Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Reductio ad Putinum

Paradoksalnie to przekonanie o głębokiej wrogości Putina do Polski może być kapitalnym narzędziem pozwalającym na orientację w tym, co dla Polski dobre, a co złe.

Fragment deklaracji przystąpienia króla Stanisława Augusta do Konfederacji Targowickiej

Coraz bardziej ciekawe czasy są, jak się okazuje. Trudno czasami w takich czasach znaleźć gwiazdę przewodnią, która wskaże kierunek i poprowadzi... Albo może źle się wyraziłem – gwiazdy przewodnie oczywiście są, jest ich nawet multum, trudno natomiast jest uzyskać pewność, że poprowadzą nas dobrą drogą w odpowiednim kierunku.
Co do niektórych gwiazd przewodnich można z całą pewnością powiedzieć, że poprowadzą nas w złym kierunku, jednak przekonanie o tym tych, którzy za nimi podążają, może być trudne. Pomyślałem więc, że opiszę narzędzie myślowe pozwalające na rozstrzygnięcie przynajmniej niektórych wątpliwości.

Najpierw cytat:
(…) Niech będzie mi wolno powtórzyć dzisiaj, że jeśli Wasza Cesarska Mość ukróciłaby smutną niepewność naszego teraźniejszego położenia, przywiązując nas do swego imperium trwałym węzłem, zapewniającym integralność naszego terytorium i nasz godny żywot, zyskałabyś Pani oddane sobie królestwo, co więcej zjednałabyś sobie na zawsze cały naród, przez najświętsze wyrazy wdzięczności, do czego przekonuje go jego własny interes. (…)

Tak kiedyś pisał Stanisław August Poniatowski, król – zdrajca, do carycy Katarzyny. Niektórzy uczestnicy Konfederacji Targowickiej szczerze i uczciwie wierzyli, że naprawdę działają w interesie Polski. Szukanie zagranicznego poparcia dla swoich interesów ma w Polsce tradycję. Warto o tym pamiętać, szczególnie dziś.

Profesor Krasnodębski zauważył ostatnio, że obecnie pierwszy raz od czasów Konstytucji 3 Maja, czyli właśnie od czasów zdrajcy Stanisława Augusta Poniatowskiego, zagranica tak bardzo zaczęła się interesować pracami naszego Sejmu. Różni zachodni politycy wypowiadają się o Polsce, wyrażając „swoje zatroskanie”. A to minister z Luksemburga, a to znów przewodniczący UE, a zachodnie media podobno aż huczą od głosów niepokoju dotyczących sytuacji naszego Trybunału Konstytucyjnego. Huk ten dochodzi do nas, zwielokrotniony oczywiście przez odpowiednie tuby, i wzmacnia przekonanie niektórych, że źle się dzieje w państwie polskim. Że źle się dzieje, i że trzeba coś zrobić.

Zawsze warto pamiętać słowa Henry'ego Temple, brytyjskiego polityka i premiera (1855–1858, 1859–1865), który podkreślał, że Anglia nie ma przyjaciół, tylko interesy. Nie ma żadnego powodu, dla którego z Polską miałoby być inaczej. Albo z Niemcami. I dotyczy to zarówno przyjaźni, jak i wrogości. Problem w tym, że my, Polacy, wciąż o tym zapominamy. Wciąż czepiamy się z uporem maniaka wyobrażeń o tym, że jakieś państwo – sąsiednie czy nie, bliskie nam kulturowo czy dalekie – jest naszym „przyjacielem” albo naszym „wrogiem”, na zasadzie – BO TAK. Mało kto rozważa działania tych państw wobec nas w kategoriach interesów – ich interesów i naszych interesów.

Ostatnio na przykład Niemcy są naszymi przyjaciółmi. Rosjanie natomiast są naszymi wrogami. Gdy porozmawiamy z przeciętnym połykaczem informacji z głównych polskich mediów ostatniego ćwierćwiecza to z dużym prawdopodobieństwem możemy się spodziewać, że będzie to opinia, którą wypowie. Wynika to z faktu, że w ramach Unii Europejskiej, w tym i w Polsce, unika się raczej przedstawiania działań Berlina i Brukseli jako realizacji głównie niemieckich interesów, choć nawet pobieżna analiza sytuacji pokazuje nam, że w ciągu ostatnich mniej więcej 25 lat Unia Europejska stałą się faktycznie narzędziem służącym korzyściom naszych zachodnich sąsiadów (fundamentem jest oczywiście euro).

Nie potrzeba chyba wyjaśniać i podkreślać, że Niemcy nie są dziś bardziej naszymi przyjaciółmi niż byli na przykład w 1938 roku, gdy przymilali się do polskich władz, proponując sojusz. Tak dziś jak i wówczas Niemcy realizowali swoje interesy, a nie kierowali się i nie kierują jakąś „przyjaźnią” z nami czy jakimkolwiek „zaniepokojeniem o stan demokracji” w Polsce.

Część najbardziej zajadłych wrogów obecnych władz jakoś wydaje się o tym nie pamiętać albo po prostu interes Polski w tym wszystkim ich nie interesuje. Opowiadają nam jakieś brednie o „zaniepokojeniu Brukseli”, o tym, że „zachodnie media” coś tam napisały, a wszystko po to, by pokazać, jak złe mamy rządy.

Tu nie chodzi w żadnym przypadku ani o demokrację, ani o jakość rządów w Polsce. Warto o tym pamiętać i wbić to sobie do głowy raz na zawsze, że gdy ktoś z zagranicy, a w szczególności jakiś ważny polityk czy jakieś naprawdę liczące się media „wyrażają niepokój sytuacją w Polsce” czy „stanem demokracji w Polsce”, czy „jakością życia publicznego w Polsce”, czy CZYMKOLWIEK INNYM w Polsce, to nie ma się to nijak ani do „sytuacji w Polsce”, ani do „stanu demokracji w Polsce”, ani do „jakości życia publicznego w Polsce” ani do niczego innego dobrego dla Polski. Jest to jedynie i ZAWSZE wyraz zaniepokojenia zagrożeniem interesów tych zagranicznych polityków - interesów, które mają jakiś związek z Polską.

Ale ICH interesów. Nie naszych.

Pewnym dość stałym od wielu dziesięcioleci elementem w polskim postrzeganiu sytuacji geopolitycznej jest uznanie, że za wschodnią granicą mamy wroga bez względu na to, kto zasiada na kremlowskim tronie. Jest to dziś dość powszechnie uznany ogląd sytuacji zarówno w kręgach bliskich nowym władzom w Polsce, jak i w kręgach tym władzom przeciwnych czy wręcz wrogich. I jedni i drudzy są przekonani, że Putin chce nas zniszczyć i zjeść.

Nie ma znaczenia w tej chwili, czy to prawda czy nieprawda. Paradoksalnie to przekonanie o głębokiej wrogości Putina do Polski może być kapitalnym narzędziem pozwalającym na orientację w tym, co dla Polski dobre, a co złe.

Gdy słyszymy, czytamy czy oglądamy wypowiedzi polityków zachodnich – KTÓRYCHKOLWIEK, z Białego Domu czy innego ONZ również, ale przede wszystkim tych z Berlina i Brukseli – którzy mówią o „zaniepokojeniu” sytuacją w Polsce albo którzy krytykują nasze władze za takie czy inne działanie, wyobraźmy sobie, że DOKŁADNIE te same słowa wypowiada publicznie Putin albo któraś z kontrolowanych przez Kreml gazet. Przeprowadźmy REDUCTIO AD PUTINUM i sprawdźmy, co w takiej sytuacji sądzimy o wadze słów, które zostały wypowiedziane. Zastanówmy się, czy nadal można je traktować jako wyraz szczerego niepokoju o stan naszego, polskiego życia publicznego.

Fragmenty  wypowiedzi zagranicznych polityków o Polsce, w których ich nazwiska są wykreślone i zastapione słowem PUTIN

Być może pozwoli to niektórym uniknąć stanięcia po stronie Targowicy, gdy pojawi się moment, w którym trzeba się będzie jednoznacznie opowiedzieć. A takie momenty niestety często powtarzają się w naszej historii.

Data:
Kategoria: Polska
Komentarze 1 skomentuj »

Trzeba obserwować, kto pierwszy przepełniony troską o ojczyznę poprosi Brukselę o bratnią pomoc.
PS. Tak trzymać :)

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.