Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Lyberalna Schadenfreude

Oto pan Marcin. Pan Marcin publikuje w „Liberte”. Lyberał. Miłuje wolność miłością szczerą, a bodaj najszczerzej wolność słowa, wolność wyrażania poglądów, gwarantowaną wszak w Konstytucji, którą również miłuje. Pan Marcin jest tak lyberalny i wolnościowy, że już miał siadać do napisania „Ody do wolności”, lecz się biedak na szczęście zorientował, że  ubiegł go Juliusz Słowacki. Napisałby także piosenkę wolność sławiącą, jużci nawet miał ją pewnie pisać, ale dowiedział się, że i w tym obszarze wyręczono go, konkretnie wyręczył go Rysiek Riedel ze swoją „Victorią”. Pan Marcin zna angielski, więc jest przekonany, że w odróżnieniu od śp. wokalisty „Dżemu” by się nie pomylił i swój przebój nazwałby zgodnie z wymogami tego języka, odpowiednio „Liberty” bądź „Freedom”. Ostatecznie „Freedom & Liberty”.

Pan Marcin, lyberał jak się patrzy, człek konstytucyjny i praworządny, nie czuje się wzburzony cenzurą, jaką Facebook uskutecznia na narodowcach. Pan Marcin na swoim Tłyterze zamieścił odnośnego mema – zdjęcie Romana Dmowskiego opatrzone cytatem: „Naród (…) bez dostępu do Facebooka może być tylko cieniem samego siebie”. Dodając odautorski, wolnościowy komentarz: „słowa z przemówienia w dniu zaślubin narodu z facebookiem”. Pan Marcin nie widzi problemu, widzi okazję do erupcji swojego poczucia humoru. Wybuchło.

Oto pan Sławomir. Pan Sławomir również jest lyberałem, jest także lewicowcem. Pan Sławomir w normalnych warunkach pogardza sobie globalnym kapitalizmem, uważając go za dysfunkcyjny i patologiczny, nie ma także na sztandarach swojej ideologii wysoko wzniesionego prawa własności, gdyż nie jest jakimś oszołomem Korwinem. Pan Sławomir jest bardzo egalitarny. Umysł ma niezwykle ostry, krytyczny oraz pojemny. Na tyle pojemny, że bez problemu mieści w sobie deklaratywne ideały demokracji lyberalnej, takie jak wolność słowa i wolność wypowiadania legalnych poglądów oraz akceptację dla cenzurowania narodowców przez Facebooka, gdyż, jak wyjaśnia, „Facebook to prywatna firma”, a narodowcy mogą sobie założyć jakiegoś narodowego Facebooka. A „Marsze Niepodległości kończą się rozróbami” – kończy człowiek, u którego w lokalu skryli się swego czasu goście z niemieckiej Antify, zaproszeni przez jego organizację i wyposażeni (doposażeni?) w pałki, kominiarki i całe oprzyrządowanie potrzebne do nawalanki, żeby nawalać narodowców, których marsze kończą się rozróbami.

Tako oto dwóch spektakularnych wolnościowców, lyberałów, demokratów (!), demokratów lyberalnych oraz demokratów konstytucyjnych sobie nic nie robi z tego, że „prywatna firma”, mająca ogromny wpływ na debatę publiczną, w sposób arbitralny, bez żadnej do tego legitymizacji, wyrzuca sobie z przestrzeni publicznej legalne poglądy, wprowadzając właściwą reżimom autorytarnym cenzurę w oparci o swoje widzimisię. Bardzo daleko wylądowali owi demokraci, demokraci lyberalni oraz demokraci konstytucyjni od przypisywanej Voltaire’owi (chociaż on nigdy tak tego nie sformułował) zasady: „Nie zgadzam się z tym, co mówisz ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć”.

Jak to jest, występować w telewizorach i opowiadać o bezcennych wartościach demokracji, w tym jednej z najcenniejszych wartości, jaką jest wolność słowa, perorować pełnym uniesienia, mądrym, zatroskanym, lyberalnym tonem, jak obecny rząd w te wartości godzi, a później przyklasnąć cenzurze poglądów i zanegować tym samym cały swój publicznie deklarowany światopogląd?

Nie wiem, jak to jest, podejrzewam, że niezbyt miło. Nie chcę w to wnikać, gdyż wbrew pozorom nie jest to felieton o spójności intelektualnej lewicowych lyberałów, gdyż gdyby był, skończyłby się po pierwszym zdaniu. Jest to felieton o bezradności ludzi, którzy na polu walki idei przegrywają w tej chwili wszystko. Ich marsze, w porównaniu do marszu narodowców, to frekwencyjny żart, warty tyle, ile ten dwukropek, który właśnie wstawiam do tekstu bez żadnego powodu : . Politycznie właściwie nie istnieją. W młodym pokoleniu, jeżeli już zostaną dostrzeżeni, traktowani są jak gołąb na parapecie – fajnie popatrzeć z bliska na nietypowe zjawisko pod warunkiem, że nie zostawi po sobie pamiątki. W ostatniej dużej społecznej sprawie stanowisko, które konsekwentnie popularyzowali – przyjmijmy uchodźców – przepadło, po czym zostało sponiewierane przez tak zwany rozwój wydarzeń. Gazeta im dogorywa.

Oni nie czują się na siłach, żeby rzucić ideowe wyzwanie środowiskom konserwatywnym, dlatego rozpaczliwie chwytają się każdego wsparcia, jakie dostają, nie patrząc na to, że to wsparcie (cenzura Facebooka) fundamentalnie godzi w deklarowany przez nich światopogląd. Przy czym przyznać trzeba, że jest to na swój sposób konsekwentne – gdyby towarzysz Lenin przejmował się takimi rzeczami, pewnie nigdy nie byłoby rewolucji.

Data:
Kategoria: Polska

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.