Chrześcijaństwo jest nieustannym budzeniem naszego serca do pragnienia jeszcze większej więzi z Bogiem. To, co czytamy u Marka, te kilka zwięzłych zdań opisu uzdrowień, jest pokazaniem tego, że pojawienie się Jezusa budzi ludzkie pragnienia.
Do tej pory religia była nastawiona na kult i oddawanie czci Bogu. Człowiek musiał się nieźle nagimnastykować, by Boga „zadowolić”. Ludzie chorzy, zagubieni, biedni, pokaleczeni nie liczyli się. Być chorym znaczyło tyle, że Bóg nie jest po twojej stronie, nie błogosławi ci, twoje życie jest złe. Od teraz to Bóg przychodzi do nas i daje nową jakość życia.
Choroba wiąże się z bólem, dyskomfortem. Człowiek chory jest skupiony na sobie, to jest naturalne, chce sobie pomóc, ulżyć. Jego organizm skupia wszystkie siły na sobie, na walce z chorobą. Taki ktoś szuka różnych sposobów na to, by zakończyć to, co jest źródłem upodlenia. Wielu z nas w takich momentach zawiesza swoje wartości, zadaje pytania, które nigdy nie padłyby w czasie zdrowia. Wszystko od moralności, wartości, poprzez relację i wiarę zostaje zachwiane. Tacy ludzie szli do Jezusa. W tym tłumie, każdy z nich to inna historia, inne emocje, inne nadzieje i poczucie porażki. Szukali poprawy swojego stanu, samopoczucia, uzdrowienia.
Wracali z sercami otwartymi na nowe. Na pragnienia, marzenia i plany. Człowiek uzdrowiony przestaje myśleć tylko o sobie, zaczyna widzieć perspektywicznie nie tylko swoje życie, ale także życie innych ludzi. Taki człowiek jest gotowy pomagać, by dzielić się swoim doświadczeniem również porażki i upokorzenia. To, co do tej pory było źródłem cierpienia i poniżenia, teraz staje się skarbnicą doświadczenia i błogosławieństwa.
Bóg chce, byśmy żyli w pełni. Nie na pół gwizdka, nie na zwolnionych obrotach, ale w pełni, tak by móc być dla innych. Dopiero z uzdrowienia rodzi się odpowiedź człowieka na miłość Boga. Jego moralność, zasady, myślenie chrześcijańskie. Wymaganie tej odpowiedzi od człowieka chorego jest niepoważne. To tak, jakby człowiekowi bez nóg kazać chodzić po drabinie z uśmiechem na twarzy.