To, że nasza branża ma "przekichane", wiadomo od dawna. Piętrzące się problemy z klientami, odpływ doświadczonych fachowców (na emerytury albo zagranicę), podszywający się pod kogoś innego oszuści, czasem problemy z płatnościami - no trzeba przyznać, że nie ma łatwo. Od kilku lat byliśmy przyzwyczajeni, że chociaż rząd "stara się" (z naciskiem na stara) nie ingerować w sprzedaż energii. Bo i owszem, regulowane ceny taryf G albo - o ironio - walka z wiatrakami to dla osób pracujących w sprzedaży sprawa drugorzędna. Oczywiście, często te same osoby sprzedają fotowoltaikę jako dodatek, ale to było gdzieś obok, ta walka między całą branżą OZE a energetyką węglową toczyła się na bocznym torze i klienci czy sprzedawcy obrywali rykoszetem czasami. Byli prorocy, wieszczący węglową apokalipsę i wzrost cen, co więcej, mieli posłuch wśród energetycznej braci, co poniektórzy przyznawali im rację - prędzej czy później coś się stanie...
Można by zacząć ten artykuł od bajkowego "za górami, za lasami, za siedmioma elektrowaniami leżało sobie Państwo zwane Polską". Ale po co, skoro sytuacja stała się nieciekawa o tyle, że mówi się o końcu kapitalizmu w energetyce? Było fajnie, mogło być przyjemniej, ktoś chciał dobrze, a wyszło jak zawsze. Rządzący nie dali nam się nudzić nawet w przerwie świateczno-sylwestrowej, 28 grudnia z szybkością francuskiego TGV przyjmując tzw. ustawę o prądzie. Cóż, rok wyborczy za pasem (i to podwójna elekcja, bo i do Parlamentu Europejskiego, i do polskiego), więc i kiełbasę trzeba rzucić. 500+ nie wystarczyło, bo oprócz przecietnego Kowalskiego energię zużywają samorządy i firmy, a tam też gro wyborców spore. Samorządowcy po wyborach (a jakże) podnieśli larum, że wzrost cen energii spowoduje podwyżki innych opłat, a przecież tego wyborca nie lubi. Co wiecej, przyzwyczajony jest do podwyżek, ale pensji, bo jak wiemy kiełbasy mogą być różnego rodzaju: jeden preferuje kaszankę, inny podwawelską.
Uściślijmy fakty. Dużo wśród dyskusji o cenach jest dziwnych insynuacji i nieścisłości.
- Spółki obrotu i spółki dystrybucji to są oddzielne podmioty gospodarcze, zajmujace się inną częścią energetycznego biznesu. Dystrybutor prąd dostarcza, sprzedawca (spółka obrotu) sprzedaje.
- Firmy od 2007 roku mają prawo wyboru sprzedawcy zgodnie z zasadą TPA. Zgodnie z tą samą zasadą możemy dowolnie i dobrowolnie zmienić sprzedawcę we własnym domu.
- Umowy, które podpisujemy, czytamy przed podpisem. Jak nie rozumiemy, pytamy, lub idziemy do kogoś, kto rozumie.
- Cena energii od kilku lat spadała, więc wiadomym było, że kiedyś wzrośnie - koniunktura nie trwa wiecznie.
- Mieliśmy 10-letni okres przejściowy, by przygotować się ETS-u i nie ponosić aż tak dużych kosztów w sytuacji, jaką mamy obecnie, czyli po wejściu systemu.
- Tak, handel emisjami stał się produktem bankowym, na co zgodziła się Komisja Europejska, co jest skandalem.
- Platforma Obywatelska, będąc u władzy z premierem Donaldem Tuskiem zgodziła się, by nasz poziom redukcji emisji liczony był od roku 2002, a nie od lat 90-tych, co było wielkim błędem.
- Nikt się nie przejmuje wysokim zalesieniem w Polsce (im więcej lasów, tym teoretycznie większa konsumpcja przez rośliny CO2).
Winę za obecną sytuację ponosi wiele osób, w tym Państwo, które nie dopilnowało terminów i toczyło zacięte boje, z góry skazane na niepowodzenie. Dopóki istnieje Unia Europejska w obecnym kształcie a my jesteśmy jej członkiem, musimy respektować jej politykę - nieważne, czy jest pod dyktando Niemiec czy Francji, cyz nam się podoba, czy nie. A polityka energetyczna od wielu lat była jasna - rezygnacja z węgla, większa konsumpcja gazu i rozwój OZE. Zmarnowaliśmy wiele lat i czasu nie cofniemy, warto wyciągnąć wnioski na przyszłość.
My, jako sprzedawcy, także winnyśmy uderzyć się w pierś. Wywołaliśmy wojnę cenową, gdzie liczyły się grosze różnicy w cenie, potraktowaliśmy kluczowe z punktu widzenia Państwa media jako produkt, który należy sprzedawać, nie patrząc na okoliczności. Doprowadziło to do sytuacji, że sporo podmiotów miało ceny tak niskie, rokrocznie mniejsze i mniejsze, że system w końcu nie wytrzymał. Wiem, to jest biznes i rządzi się swoimi prawami, ale jednak część odpowiedzialności za to ponosimy.
Pytanie, dość zasadne, co mogliśmy zrobić by temu wzrostowi cen zapobiec?
- Zaniechać reprywatyzacji energetyki. Dopuściliśmy do sytuacji, że jedna spółka ma ponad 50 % rynku wytwarzania i ma ogromny wpływ na ceny energii na Towarowej Giełdzie Energii.
- Nie kupować francuskiego EDF-u, który został zakupiony cały, przez jeden podmiot. Doprowadziło to do sytuacji, w której właśnie największa polska firma energetyczna stała się takim właśnie kolosem, o czym napisałem wyzej.
- Nie kupować Połańca od ENGIE - koncentracja wytwórstwa może ma uzasadnienie strategiczne, ale to ci mali wytwórcy "trzymali" TGE przed gigantycznymi wzrostami. Ale to tajemnica poliszynela i konia z rzędem temu, kto głośno to mówi.
- Wyciągnąć wnioski z audytów. Przez rok duże przedsiębiorstwa przeprowadzały Audyty Energetyczne - karty audytów zebrano w URE, miały (w założeniu ustawodawcy) być punktem wyjścia dla strategii energetycznej kraju. Czy wyciągnięto wnioski i wsparto przedsiębiorców programami, podnoszącymi efektywność energetyczną? Nie.
- Dużo szybciej przygotować, przedyskutować i przyjąć Strategię Energetyczna dla Polski. Obecna jest wadliwa, niepełna i mało realna. Jak na 3 lata pracy Ministerstwa Energii, bardzo słaba.
- Uwolnić rynek OZE. Zamiast walki z elektrowniami wiatrowymi, zaproponować rozwiązania mające na celu wzrost udziału OZE w miksie energetycznym.
- Konkretnie potraktować atom. Do dziś nie wiemy, czy elektrownia będzie, czy nie, a jak będzie - gdzie i kiedy. Błądzimy w kółko, zdaje się, że bez celu.
- Zainwestować w energetyczne R&D. Mamy dobre uczelnie techniczne, młodych naukowców z pomysłami, star-upy z potencjałem - dlaczego tego nie wykorzystać? Czemu nie pomyślimy poważnie nad reaktorami wysokotemperaturowymi czy wykorzystaniem wodoru w celach energetycznych.
- Określić los węgla. Albo w węgiel idziemy do samego końca (płacąc gigantyczne kary), albo z niego rezygnujemy, albo go zgazujmy. Mamy 3 drogi plus kilka rozwiązań alternatywnych.
- Postawmy na gaz. Tu akurat jesteśmy na dobrej drodze, bowiem i terminal w Świnoujściu, i budowa Baltic Pipe da dobre możliwości negocjacyjne w rozmowach z Gazpromem.
- Nie rozwalać budowanego przez prawie 12 lat rynku jedną ustawą. Przedsiębiorstwa energię kupują same, mogą to zrobić w dowolnej chwili, same podejmują decyzje zakupowe. Doradcy informowali o sytuacji na rynku, którą gro osób chciało przeczekać, ale nie można zrzucać winy na Państwo. Mamy wolny rynek, przez co jedni mają energię taniej, a drudzy drożej. Kupujący wcześniej także ryzykowali, dlaczego więc mamy nagradzać tych, którzy ponieśli stratę przez własną nieodpowiedzialność?
Ostatni wniosek doprowadził nas do słynnej „ustawy o prądzie”. Jak podał portal WysokieNapiecie.pl, po 50 dniach obowiązywania ustawy, grupa posłów PiS przedstawiła projekt nowelizacji. Już od daty ogłoszenia ustawy mówiono o jej wadach, po spotkaniach z Komisją Europejską (która tak ingerujące akty prawne opiniuje) Minister Tchórzewski przyznał, że „weszli za głęboko” i potrzeba pilnej zmiany. Znamienne jest to, że retoryka Pana Ministra zmieniała się jak pory roku w ostatnim miesiącu: najpierw powiedziano, że opinii KE nie trzeba, potem, że trzeba, następnie nie trzeba, bo jest zgodna z prawem unijnym, po czym znowu okazało się, że – oczywiście – trzeba. Nowelizacja została – ponoć – przedstawiona w Komisji Europejskiej, lecz nie otrzymano odpowiedzi. Aż korci mnie zapytać, co będzie z rozporządzeniem…
Ustawa wprowadza następujące zmiany (podziękowania dla Pani Moniki Słowińskiej-Drewing, z której to profilu pożyczyłem J):
Według projektu:
- Operatorzy dystrybucyjni nie będą mieli obowiązku ustalenia stawek na 2019 rok na poziomie z grudnia 2018 roku;
- stosowane przez spółki obrotu (sprzedawców energii) ceny dla odbiorców końcowych mają odpowiadać w 2019 roku cenom stosowanym 31 grudnia 2018 roku na podstawie taryfy, zatwierdzonej przez Prezesa URE;
- projekt odnosi się także do ceny, ustalonych inaczej niż za pomocą taryfy - np. w przetargu czy wynegocjowanych indywidualnie. Ceny te nie mogą być wyższe niż te, obowiązujące danego odbiorcę końcowego 30 czerwca 2018 roku;
- zmiana polega na doprecyzowaniu, że ustawa obejmuje wszystkie rodzaje umów zawieranych pomiędzy przedsiębiorstwem obrotu a odbiorcą końcowym.
Oczywiście, nie ma projektu rozporządzenia, więc trudno określić kwoty. Nowela odpowiedziała na kilka wątpliwości, ale po wnikliwej analizie dokumentów trzeba zadać kilka pytań, odnoszących się tak do ustawy, jak i sytuacji w sektorze:
- Kiedy zapoznamy się z rozporządzeniem do ustawy?
- Kiedy ustawa zostanie uchwalona?
- Jaki będzie koszt wejścia w życie ustawy?
- Dlaczego w rozporządzeniu jest napisane, że ustawa nie ma konsekwencji dla budżetu (??!!)?
- Jeśli zabraknie środków ze sprzedaży darmowych uprawnień do emisji CO2, z jakich pieniędzy będzie finansowana ustawa?
- Czy klienci, którzy podpisali umowy na kwartał, też mogą liczyć na rekompensatę?
- Co z klientami posiadającymi umowy długoletnie?
- Czy kontrakty SPOT czy transzowe też mają być zrównane?
- Czy cenniki rezerwowe też mają zrównać cenę do ceny klienta z 2018 roku?
- Dlaczego 30 czerwca 2018 jest datą graniczną?
- Co z klientami, którzy podpisali kontrakt wcześniej, dlaczego mają być stratni?
- Co będzie się działo ze spółkami obrotu, które nie będą mogły pokryć różnić gotówkowych z bieżących środków?
- Czy rząd szykuje jakieś niespodzianki na rok 2020 i dalsze lata?
- Jak policzono koszty certyfikatów kolorowych w cenie energii?
- Co z firmami i pracownikami firm, które przez ustawę znikną z rynku?
- Czy wypłata różnić z własnych środków spółek obrotu jest zasadna?
- Dlaczego spółki mają oddawać swoje zyski?
- Dlaczego akcjonariusze w spółkach akcyjnych, które zajmują się sprzedażą energii nie mają prawa do dywidendy w oczach Ministra Energii??
- Co z brakiem możliwości zarobku przez osoby pracujące na samej prowizji (rynek stoi, nie ma sprzedaży, więc nie zarabiają)?
- Czy akcyza w wysokości 20 złotych za MWh będzie przywrócona w roku 2020?
- Co z programami na efektywność energetyczną, bowiem wiadomo, że zmniejszenie zużycia to mniejsze koszty energii?
- Czy planowana jest dalsza otwarta wojna z OZE?
- Co z elektrownią atomową w Polsce?
- Czy przygotowani jesteśmy na dalszy wzrost mocy szczytowej w kraju?
- Czy jesteśmy przygotowani na import energii, zabezpieczający bezpieczeństwo energetyczne kraju?
Pytań można by zadać jeszcze więcej, ale piłeczka jest po stronie Ministerstwa – niech się głowi i odpowie. Mnie najbardziej zastanawia smaczek w noweli: jeśli cena ustalana jest indywidualnie, stosuje się cenę z cennika na dzień 30 czerwca 2018. A jeśli cennik był wyższy niż obecna cena, to co? Podnieść cenę?