Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Pierwsza kwartalnica pod znakiem bezkrólewia

To już równo 3 miesiące, jak objęła Polskę we władanie opcja patriotyczna. W dniu pierwszej "kwartalnicy" rządu Beaty Szydło wypada zwięźle podsumować efekty jego dotychczasowych starań - nie siląc się na przesadny obiektywizm, ale też nie potępiając w czambuł dla samej zasady. Rzecz jasna, między stanowiskiem apologetów a zdaniem adwersarzy obozu Zjednoczonej Prawicy nie znajdziemy zbyt wielu stycznych. Za jedną z nich można uznać kaliber zdarzeń, do których doszło w tym relatywnie krótkim okresie czasu, powszechną raczej zgodę co do intensywności kreującej subiektywne wrażenie, że obecna ekipa trwa u władzy znacznie dłużej niż te niespełna 100 dni, które minęły od zaprzysiężenia, mimo że w praktyce protegowani PiS-u często nie zdążyli jeszcze nawet zadomowić się na dobre w trybach administracji publicznej. Tym większe zaskoczenie budzić musi impresja zauważalnego tu i ówdzie efektu "zużycia materiału", który np. w dziedzinie fabrykacji, w tak wczesnym stadium użytkowania, wskazywałby na gorszy sort produktu, jego felerne wykonanie - w tym natomiast konkretnym przypadku politycznym stanowi kategorię bardziej ogólną, świadcząc generalnie o dosyć wątpliwej jakości "dobrej zmiany", która się dokonała w naszym kraju w wyniku ubiegłorocznych wyborów.

To już równo 3 miesiące, jak objęła Polskę we władanie opcja patriotyczna. W dniu pierwszej "kwartalnicy" rządu Beaty Szydło wypada zwięźle podsumować efekty jego dotychczasowych starań - nie siląc się na przesadny obiektywizm, ale też nie potępiając w czambuł dla samej zasady. Rzecz jasna, między stanowiskiem apologetów a zdaniem adwersarzy obozu Zjednoczonej Prawicy nie znajdziemy zbyt wielu stycznych. Za jedną z nich można uznać kaliber zdarzeń, do których doszło w tym relatywnie krótkim okresie czasu, powszechną raczej zgodę co do intensywności kreującej subiektywne wrażenie, że obecna ekipa trwa u władzy znacznie dłużej niż te niespełna 100 dni, które minęły od zaprzysiężenia, mimo że w praktyce protegowani PiS-u często nie zdążyli jeszcze nawet zadomowić się na dobre w trybach administracji publicznej. Tym większe zaskoczenie budzić musi impresja zauważalnego tu i ówdzie efektu "zużycia materiału", który np. w dziedzinie fabrykacji, w tak wczesnym stadium użytkowania, wskazywałby na gorszy sort produktu, jego felerne wykonanie - w tym natomiast konkretnym przypadku politycznym stanowi kategorię bardziej ogólną, świadcząc generalnie o dosyć wątpliwej jakości "dobrej zmiany", która się dokonała w naszym kraju w wyniku ubiegłorocznych wyborów.

Wbrew pozorom nie chodzi o kwestię nieodpowiednich kompetencji figur oddelegowanych na poszczególne odcinki, którym partia powierzyła odpowiedzialność za rządzenie państwem. Powodem mnogości niepowodzeń doświadczanych już na wstępnym etapie przez PiS nie jest bowiem (a przynajmniej nie w stopniu decydującym) suma indywidualnej amatorszczyzny lub talentów działaczy wyższego i niższego szczebla, lecz brak ośrodka koordynującego, który nadawałby kształt ich działaniom, a także sprawował nad nimi rzetelny nadzór. Oczywiście dla wielu zabrzmi to jak herezja. Wiadomo przecież wszem wobec, że faktyczną władzę w Polsce sprawuje poseł Jarosław Kaczyński, z którym wszystkie istotniejsze decyzje zmuszony jest konsultować pan prezydent Duda, a ministrowie gabinetu pani premier Szydło (włącznie z nią) przyjmują jego bezpośrednie rozkazy. Problem w tym, że tego typu archaiczna struktura dowodzenia zawsze wywiera fatalny wpływ na przepływ informacji, wprowadza chaos zaburzający efektywność funkcjonowania wszystkich punktów zależnych. Z drugiej strony nie zapewnia wystarczającej kurateli nad całym projektem, co sprzyja podziałom, powoduje wewnętrzne konflikty między różnymi frakcjami i nurtami. Konsekwencją jest zauważalna dysharmonia w poczynaniach rządzących.

Znacznie korzystniej dla PiS przebiegała paradoksalnie inauguracyjna faza panowania - zawłaszczanie instytucji, kiedy to partia i rząd wraz z prezydentem stanowiły monolit brutalnie realizujący podstawowe założenia. Wyraźnie zdefiniowany cel początkowo jednoczył całą prawicę, pomimo masowych protestów utrzymując wysokie morale oraz przekonanie o słuszności obranego kursu. Kulminacja pierwszych 3 miesięcy upływa już jednak pod znakiem stopniowej dezintegracji, rozłażenia się kolejnych elementów pisowskiej konstrukcji, które uwolniwszy się spod twardej ręki wodza mimowolnie lub świadomie zaczęły poluźniać wzajemne więzy. Cień tej rejterady prezesa uwidacznia się w każdej inicjatywie, niwecząc jej odbiór społeczny. Z deficytu kontroli biorą się miażdżące opinie jednego resortu na temat projektów drugiego, dymisje nominatów, którzy de facto nie zdążyli nawet objąć swych stanowisk, niespójność przekazu w sprawie kluczowych reform itp. Brakuje człowieka zdolnego utrzymać machinę w ryzach. Pozostający na uboczu głównego nurtu wydarzeń Kaczyński co prawda nadal wyznacza kierunek i wydaje dyrektywy, ale nie może w pełni monitorować sytuacji, będąc pozbawionym formalnych ku temu narzędzi. Reaguje ad hoc, czym tylko pogłębia rozgardiasz.

PiS znalazł się w pułapce, chociaż aktualne sondaże (świadczące raczej o słabości opozycji niż sile partii rządzącej) jeszcze nie obrazują faktycznej skali zagrożenia przedłużającym się bezkrólewiem. Zderzywszy się wkrótce z wyzwaniami administrowania państwem, przy jednoczesnym wdrażaniu kosztownych reform, rząd nie sprosta jednak zadaniu bez silnego premiera, który byłby w stanie okiełznać swoich ministrów, zmusić ich do współdziałania, utrzymać dyscyplinę starającego się wybić na suwerenność prezydenta itd. Nie wystarczy jedynie patronat przywódcy z prawdziwego zdarzenia nad konceptem "dobrej zmiany" - urzeczywistnienie wymaga odeń bezpośredniego udziału, a zaangażowanie się partia rządząca przypłaci przypuszczalnie utratą wysokiego poziomu poparcia. Oba te scenariusze mogą się oczywiście wydawać nazbyt pochopne teraz - ledwie u zarania kadencji. Pamiętajmy wszakże o tym, że chodzi o formację, której w ciągu pierwszej "kwartalnicy" udało się zrujnować wizerunek i pogorszyć relacje kraju z resztą świata (z wyjątkiem Węgier), a we własnym mniemaniu równie błyskawicznie odbudować gospodarkę z ruin i której jedynym wnioskiem, jaki wyciągnęła z fiaska własnych rządów sprzed dekady, jest niezachwiane przekonanie, że tym razem do sukcesu potrzebuje tylko przyspieszyć. Z okazji dzisiejszego jubileuszu, jak i dla dobra ojczyzny - życzmy jej zatem powodzenia.
Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 4 skomentuj »

Aby realizować opisaną przez Pana funkcję oprócz silnego charakteru trzeba być człowiekiem kompetentnym. Ponadto należy posiadać umiejętność słuchania. Dopiero wyważone posługiwanie się tymi przymiotami może dać pozytywne efekty.

Takie cechy posiadałby idealny kandydat do sprawowania funkcji kierowniczej, jednak w obecnej sytuacji lepszy już w tej roli pozbawiony ich prezes Kaczyński, niż utrzymywanie obecnego stanu pozostawania przezeń w decyzyjnym cieniu.

Czyli z braku laku dobry kit? Czuję absmak :)

Zawsze to jakieś spoiwo, obowiązku żucia nie ma :)

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.