Jednak ostatnio myśl tego programu rozwinął, poszedł dalej zapowiadając zbudowanie polskiej Force de frappe. Cytuję: „"Chcemy dysponować rakietami manewrującymi, które będą gwarantowały, że każdy przeciwnik wiele razy namyśli się zanim nas zaatakuje. Będą to rakiety dalekiego zasięgu, które mają być w stanie zagrozić centrum decyzyjnemu naszego przeciwnika gdyby ośmielił się Polskę zaatakować. Tworzymy strukturę defensywną, ale każdy potencjalny agresor musi wiedzieć, że będziemy dysponować tym, co gen. De Gaulle nazywał ‘force de frappe’.”
Terminu force de frappe gen. deGaulle używał tylko jako określenie niezależnych sił nuklearnych Francji, zdolnych do działania na podstawie suwerennej decyzji Paryża, bez konsultacji z sojusznikami. Francuski arsenał nuklearny jest trzecim co do wielkości na świecie, po Rosji i Stanach Zjednoczonych. Pozyskanie samodzielnej broni nuklearnej w przypadku Polski wydaje się wątpliwe. Pomijając trudne kwestie techniczne i finansowe jest przecież układ o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej (Treaty on the Non-Proliferation of Nuclear Weapons) – zabraniający państwom posiadającym technologię budowy broni jądrowej sprzedaży jej do krajów, które tej technologii nie posiadają i jednocześnie zobowiązanie państw, które jej nie posiadają do zaprzestania prób jej rozwoju. Polska podpisała ten układ i zobowiązała się do jego przestrzegania. Tymczasem przy braku broni jądrowej odstraszanie mocarstwa, jakim jest Rosja, rakietami manewrującymi przenoszącymi konwencjonalne głowice (450 kg) jest pozbawione sensu. Na ten temat mówiłem 1 grudnia 2016 r. w wywiadzie dla Fronda.pl (Rosjanie mogą chcieć wybić nam nasze "polskie kły")
14
Fronda.pl: Jak poinformował amerykański Departament Stanu, Polska ma zakupić 70 pocisków manewrujących AGM-158B JASSM ER o zasięgu ponad 900 km. Przed jakimi zagrożeniami takie pociski mogą chronić Polskę?
Prof. Romuald Szeremietiew: To trudne pytanie. Pamiętajmy, że taki pocisk musi być odpalany z samolotu, który można strącić. Druga rzecz - muszą być środki naprowadzania. Pocisk manewrujący nie trafi do celu, jeśli nie ma precyzyjnego naprowadzania. Po trzecie, istotną rolę odgrywa kwestia rozpoznania. Istnieje problem kiedy te pociski mogą być użyte, w jakich warunkach i przeciw jakim celom? Jak wiadomo procedura zakupu tych pocisków trwała jakiś czas, bo jeszcze za czasów poprzedniej ekipy wystąpiono o ich zakup. Było to związane z projektem pod nazwą „Polskie kły”, ogłoszonym przez Donalda Tuska. Był to program wyposażenia polskich sił zbrojnych w pewną ograniczoną ilość środków ofensywnych, przy pomocy, których będzie można boleśnie uderzyć w przeciwnika, gdyby chciał nas zaatakować. Tymi środkami mielibyśmy odstraszać przeciwnika, czyli w naszym wypadku Rosję. Zakup tych rakiet jest w pewnym sensie realizacja wymienionego programu „Polskie kły”. Jednocześnie słyszałem wypowiedź wiceministra Bartosza Kownackiego, który powiedział, że Polska kupi też okręty podwodne z rakietami manewrującymi. To miało również zawierać się w programie „Polskie kły”. Będziemy mieć więc środki ofensywne i musimy sobie odpowiedzieć na pytanie jaka będzie ich skuteczność i czy rzeczywiście będziemy mogli potencjalnego nieprzyjaciela odstraszyć. Wydaje mi się, że będzie to trudne, dlatego, że przeciwnik ma tego typu środków dużo więcej. Rakiety, które kupujemy mają głowice odłamkowo-burzące, które nie mają wielkiej mocy rażenia. Gdyby to były głowice nuklearne, to co innego. Natomiast głowica odłamkowo-burząca, jeśli trafi we właściwe miejsce, np. wyrzutnię pocisków Iskander to wtedy odniesie skutek. Musimy tym rakietom zapewnić warunki, aby trafiały do celów.
Czy zakup tych pocisków to znaczące wzmocnienie dla naszych możliwości obronnych?
Przyznaję, że w tej kwestii mam mieszane uczucia. Krytykowałem sam pomysł programu „Polskie kły” i nie stało się nic, co by zmieniło mój punkt widzenia. Na czym bowiem polega w moim przekonaniu pewne niebezpieczeństwo? Na tym, że strona rosyjska wie, iż mamy takie środki i możemy ich użyć. W związku z tym, kiedy spoglądam na te systemy rakietowe, które zostały zainstalowane na terenie obwodu kaliningradzkiego, to wydaje mi się, że one mogą posłużyć do tego, żebyśmy tych naszych ofensywnych środków nie mogli użyć. Wystarczy zniszczyć rakietą Iskander bazę, w której stacjonują nasze samoloty F-16 i po tym żadnej operacji odwetowej my już nie wykonamy. Trzeba byłoby więc mieć bardzo dobre środki rozpoznania, żeby mieć pewność, czy Rosjanie nie planują wykonania uderzenia prewencyjnego. Mówiąc kolokwialnie, mogą chcieć wybić nam te nasze kły, zanim je wbijemy w ich łydki. Do prewencyjnego uderzenia mogą posłużyć rakiety jakie znajdują się w obwodzie kaliningradzkim. Rakiety Iskander służą do niszczenia celów na lądzie, a więc np. lotnisk. Są tam systemy przeciwlotnicze S-400, przy pomocy których można strącać nasze samoloty, a do tego od niedawna dochodzą rakiety służące do niszczenia celów morskich. W związku z tym wszystkim mam wątpliwości czy odstraszanie Rosji przy pomocy ograniczonych środków ofensywnych przy braku skutecznej obrony OPL i nieefektywnych systemach rozpoznania będzie postępowaniem skutecznym.
Czy możemy coś dzięki tej sprzedaży powiedzieć o stosunku Stanów Zjednoczonych do Polski? Czy to widomy znak ich zainteresowania sprawami bezpieczeństwa Polski czy całej wschodniej flanki NATO?
Sprzedaż tych rakiet odbyła się za zgodą władz amerykańskich. Amerykanie są bardzo ostrożni w sprzedawaniu bardzo zaawansowanych systemów uzbrojenia. Skoro więc taka decyzja zapadła, wskazuje to, że traktowani jesteśmy jako godny zaufania sojusznik Stanów Zjednoczonych. Mam nadzieję, że nasza strona negocjując warunki zakupu tej broni, zagwarantowała, aby jej użycie w walce zależało tylko od polskiej decyzji.
Dziękuję za rozmowę.
===============