Innymi słowy w ocenie pana posła każdy Żyd jest za aborcją (względnie wszyscy opowiadający się za prawem do aborcji są Żydami). Wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński zareagował pisząc, że "głupich (jak kilo gwoździ) nie brakuje". Uważam, że marszałek Brudziński nadaje się na szefa dyplomacji, bo nazwać skończonego kretyna zaledwie głupim dowodzi dużej dozy dyplomacji.
Może i bym nie napisał o tym, gdyby nie to, że i ja mam dziś dzień pełen przygód. Otóż miałem w swoim programie gościć pewnego znanego prawicowego dziennikarza. W rozmowie telefonicznej mój niedoszły gość, odnosząc się do demonstrujących przeciw PiS, stwierdził, że należy ich aresztować, bo są terrorystami, szefa Fundacji Otwarty Dialog deportować (na mój argument, że nie można deportować obywatela Polski odparł, że można mu odebrać obywatelstwo) a założycielkę Fundacji "poddać ciężkiemu śledztwu" (jak rozumiem poddać torturom). Nasza rozmowa skończyła się wymianą uprzejmości, która zapewne oznacza koniec znajomości a na pewno to, że rozmowa w programie w dniu dzisiejszym nie jest już możliwa.
Efektem powyższej sytuacji było to, że musiałem wymyślić nowy temat i nowego gościa. W efekcie zaproszenie przyjął psycholog p. Leszek Mellibruda, z którym porozmawiam o hunwejbinizmie, czyli mechanizmie, w ramach którego ludzie rozsądni stają się fanatykami, a fanatycy zaczynają już wypowiadać ewidentne brednie.
Rzecz w tym, że o ile większość elektoratu prawicy to ludzie umiarkowani to w samej prawicy dochodzi już do coraz wyraźniejszej radykalizacji. W ciągu ostatnich kilku dni o powyższym rozmawiałem z kilkoma istotnymi, ale zarazem umiarkowanymi politykami obozu władzy i dziennikarzami związanymi z prawicą. Stwierdzam, że ludzie ci są już na granicy wytrzymałości. Im, tak jak i mi, nie podobało się "państwo z dykty" PO, państwo, które rzekomo "zdało egzamin" w Smoleńsku, kraj, w którym Beata Sawicka okazywała się niewinna, a ścigający skorumpowaną i do cna cyniczną panią poseł policjanci winni czy też państwo, którego władze specjalizowały się w PR, a nie polityce. Ale to wszystko nie oznacza, że im (i mi też) jest po drodze z ludźmi, którym, jak mawia młodzież, "zryło beret". Szło bowiem o sanację, a nie rewolucję. O reformę i naprawę a nie działanie na skróty i uchwalanie ustaw na rympał.
Nie jestem posłem ani politykiem, więc moja irytacja w sejmowej kalkulacji nie ma znaczenia, ale jeśli prawica nie opanuje dryfu w kierunku jakobinizmu to jej rządy znów okażą się ledwie epizodem w historii. Ludzie umiarkowani są bowiem bliscy jeśli nie dołączenia do opozycji, to w każdym razie porzucenia obozu władzy. Są wśród nich posłowie na Sejm i wiodący dziennikarze z wszystkich dosłownie prawicowych mediów (inna sprawa, że niektórzy dawno już "rzuciliby papierami" gdyby nie głupota drugiej strony, która z bolszewicką szczerością i w jakże demokratycznym duchu zapowiada tym przyzwoitym skądinąd ludziom i dobrym fachowcom jedynie bezrobocie).
Durnota, tępota, zacietrzewienie, prymitywizm i kompletna nieumiejętność myślenia politycznego (a przy okazji państwowego) to bowiem obecnie jedyne co łączy obie strony sporu.
Swoją drogą zastanawia mnie to, że fanatycy po prawicy gotowi są w imię swoich obsesji i chęci odwetu poświęcić to, co się PiS udaje, że sięgnąć choćby do skutecznej walki z mafią paliwową, programów socjalnych, które uruchomił obecny rząd, cyfryzacji państwa czy też reformy szkolnictwa wyższego. Jak bardzo głupim trzeba być, żeby nie rozumieć, że polityka, aby była skuteczna, musi trwać przez lata, a nie jedną kadencję, łączyć a nie dzielić, zjednywać, a nie zrażać. No chyba, że - i w tym miejscu nawiąże do ulubionej spiskowo - agenturalnej retoryki naszej prawicy - że to nie głupota.....
* Tekst z profilu na Facebook-u Witolda Jurasza za zgodą autora. Tytuł od redakcji.