Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Żołnierz upokorzony, czyli koszty zabawy Erdogana

Pucz się nie udał, czyli się udał. Nie ma raczej osoby przytomnej, która na poważnie sądziłaby, że ta koślawa próba wywołania zamieszania, którą tylko z przyczyn formalnych i z przyzwyczajenia nazywa się groźnym mianem „zamachu stanu”, była czymś innym niż ordynarną maskaradą, inspirowaną, wyhodowaną i kontrolowaną przez Erdogana, żeby jej ostateczne fiasko otworzyło mu wrota islamskiej dyktatury, nikogo innego jak tylko jego osobę ustawiając na dyktatorskim cokole.

Dowodów na rzecz  tej tezy jest tyle, i są one tak bezsprzeczne, że staje się ona nie tezą, lecz faktem. Kuriozalny wręcz przebieg samego zamachu, brak najbardziej nieodzownych działań, które się w takich sytuacjach podejmuje, jak choćby przedstawienie przywódcy rzekomego puczu, brak odcięcia środków komunikacji, czołgi rozbrajane przez cywilów, którzy błyskawicznie i tysiącami wylęgli na ulice, oraz creme de la creme absurdu, czyli antyrządowe śmigłowce zestrzeliwane przez prorządowe F-16.

Działania późniejsze także uprawdopodabniają tezę o autozamachu Erdogana do granic pewności. Wyrzucenie i częściowe aresztowania prawie trzech tysięcy sędziów oraz imienne listy winnych buntu niespełna kilka godziny po zamachu dają wrażenie tak ewidentnej ustawki, że teoria spiskowa jak rzadko kiedy zyskuje miano jedynej teorii, którą można wygłosić niewstydliwie. Zyski z tak przeprowadzanej operacji nie podlegają dyskusji – mandat do przeprowadzenia właściwie dowolnych konstytucyjnych zmian, zdominowanie wymiaru sprawiedliwości, czystki w armii, tym samym pełna nad nią kontrola, pretekst do urwania się USA i zbliżenia z Putinem, otwarta droga do ofensywy wojskowej w Syrii i pacyfikacji Kurdów. Koszty? Praktycznie zerowe, bo czymże z perspektywy wielkich politycznych planów jest życie prawie dwustu ludzi (w tym najwierniejszych zwolenników), utrata ułamka sprzętu wojskowego i dziura w budynku parlamentu?

Niczym są te koszty materialne, dlatego Erdogan się nimi nie frasuje. Wydaje mi się jednak, że zniknęły z pola widzenia koszty niematerialne tego, co się w Turcji wydarzyło. Koszty trudniej dostrzegalne i mniej wymierne, dlatego niepoddające się prostej analitycznej weryfikacji, nie znaczy to jednak, że nieistniejące, nieważne i bez wpływu na przyszły bieg wydarzeń.

Nie wiem, ilu jest wśród żołnierzy armii tureckiej zwolenników Erdogana, a ilu przeciwników – podejrzewam, że proporcje mniej więcej odzwierciedlają przekrój społeczny całej Turcji. Wiem, że pucz tego typu, czy to pucz-maskarada, przykład którego mieliśmy wątpliwą przyjemność obserwować w sobotnią noc, czy to pucz prawdziwy, nie jest dokonywany wolą ani decyzją szeregowego żołnierza, wysłanego na ulicę by zamknąć most czy przejechać gdzieś czołgiem. Szeregowy żołnierz dostaje rozkaz i ma go wykonać, ze spiskowej natury każdego puczu wynika bowiem konieczność utrzymania tajemnicy, która niweczy pomysły kolportowania informacji o przygotowywanej akcji, żeby uświadomić żołnierza i umożliwić mu moralne określenie się.

Prawdziwy pucz ma zwykle taki przebieg, że z konieczności szybkiego spacyfikowania rodzącego się buntu wojsko strzela do cywilów. Bratobójczy rozlew krwi rodzi wyłom na linii armia – społeczeństwo, przy czym ten pierwszy czynnik jest zwycięski i wszechmocny, ten drugi pokonany, złamany i pałający żądzą odwetu.

Pucz-maskarada, jako odwrotność puczu prawdziwego, musi mieć przebieg odwrotny, i ten turecki miał przebieg taki właśnie. Armia wprawdzie strzelała, ale trudno nie odnieść wrażenia, że strzelała wyłącznie pro forma, żeby jednak jakieś ofiary były. I były ofiary, wg p.o. szefa sztabu tureckiej armii zginęło ponad 190 osób, z czego aż 104 puczystów, 41 policjantów (wiernych rządowi) i 47 cywilów. Armia, która robi przewrót, w wyniku którego notuje większe straty niż połączone siły policji i… bezbronnych obywateli? No właśnie. A przecież nie ma powodów, żeby zakładać, że Erdogana zaniża liczbę ofiar, bo z jego punktu widzenia czym więcej ofiar cywilnych, tym więcej argumentów dla jego reżimu.

W tym dziwnym tureckim puczu to armia została pokonana i upokorzona, a precyzyjniej rzecz ujmując – szeregowi żołnierze. Tłum jednemu z nich obciął głowę, innych skuto kajdankami, rozebrano do naga, układano na chodnikach. Zwolennicy Erdogana (w tej opowieści kryjący się za słowem „społeczeństwo”) skakali po nich, bili paskami, wyrywali im karabiny, zdzierali z nich mundury. Wysłani na ulice szeregowi żołnierze ani nie chcieli strzelać do swoich rodaków, ani nie dostali takich rozkazów, bo gdyby chcieli i gdyby dostali takie rozkazy, proporcje ofiar tego tragikomicznego zamieszania nie wyglądałyby tak, jak wyglądają. Nie mogli też wiedzieć, że biorą udział w jakimś pucz ani podzielić się na zwolenników i przeciwników reżimu. Ale tłum nimi poszczuto, bo tego wymagała logika sytuacji, w efekcie czego szeregowy żołnierz został sponiewierany przez naród, któremu przysięgał służyć, samemu nie będąc winnym żadnego uchybienia przeciw ojczyźnie.

Nikt mnie nie przekona, że morale pół miliona czekających pod bronią zwykłych tureckich żołnierzy nie doznało uszczerbku po tym festiwalu poniżenia. Każdy z nich wie, że każdy z nich mógł dostać rozkaz wyjścia na ulicę i zablokowania mostu, każdy z nich wie też, że wyszedłby, nie mając zielonego pojęcia, co się dzieje wokół, bo rozkaz to rozkaz. Choćby był najwierniejszym i najbardziej przekonanym zwolennikiem Erdogana, gdyby to właśnie na niego padło, zostałby rozbrojony, pozbawiony munduru, bity paskiem po nagim ciele i okrzyknięty zdrajcą.

Myślę, że łatwość, z jaką podjudzony tłum rzucił się na szeregowych żołnierzy może okazać się odwrotnie proporcjonalna do przekonania, z jakim ci szeregowi żołnierze będą za ten tłum ryzykować życie, np. w Syrii. Kosztem igraszek Erdogana i jego zabawy w pucze może okazać się trwały wyłom pomiędzy żołnierzami a społeczeństwem, ale nie ten typowy, kiedy to społeczeństwo zwraca się przeciwko okrutnemu wojsku, lecz odwrotny – taki, w którym to żołnierze tracą wiarę w to, że ich służba jest wartościowa, bo naród jej potrzebuje. Trudno będzie ten wyłom uchwycić, jeszcze trudniej go zmierzyć, ale jego skutki mogą być jak najbardziej rzeczywiste.


Data:
Kategoria: Świat
Tagi: #erdogan #Turcja #pucz

Tomek Laskus

Tomek Laskus - https://www.mpolska24.pl/blog/tomek-laskus

Student UW
Twitter: https://twitter.com/tomeklaskus
Facebook: https://www.facebook.com/t.laskus

Komentarze 1 skomentuj »

Operacja "Walkiria" - czy ten "zamach stanu" w Turcji nie przypomina tej "komedii" z 1944r. w Niemczech?

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.