Gołym okiem laika było widać, że rozpędzony pociąg pancerny sterowany
przez maszynistę Timmermansa za chwilę rozjedzie Polskę jak walec żabę
na budowanej autostradzie.
Swoją drogą to ciekawe, dlaczego sprawą Polski steruje bezpośrednio ten właśnie Bubek? Czemu Jean Claude Junker, szef Komisji, w zasadzie nie zabiera w tej sprawie głosu ani żaden inny (oprócz Tuska) biurokrata unijny?
Propisowskie media usiłowały przekonać polską opinię publiczną, że zaatakowany "szydłem" Timmermans przestraszył się i poddał.
Moim zdaniem było zupełnie inaczej.
To widmo Brexitu uratowało Polskę. Chwilowo zresztą, bo tylko do czasu brytyjskiego referendum, które trzeba przygotować tak, aby nie sięgać po metody wykorzystane w wyborach w Austrii.
W Brytanii może się nie dać uratować wyniku kilkunastoma tysiącami głosów wyciągniętymi z kopert jak królik z kapelusza cyrkowego magika.
Możecie sobie wyobrazić, jak dyktat i szantaż towarzyszy komisarzy ludowych z Brukseli byłby zadziałał na wyobraźnię Brytyjczyków. Jak straszliwą broń włożono by w ręce Farage'a czy innych zwolenników Brexitu.
To właśnie widmo wyjścia Anglików z Unii kazało natychmiast zaprzestać biczowania Polski.
Atak na Polskę byłby jak wiadro zimnej wody - doprawione brukselskimi walorami demokracji - wylane na rozpalone głowy brytyjskich wyborców chcących kontynuacji członkostwa.
Trzeba pamiętać, że Wielka Brytania nie zrobiła praktycznie nic, aby zjednoczyć się z Unią.
Jeżdżą po lewej stronie, nawet nie myślą o wymianie waluty. Płacą co prawda wysoką składkę, ale nikt nie policzył, ile netto wysysają z unijnego członkostwa. Przy tym ciągle resztę Unii szantażują, pardon, negocjują, perfekcyjnie realizując swoje plany. Wygodne członkostwo Brytyjczyków w Unii odbywa się kosztem maluczkich mimo, że usiłuje się nam wmawiać, że to Angole nas utrzymują.
Brytyjczycy postrzegają UE jako środek na tworzenie jednolitego rynku towarów i pracy w Wielkiej Brytanii, ale ten związek państw nie budzi w nich emocjonalnej więzi. Brytyjczycy nie mają zamiaru (nigdy go nie mieli) poświęcać potu i krwi, a tym bardziej własnych pieniędzy dla wspólnych wartości europejskich.
Nie wygląda na to, że wśród Brytyjczyków jest nadmiar "eurofilów".
Brytyjscy Eurosceptycy nie chcą poddać się unijnym przepisom prawnym i brukselskiemu bezprawiu. Chcą głównie mieć swobodny dostęp do jednolitego rynku.
Przykład represji wobec Polski udowodniłby im, że musi być odwrotnie.