Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Wszystkie ustawy mające zreformować sądy budzą głęboki sprzeciw opozycji oraz środowiska sędziowskiego. Czy Pana zdaniem może dojść do powtórki sytuacji z 16 grudnia ubiegłego roku?
Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, PiS: Liderzy opozycji w końcu, po przeszło pół roku od tych wydarzeń, przyznali, że to był pucz. Padły nawet nazwiska osób, które to zorganizowały. Moim zdaniem doszli do wniosku, że skoro nie pomogła zagranica, to teraz pomoże ulica. Opozycja liczy, że wszystkie te zadymy uliczne, wdzieranie się do Sejmu (do czego przecież publicznie zachęcał lider formacji o nazwie „Obywatele RP”, mimo iż większość obywateli RP nie chce żadnych zadym ani okupacji gmachów państwowych), przyniosą jakieś ofiary. Słyszeliśmy wypowiedzi uczestników tych protestów. Twierdzili, że nie jest problemem fakt, że będą ofiary, ale to, ile ich będzie. Przyświeca im jeden cel: zatrzymanie procesu, który w tej chwili dokonuje się w Polsce, czyli przecięcia pępowiny, która wychodzi z wymiaru sprawiedliwości i przez cały czas łączy obecne państwo polskie z PRL. Najlepiej widać to wówczas, gdy pani wicemarszałek Sejmu, Barbara Dolniak z Nowoczesnej, z zawodu sędzia, śmieje się: „Jak to, przecież przeciętny sędzia ma 39 lat”. Jednak nie chodzi tu wcale o wiek, ale o układ zależności, który po komunie pozostał. Tworzą go ludzie, którzy w komunie sprawowali funkcję sędziego, często byli na telefon służb bezpieczeństwa, skazywali opozycjonistów, odpowiadali przecież za szkolenie sędziów. To właśnie oni dobierali do tego zawodu i awansowali tych, którzy dziś walczą o utrzymanie status quo. W tym tkwi problem.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości wielokrotnie podkreślają, że rozwiązania podobne do proponowanych przez obecny rząd funkcjonują np. w państwach Europy Zachodniej
Zmiany w sądownictwie są konieczne, a jako wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego chciałbym bardzo mocno podkreślić, że propozycje Prawa i Sprawiedliwości zawierają elementy, które występują w ustawodawstwie obowiązującym chociażby w Niemczech, Holandii czy Hiszpanii. Nie mówiąc już o tym, że np. w USA Sąd Najwyższy w całości jest wybierany przez prezydenta, co nikomu nie przeszkadza. Wybór sędziów budzi oczywiście emocje, nikt jednak nie neguje faktu, że sędziów powołuje właśnie polityk, czyli prezydent USA.
Kształt wymiaru sprawiedliwości w poszczególnych państwach członkowskich Unii Europejskiej leży w gestii tychże państw, a nie całej Unii. Decyzje dotyczące kształtu i funkcjonowania sądownictwa w danym państwie w sensie formalno-prawnym są całkowicie suwerenne, nie są to decyzje Komisji Europejskiej czy innych instytucji. Dlatego też Unia Europejska nie ma żadnych formalnych podstaw, aby jakkolwiek ingerować w proces wdrażania reformy sądownictwa w Polsce.
Z kolei podczas niedzielnej demonstracji opozycji z ust przemawiających na scenie liderów i autorytetów padały zgoła odmienne porównania. Słyszeliśmy mnóstwo odwołań do putinowskiej Rosji, Białorusi Łukaszenki czy czasów PRL...
„Diabeł ubrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni”... Przypomnę, że to Donald Tusk w wywiadzie na antenie TVN24 w 2008 r. mówił o Putinie: „To nasz człowiek w Moskwie”. To przecież Radosław Sikorski był gościem pana Łukaszenki i razem z byłym szefem niemieckiego MSZ, panem Guido Westerwelle robił sobie z nim zdjęcia. Co do porównań obecnej Polski do czasów PRL, zwróćmy uwagę na to, kto przychodzi na te manifestacje. Obok części byłych działaczy „Solidarności” i innych sił opozycyjnych w czasach PRL, znajdziemy tam beneficjentów systemu komunistycznego. Jeżeli byli opozycjoniści dziś maszerują ręka w rękę z ludźmi, którzy kiedyś stali na straży sowieckiego zniewolenia w Polsce, świadczy to wyłącznie o nich samych.
Na manifestacji w obronie sądów widzieliśmy Władysława Frasyniuka, jednak inny autorytet opozycji, Lech Wałęsa, ograniczył się do krótkiego wpisu na Facebooku. Zdaniem byłego lidera „Solidarności”, aby uchronić Polskę przed wojną domową, należałoby aresztować „około 15 osób z obecnej władzy”
To, co teraz bredzi Lech Wałęsa jest tak kompletnie niezrozumiałe, że to raczej przypadek medyczny, niż polityczny, a ja nie jestem lekarzem, ale historykiem. Mogę jedynie powiedzieć, że opinia publiczna zdaje sobie sprawę, że Lech Wałęsa to upadły pomnik, człowiek, który rozmienił się na drobne, sam stworzył swój mit, a potem sam go obalił. To taki Robin Hood, którego nie wolno było zabić, dlatego dziś popełnił samobójstwo. Każda jego wypowiedź coraz bardziej go kompromituje.
Z relacji z niedzielnej manifestacji wynika, że wielu uczestników nie wiedziało właściwie, po co tam jest. Czy tu chodzi na pewno o „obronę sądownictwa”, czy to po prostu kolejna okazja do „zadymy”?
Nie wykluczam, że część osób, które przychodzą na te manifestacje, ma dobre intencje. Są to ludzie uwiedzeni propagandą, którzy przez ileś lat czytali „Gazetę Wyborczą”, nie myślą samodzielnie, myślą stereotypami, nie widząc w ogóle szerszego kontekstu historycznego. Ludzie, którzy często bezrefleksyjnie, zupełnie bez żadnego pomyślunku dają się wykorzystać jako swoiste mięso armatnie do „strzelania” do władzy, która zgodnie z obietnicami i zgodnie z oczekiwaniami obywateli reformuje sądownictwo, podczas gdy Platforma przez osiem lat nie zrobiła żadnej reformy sądownictwa, poza rozdzieleniem funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, co w gruncie rzeczy spowodowało jedynie jeszcze większy chaos oraz doprowadziło do sytuacji, gdy nie tylko sądownictwo, ale również prokuratura stała się „państwem w państwie”. W ten sposób, za rządów PO-PSL państwo tym bardziej abdykowało ze swojej funkcji stróża ładu i porządku. Obecny rząd to zmienia, stąd histeryczne, emocjonalne reakcje, próby stworzenia jakiegoś „Majdanu”, a może raczej „Ciamajdanu”. Wygląda to naprawdę żałośnie.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
*pytała Joanna Jaszczuk, wywiad dla portalu Fronda.pl