Siedzicie dalej i patrzycie na mnie, słuchacie kolejnego w życiu kazania i nic. Gdybym krzyknął: pali się, to byście się poderwali. Zaczęli krzyczeć, walczyć o swoje życie. Więc krzyczę: pali się! Pali się Nasze życie, dusi się dymem rutyny. Dalej siedzicie, bo mi nie wierzycie.
Zobaczcie ten bajzel, zdezorientowane zwierzęta, ludzi i Jego biegającego z biczem. Jezu, jakie to jest inne od naszego kościoła. Ospałego, ślicznie ubranego, wymalowanego i znudzonego. Jak On jest inny od naszej wspólnoty, na wpół umarłej w rutynie coniedzielnego kultu.
Jezus pokazuje nam swoją inną twarz, której nie możemy przemilczeć, udać, że nic się nie stało. On dziś idzie na ostro. Jesteśmy wezwani do przypomnienia sobie, że w naszych sercach jest wielkie pragnienie. Na co dzień nie do nazwania, palące, mówiące: pragnij więcej. Bądź świętym, a więc bądź jak Bóg. A jaki jest Bóg? Jest inny niż to, co powszechnie uważane za ludzkie. On nie chce być zaklasyfikowany do współczesnej mądrości i świętoszkowatości. Gorszy i mądrych i religijne betony.
Bóg chce być nieustannym przestawianiem naszego myślenia. We wszystkich dziedzinach naszego życia. Łącznie z naszym rozumieniem wiary. On nam pokazuje, że nie da się myśleć, jak inni i zarazem jak Bóg.
Jeśli nasze chodzenie tutaj ma mieć sens, to musimy stawać się ludźmi, którzy wiedzą czego chcą i nie dają sobie w kaszę dmuchać. Mamy być kobietami i mężczyznami, którzy walczą o to, by ten świat stawał się Bożym Królestwem, nie mamy się zamykać w naszych serduszkach, do prywatnej religii. Dlaczego my tak bardzo boimy się w robocie, na ulicy, w naszych szkołach podejść do kogoś i powiedzieć: wiesz jestem człowiekiem, który idzie za Jezusem Chrystusem i to jest fajne. Chodź i ty. Jeśli przychodzimy tutaj, bo tu jest fajny klimat, bo tu się dobrze modli, a ksiądz nie gada o polityce, na dodatek można się schować w tłumie czy za filerem albo na chórze i myślimy sobie, że to jest dobre, to się bardzo mylimy. To jest właśnie kupczenie w świątyni, by mieć zysk dla siebie. Zobaczcie, że w Kościele jest nas coraz mniej, że ludzie odchodzą. Najłatwiej powiedzieć: porzucili Boga i wiarę. Prawda jest taka, że skostnieliśmy, że przyprowadziliśmy swoje baranki, gołąbki do świątyni i jest nam dobrze. Że zmieniliśmy grę na siedzenie na ławce rezerwowych. I nie zasłaniajmy się słabą wiarą i innymi starymi wykrętami, bo to nie działa na Boga.
Trzeba nam działać, nie modlić się nieustannie za tych, co głoszą gdzieś tam Ewangelię. My ją mamy głosić tu, w Opolu. A głosić znaczy nią żyć, a żyć to znaczy sprawiać, że inni też tak chcą.
Jezus jest zdeterminowany by nas w końcu przebudzić. Mnie – jako proboszcza, każdego dnia zasypiam z lękiem, że przyjdzie dzień i Pan mi powie: Kramer, nie obudziłeś ludzi, których do ciebie posłałem. ładnie się uśmiechałeś, próbowałeś robić jakieś akcje, ale ich nie obudziłeś, oni co tydzień wracali do domu nieobudzeni, bez pragnienia by Mnie spotkać. A Wy? Nie boicie się, że kiedyś staniemy przed Panem i On nam powie: stworzyliście sobie bezpieczny przyczółek, w którym usprawiedliwialiście swoje słabości i szukaliście pretekstów do tego, by potępić innych?
Boję się tego, że On mnie zapyta: dlaczego nie zrobiłeś nic by mój Kościół nie był tylko sztywną instytucją, w której wydaje się kolejne świstki i pieniądze biednym? Dlaczego pozwoliłeś by w świątyni, do której cię posłałem ludzie przychodzi i wychodzili wciąż tacy sami?
Wchodzicie w to, żeby się obudzić? Czy pozwolicie sobie na to, że podliczycie straty furii Jezusa i za chwilę znów postawicie kramy, by toczyć swój interes w świątyni?
Bogu bardzo zależy, dlatego jest dziś taki.