Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Renesans gigantów politycznych

Ponoć źle się dzieje w obozie pisowskim. Nie śledzę uważnie bieżących wydarzeń, więc nie znam szczegółów, ale przewidywałem ten rozłam dobrych kilka miesięcy temu. To bowiem naturalna kolej rzeczy w polityce, iż przychodzi taki moment przesilenia, kiedy interesy prywatne zaczynają górować nad interesem danego środowiska. Chciałbym móc napisać, że jeszcze wcześniej interes tegoż środowiska zaczyna przeważać nad dobrem państwa, ale trudno obiektywnie stwierdzić, w którym tak naprawdę momencie polityka przestaje być zajęciem szlachetnym, a staje się dwójmyśleniem – o dobru wspólnym i partyjnym jednocześnie (w mniej lub bardziej równych proporcjach). Nie chcąc skrzywdzić „dobrej zmiany” niesprawiedliwym osądem uważam za właściwe uznać, że dopiero deklaracja byłej pani premier odnośnie premii, które „po prostu się należały”, była tym punktem odwrócenia klepsydry. Odtąd upływający w niej piasek odlicza już czas pozostały do nowego rozdania.

Renesans gigantów politycznych
źródło: mPolska24.pl

Aktywność polityków u władzy przebiega teraz dwufazowo. Z jednej strony koncentrują się na coraz węższej grupie odbiorców, ponieważ ich obóz jako całość nie gwarantuje już osobistego sukcesu. Z tego wynika zaostrzenie retoryki kadr niższego szczebla w hierarchii, starających się przypodobać twardemu elektoratowi, który zapewnia im przetrwanie. Na wyższych szczeblach trwa natomiast subtelniejsze przesuwanie akcentów ku środkowi. Z drugiej strony zachodzi konieczność zabezpieczenia się na wypadek czarnego scenariusza, co objawia się głównie w obfitym czerpaniu ze źródła środków publicznych. Zza tej pazerności na pieniądze, która tak mocno zbulwersowała opinię publiczną (skądinąd najzupełniej słusznie), wyziera obawa przed możliwością utraty dostępu do tych środków w niedalekiej przyszłości. Wierzcie mi Państwo, że polityk nie wziąłby nieprzyzwoicie wysokiej premii – a w najgorszym razie wziął, ale zwrócił ją natychmiast, gdy sprawa nabrała rozgłosu – mając pewność co do następnej kadencji rządów swej partii. Takiej pewności w szeregach Zjednoczonej Prawicy nie ma, stąd kalkulacja, że lepiej gotówkę zatrzymać, nawet kosztem poważnych strat wizerunkowych.

Nie wdając się w ocenę innych, zapewne ważniejszych, aspektów rządzenia trzeba przyznać, że Donald Tusk okazał się być skuteczniejszym od Jarosława Kaczyńskiego pod względem utrzymywania spójności i wysokiego morale w swej formacji politycznej. Zaznaczam, że moja ocena dotyczy jedynie okresu sprawowania władzy w Polsce, bowiem zasług prezesa PiS nie sposób oczywiście umniejszyć, gdy chodzi o trwanie w niezniszczalnej opozycji. O ile jednak nie wyobrażam sobie, aby Tusk zdołał przetrwać w roli przywódcy środowiska liberalnego przez 8 lat mniejszości parlamentarnej, to Kaczyński zaskakująco słabo wypada (po raz drugi) jako lider większości. Właśnie obserwujemy jak próby skupienia przezeń władzy politycznej w jednych rękach skutkują efektem dokładnie odwrotnym od zamierzonego, czyli nieskoordynowanymi działaniami coraz bardziej niezależnych ośrodków: prezydenckiego, smoleńskiego, frakcji Ziobry, frakcji Gowina. Sytuację komplikuje dodatkowo niezbyt jasno określona pozycja premiera Morawieckiego – nie bardzo wiadomo, w jakim stopniu jest uzależniony od partyjnej centrali, a w jakim prowadzi własną politykę.

Po zwycięstwie wyborczym w 2007 roku Donald Tusk miał tylko jednego poważnego konkurenta w swoim środowisku i prędko zepchnął go na margines. Dla reszty zaplecza był i nadal jest symbolem koniunktury politycznej. W świadomości polityków i działaczy obozu liberalnego zakorzenił się jako wyłączny gwarant sukcesu, w czym jeszcze utwierdziły ich poczynania następców. Wyjazd do Brukseli w 2014 roku nastąpił w idealnym momencie z punktu widzenia jego osobistej kariery, ponieważ nie jest winą Ewy Kopacz, ani Grzegorza Schetyny późniejsze zwycięstwo i hegemonia PiS. Fakt, że Tusk uniknął jakichkolwiek związków z najgorszym okresem w historii Platformy, który musiał nastąpić bez względu na to, kto by pełnił wówczas rolę kierowniczą, świadczy o jego wyjątkowej przebiegłości politycznej. Z kolei Jarosław Kaczyński jest graczem innego, można rzec bardziej odpowiedzialnego, typu. On również stanowił dotąd gwarant bezpieczeństwa dla swego środowiska, lecz przede wszystkim w sferze materialnej, a nieco mniej w symbolicznej. Jeśli obóz konserwatywny urósł do obecnej potęgi, to głównie dzięki żelaznej konsekwencji prezesa, który nie poddał się w najtrudniejszych chwilach. Kaczyński w przeciwieństwie do Tuska co rusz zmagał się z próbami podważenia jego przywództwa. Tym bardziej zaskakujące jest dla mnie, że gdy już osiągnął to wielkie zwycięstwo, to dobrowolnie zrzekł się odpowiedzialności za władzę.

Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że popełnił błąd podejmując taką decyzję. Bez osobowego spoiwa jednego, niekwestionowanego i aktywnego lidera sukces wyborczy obozu zjednoczonej prawicy rozmieniają bowiem na drobne jej pomniejsi prominenci. Tymczasem młodszy o 8 lat przeciwnik, nieformalny lider opozycji „na uchodźstwie” sposobi się do triumfalnego powrotu. Wybory samorządowe zweryfikują celowość kierowania „dobrą zmianą” przez Kaczyńskiego z kuluarów. Z dużym prawdopodobieństwem można przewidzieć, że PiS osiągnie w nich wynik znacznie poniżej oczekiwań i łudząco korzystnych sondaży. Czy to skłoni prezesa do pełnego zaangażowania się w rywalizację? Czy znajdzie w sobie siłę, żeby zapobiec procesom rozłamowym we własnym środowisku? Jeśli nie – obóz liberalny stanie przed dużą szansą na detronizację obecnie rządzących. Czasy gigantów politycznych wcale nie minęły; mamy do czynienia z ich renesansem, a wręcz kulminacją. Dlatego bez charyzmatycznej, mocarnej postaci po jednej ze stron druga będzie w głębokiej defensywie. Platforma bez Tuska raczej nie sprosta PiS-owi, ale zarazem zdemobilizowany, wypalony PiS także bardzo ryzykuje przegraną. I niekoniecznie musi przegrać z Platformą, gdyż bez Kaczyńskiego na czele zmierza prostą drogą do przegranej z samym sobą.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.