Mechanizm wydaje się być prosty i sprawdzony. W ostatniej chwili zarejestrowali swój komitet i ogłosili start, choć hasło, nazwę i konwencję mieli już w małym palcu dopracowane. Nie potrzeba długiej analizy, aby szybko się przekonać, że postaci typu pan Kneć, czy Sejwa, to żadna nowość. To polityczne mumie, które wstały z grobowca. Są niczym Brama Santocka - właśnie ich odkopano.
Czego można spodziewać się po ich programie? Z pewnością tego na czym znają się najlepiej, czyli na wielkich monumentalnych inwestycjach dla elity. Niestety w Gorzowie rzeczywistość jest zupełnie inna, bowiem potrzebnych jest milion małych realizacji, a oni woleliby kolejną filharmonię, czy "Słowiankę". Można ich śmiało porównać do specjalistów od budowy Huty Katowice. Niezbyt dobrze wróży to dla planów obecnego prezydenta Gorzowa Jacka Wójcickiego, który widzi potrzebę naprawy dróg, chodników, czy budowę przedszkoli i żłobków.
Ktoś nie dopracował nazwy nowego klubu, wszak to nie „Fani Gorzowa” a „Fani Jędrzejczaka”, którym już cztery lata temu gorzowianie powiedzieli pa pa.