budka i ostatnio Bartosz Arłukowicz (wg. kolejności zgłoszeń, żeby Państwo nie mieli wątpliwości dlaczego taka).
I wygląda na to, że Grzegorz Schetyna postanowił „uszlachetnić” tę sentencję Horacego wprowadzając to na wyższy poziom. Samemu startując jednocześnie wystawia sam sobie kontrkandydata w postaci Borysa Budki, który jest już od jakiegoś czasu pompowany jako „nowy” Schetyna. Jeżeli nawet sam nie wygra to przynajmniej będzie miał swoją Ewę Kopacz, bo przecież Borys Budka to jego człowiek, z nim dogadany nie raz i nie dwa. Borys Budka kiedyś został namaszczony na ministra jako człowiek znikąd przez Ewę Kopacz. To znikąd jest zawsze z czyjegoś podszeptu. Został przez nią wystawiony jako kontrkandydat dla Grzegorza Schetyny, żeby przejął po Ewie Kopacz władzę w PO i co zrobił. Sprzedał Ewę Kopacz, dogadał się z Grzegorzem Schetyną, zrezygnował z kandydowania na szefa Platformy i … poparł Grzegorza Schetynę w tamtych wyborach na przewodniczącego.
Były minister sprawiedliwości z ramienia Platformy Obywatelskiej zafundował jej czteroletnie pasmo sukcesów po przywództwem Grzegorza Schetyny. Dziś odgrywa swoją kolejną wielką rolę krytyka Schetyny. Z takimi zdolnościami to raczej do teatru niż do polityki, mógł wtedy wygrać ale nie chciał, bo wolał się dogadać kiedy było mu to wygodne, a w polityce liczy się odpowiedzialność. Dziś nie trudno sobie wyobrazić, że do drugiej tury platformianych wyborów wchodzi Grzegorz Schetyna i … Borys Budka, który znowu rezygnuje. Typowa gabinetowa układanka … lub jak kto woli geszeft.