Jeżeliby politykę międzynarodową porównać, choć to ryzykowna metafora, do giełdy – to i ostatnio akcje Polski poszybowały w górę. Zakończona pewnym sukcesem wizyta D. J. Trumpa w Polsce jako pierwszym kraju europejskim (45. prezydent był wcześniej w Belgii na szczycie NATO i we Włoszech na szczycie G7); kontrast między radosną, bezpieczną Polską podczas wizyty lokatora Białego Domu a Hamburgiem opanowanym przez bandytów paraliżujących miasto; wcześniejsze wejście z przytupem do Rady Bezpieczeństwa ONZ, choć w ostatnich kilkunastu latach nie udało się to choćby Czechom, Słowacji, Węgrom, Słowenii, a także Włochom i Grecji; wreszcie świetne oceny w ratingach ekonomicznych i bezpieczeństwa inwestycyjnego – to wszystko buduje pozycję Polski. Używając innego porównania, które zna każdy, kto grał w brydża, a choćby i w „tysiąca”, to Rzeczpospolita ma silne karty. I to właśnie frustruje naszych bliższych i dalszych sąsiadów.
Przed dziewięćdziesięcioma laty Roman Dmowski w słynnym artykule „Gdybym był wrogiem Polski” pisał, że nasi nieprzyjaciele chcą Polski słabej. To jest ich cel. Do tego dążą. To jest ich marzenie. Minął wiek i nasi wrogowie, ci sami i inni, mają dalej te same cele: chcą słabego, bezradnego Państwa Polskiego i zrobią wszystko, aby Polska była „państwem teoretycznym”, aby nasze państwo w wielu dziedzinach „abdykowało”.
Rzecz w tym, że Polski na słabość najzwyczajniej w świecie nie stać. Jesteśmy krajem dużym, ale nie wśród czwórki, piątki największych krajów Europy i jako państwo spore budzimy obawy konkurentów. A są nimi kraje od nas większe, przyzwyczajone przez Panią Historię do tego, że albo Polski nie ma na mapie świata (i wtedy nie ma problemu) albo Polska jest słaba, zwasalizowana lub (i) rządzona przez elity, których racją stanu, a raczej racją wegetacji, jest wieszanie się u obcych klamek. Owe pseudoelity (łże-elity), używając słów klasyka gatunku, „widzą tylko tyle, ile zobaczą uderzając czołem o ziemię”. Witkacy jeden ze swoich dramatów zatytułował „Jan Maciej Karol Wścieklica”. Jakoś ten tytuł cały czas chodzi za mną, gdy obserwuję historyczne, ale też metodyczne i konsekwentne reakcje różnych Dużych i Ważnych państw na swoisty polski renesans polityczny. Owe przebudzenie się Narodu Polskiego ‒ który ponownie wziął w posiadanie własne państwo, a którego rzeczywiste, wybrane w demokratycznych wyborach, elity, przy całych swoich słabościach, grzechach i błędach prowadzą politykę godną dumnego, dużego narodu europejskiego – budzi irytację i polityczny sprzeciw tych, którzy zawsze w dziejach byli beneficjentami „słabej Polski”.
Tak naprawdę to to jest przyczyną ataków na naszą Ojczyznę ze strony różnych instytucji międzynarodowych, polityków i mediów. O obce interesy tu chodzi. Interesy ubrane w szaty pięknych słów i hasełek.
*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej” (19.07.2017)