Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Z dedykacją dla R. Sikorskiego w nawiązaniu do jego rewelacji o przyczynach powstania Nordstreamu.

  Jak zbudowaliśmy Nord Stream. Waldemar Kuczyński. 10.04.2013 Do napisania artykułu skłoniła mnie nieoczekiwana zapowiedź Władimira Putina o powrocie do budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego, buńczuczna reakcja ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego i histeria wręcz, która objawiła się, gdy 5 kwietnia podano o...

 

Jak zbudowaliśmy Nord Stream. Waldemar Kuczyński. 10.04.2013

Do napisania artykułu skłoniła mnie nieoczekiwana zapowiedź Władimira Putina o powrocie do budowy drugiej nitki gazociągu jamalskiego, buńczuczna reakcja ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego i histeria wręcz, która objawiła się, gdy 5 kwietnia podano o podpisaniu jakiegoś papieru przez Gazprom i EuroPolGaz.

Jakbym słyszał tony roku 1999. Byłem wtedy od kilku miesięcy głównym doradcą ekonomicznym premiera Jerzego Buzka, członkiem sześcioosobowego zespołu kierowanego przez Kazimierza Marcinkiewicza. Po raz pierwszy zetknąłem się z problematyką gazową na początku grudnia 1999 roku. Wtedy, dość obcesowo, niezrozumiale dla mnie odmówiono zaproszenia na rozmowę z niemieckim koncernem Ruhrgas przedstawiciela Bartimpeksu SA. Miano mówić o budowie krótkiego gazociągu Berlin - Szczecin właśnie przez Ruhrgas i firmę Aleksandra Gudzowatego.

Nie będę tego wątku rozwijał, bo jest poboczny wobec sprawy, którą chcę opisać. Jestem mianowicie przekonany, że wielki gazociąg, który ostatecznie poszedł przez Bałtyk, mógł iść przez Polskę. Zamiar jego zbudowania nie był w Polskę wymierzony, a do jego przebiegu przez Bałtyk przyczyniliśmy się w wielkim, może w decydującym stopniu.

Rura powstanie i bez polskiej zgody

Sprawa powstała w roku 2000, gdy ceny ropy naftowej na świecie w stosunku do roku poprzedniego wzrosły o 60 proc.; z 18 do prawie 29 dolarów za baryłkę. Unia Europejska uznała, że to na skutek wykorzystywania przez kartel OPEC pozycji monopolistycznej, i postanowiła skorzystać z ofert rosyjskich. W tym czasie import gazu z Rosji to było 28 proc. łącznego importu gazu przez kraje Unii. Był więc znaczny margines bezpieczeństwa przed nadmiernym uzależnieniem się od dostawcy ze Wschodu.

28 września 2000 roku ówczesny przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi w rozmowie telefonicznej zaproponował prezydentowi Putinowi zawarcie 20-letniego kontraktu na dodatkowe dostawy gazu na Zachód. Miał w tym zdecydowane poparcie Gerharda Schrödera, wtedy kanclerza Niemiec. Sprawy szły szybko, już 4 października Komisja Europejska przyjęła dokument, w którym zapowiadano podwojenie importu gazu z Rosji ze współudziałem krajów Unii w budowie potrzebnej do tego infrastruktury.

Telefoniczna rozmowa Prodiego z Putinem to był pierwszy publiczny sygnał, który w Polsce odebraliśmy, ale sprawy na pewno omawiano wcześniej, bo już w maju do Ministerstwa Gospodarki przyszedł list Rema Wiachiriewa, szefa Gazpromu. Pytał, czy Polska zgodzi się, aby mające iść na południe odgałęzienie drugiej nitki gazociągu jamalskiego mogło, omijając Ukrainę, przejść przez Polskę. To rozgałęzienie nazwano łącznikiem systemowym, a potocznie z rosyjska „pieremyczką”. Ówczesny wiceminister gospodarki Jan Szlązak odpowiedział życzliwie i stracił posadę, choć mógł sądzić, że wyraża stanowisko ministra Janusza Steinhoffa, który jeszcze w lipcu 2000 roku dopuszczał takie rozwiązanie.

W lipcu także prezydentowi Kwaśniewskiemu, podczas spotkania z Putinem w Moskwie, przedstawiono koncepcję budowy wielkiego gazociągu przez Białoruś, omijającego Ukrainę w idącym na południe odchyleniu. Prezydent odpowiedział, że Polska nie poprze rozwiązania, które godziłoby w interesy tego naszego sąsiada. Odpowiedziano mu, że gazociąg powstanie tak czy owak, czyli, co już wtedy się słyszało, ewentualnie nawet przez Bałtyk.

W sprawie „pieremyczki” powstał u nas niemal Front Narodowy Obrony Niepodległości Ukrainy, od prezydenta z lewicy, poprzez Unię Wolności, aż do AWS i rządu. W kancelarii premiera Buzka od 2 czerwca 1999 roku istniał powołany jego zarządzeniem zespół do spraw dywersyfikacji dostaw gazu pod kierownictwem Jerzego Kropiwnickiego. W jego skład wchodzili m.in. Piotr Naimski i Piotr Woźniak, ale chodził koło sprawy też koordynator służb specjalnych Janusz Pałubicki oraz doradcy rządu – Marek Nowakowski i Andrzej Urbański. Zespół był bardzo skrajny, nieelastyczny w dwóch sprawach: podejrzliwości wobec Rosji i priorytetu dla budowy gazociągu z Norwegii, nawiasem mówiąc, forsowanego bez jakichkolwiek ekonomicznych analiz celowości. Zespół miał w kwestii gazu wielki wpływ na premiera. Przez pewien czas bardziej otwarty był na pomysł systemowego łącznika wicepremier i minister gospodarki Janusz Steinhoff, ale poza narzekaniem na destrukcyjne poczynania wspomnianego zespołu nie zdobył się na żadne stanowcze działanie. Więc stanowisko władz polskich i większości klasy politycznej wobec idei „pieremyczki” było od początku stanowczo negatywne.

Steinhoff: „Pieremyczka” tylko bez krzywdy Ukrainy

Po przyjęciu przez Komisję Europejską (4.10.2000 r.) dokumentu o zwiększeniu importu gazu z Rosji Federacja Rosyjska przedłożyła siedem tras możliwego przebiegu gazociągu, z preferencją dla trasy przez Białoruś i Polskę, z odchyleniem na południe. Gazociąg nie był więc z założenia wymierzony w interes Polski, jak to potem przedstawiano. Ani jedna z tras nie biegła natomiast przez Ukrainę, bo Rosjanie uważali ją za nierzetelnego klienta. Mógł też wchodzić w grę interes polityczny, stworzenie układu technicznego pozwalającego na wywarcie presji przez groźbę odcięcia dostaw gazu, którego Ukraina zużywa o wiele więcej niż Polska.

Od początku Polsce niezgadzającej się na łącznik mówiono wprost: wasz sprzeciw nic nie da. W październiku 2000 roku urzędnik Komisji powiedział od strony Unii to, co prezydent usłyszał w Moskwie: „Komisja nie przejmuje się specjalnie ewentualnym sprzeciwem Polski wobec swoich planów. Jeśli Polska nie zgodzi się na tranzyt gazu przez swoje terytorium, wybierzemy inną drogę. Rozważane są różne opcje, z Polską i bez Polski” (cyt. za: Jacek Pawlicki „Unia z rurą”. „Gazeta” 5.10.2000 r.).
18 października 2000 roku podpisano w Moskwie porozumienie o powołaniu konsorcjum mającego wybudować gazociąg omijający Ukrainę. Do konsorcjum oprócz Gazpromu weszły: niemieckie firmy Ruhrgas i Wintershall, francuski Gaz de France oraz włoski Snam. Gazociąg miał kosztować 2 mld dol. i mieć przepustowość 60 mld m sześc. rocznie (wtedy Rosja eksportowała na Zachód 120 mld m sześc.). W momencie tworzenia konsorcjum wchodził w grę przebieg gazociągu przez Polskę i Słowację.
Oba kraje jako tranzytowe wymienił szef Gaz de France Pierre Gadonnex. Polska jednak przez rzecznika rządu Krzysztofa Lufta dała do zrozumienia, że nie zgodzi się na rozwiązania „krzywdzące inne państwa”, czytaj Ukrainę (cyt. za: Anita Chudzińska „Gazrurka pięciu”, „Gazeta” 19.10.2000 r.). 19 października w „Monitorze Wiadomości” TVP wicepremier Steinhoff, nieformalnie, uzależnił zgodę Polski na „pieremyczkę” od zagwarantowania, że będzie płynęła przez nią tylko nadwyżka ponad maksymalną przepustowość gazociągu biegnącego przez Ukrainę. Propozycję oczywiście zignorowano, podobnie jak pomysł zwołania w Warszawie międzynarodowej konferencji, która miałaby wypowiedzieć się o przebiegu gazociągu.

20 października Bartłomiej Sienkiewicz, wicedyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich, osoba, której głos był słuchany, powiedział w rozmowie z Anitą Chudzińską: „Po raz pierwszy od wielu lat jesteśmy w sytuacji, z której możemy wyciągnąć konkretne korzyści z geopolitycznego położenia w Europie”. Zarazem błędnie ocenił siłę przetargową Polski, twierdząc, że trasa omijająca Polskę nie wchodzi w grę: „Nie sądzę, aby zachodni partnerzy wydali dodatkowo kilkadziesiąt milionów dolarów, by trasa gazociągu pobiegła np. przez Skandynawię z pominięciem Polski, bo tak chce Rosja”. Gazociąg przez Bałtyk nazwał absurdem (cyt. za: „Nie panikować z rurą” „Gazeta”, 21.10.2000 r.).

Geremek: Czemu Ukraina milczy?

Strona rosyjska była przekonana, że Polska wyrazi zgodę na inwestycję, wręcz na sugestię Ukrainy, bo gwarantowano, że rury do gazociągu dostarczy firma krewnego prezydenta Leonida Kuczmy. I rzeczywiście, premier Ukrainy Wiktor Juszczenko, przebywając z wizytą w Warszawie 26.10, wręcz unikał podnoszenia kwestii: rurociąg a suwerenność Ukrainy. Skłoniło to ministra spraw zagranicznych Bronisława Geremka do takiej wypowiedzi w Polskim Radiu: „W kwestii gazociągu doszło do paradoksalnej sytuacji. Polska bardzo głośno mówi o tej sprawie. I czynimy to bez względu na ryzyko, że stracimy pewne dochody. Natomiast jakoś nie odzywa się głos Ukrainy, która nie zajęła jednoznacznego stanowiska” (cyt. za: Katarzyna Montgomery „W cieniu rury”, „Gazeta”, 27.10.2000 r.).

30 października ze szczytu Rosja – UE w Paryżu wyszedł kolejny jasny wobec nas przekaz: „Możecie bronić Ukrainy, ale nie liczcie na wsparcie Unii”. Zaś Anita Tiraspolsky, ekspert z IFRI, czołowej francuskiej placówki politologicznej, tak przedstawiła „Gazecie Wyborczej” stanowisko Europy: „Europie jest wszystko jedno, którędy pójdzie gazociąg. Czy ominie Ukrainę, nie jest dla nas ważne. Blokowanie budowy nowego gazociągu byłoby próbą zatrzymania historii” (cyt. za: Konrad Niklewicz, Marek Rapacki „Rosjo, gazu”, „Gazeta” 31.10.2000 r.).

6 listopada 2000 roku przyjechał do Warszawy Jewhren Marczuk, sekretarz Rady Bezpieczeństwa i Obrony Ukrainy, i powiedział dziennikarzom: „Ukraina nie może być ani za, ani przeciw budowie gazociągu omijającego jej granice, bo te sprawy rozgrywają się poza sferą naszych realnych wpływów. Jesteśmy oczywiście zainteresowani tym, by surowce energetyczne szły przez Ukrainę, tym bardziej że nasz system gazociągów tranzytowych jest w tej chwili obciążony tylko w 70 proc. Ale nie uważamy, że należy się na kogoś obrażać za ten czy inny projekt. Nie zmienimy tego, że z Rosji jest bliżej na Zachód przez Białoruś i Polskę niż przez Ukrainę. Jednak nie ulega wątpliwości, że lansowany przez Rosjan projekt nowego gazociągu ma także podtekst polityczny. Osoby zaś zakażone wirusem ukraińskiego pseudopatriotyzmu powinny jak najszybciej się go pozbyć w interesie samej Ukrainy” (cyt. za: Marcin Wojciechowski „Nie obrażamy się za rurę”, „Gazeta” 7.11.2000 r.).

Trudno doprawdy byłoby dać wyraźniejszy sygnał, aby Polska przestała się martwić o ukraińską niepodległość bardziej niż Ukraina. Niestety, nie został on u nas usłyszany. Wciąż, pozorując rozmowy z Rosjanami, robiono wszystko, by do porozumienia w sprawie „pieremyczki” nie doszło. Twierdzono, że trasa biegłaby przez parki narodowe czy tereny bez punktów odbioru gazu. To były wykręty, chodziło o to, „żeby z tej propozycji nic nie wyszło”. To cytat z wypowiedzi Piotra Woźniaka, jednego z „budowniczych” Nord Streamu, w „Poranku w toku” 5 kwietnia 2013 r., niemal dokładnie 12 lat po tym, gdy klamka zapadła.

Bowiem 25 kwietnia 2001 r. szef Gazpromu Rem Wiachiriew poinformował, że z Ruhrgasem i Wintershall oraz z fińską Fortum opracują założenia gazociągu po dnie Bałtyku, który połączy Rosję z Europą Zachodnią. Będzie transportować 20-30 mld m sześc. gazu rocznie i kosztować 2,5-3 mld dolarów (patrz: „Gaz po dnie”, „Gazeta” 26.04.2001 r.). W taki właśnie sposób wybudowaliśmy Nord Stream.

Wywiad ze Zbigniewem Brzezińskim. Sygnały Dnia 18 maja 2006 roku.

SD: Zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego to jest obowiązek Polski. Mam pytanie: czy Polska powinna się włączyć do tego gazociągu, który omija nas? Była taka propozycja doradcy premiera Marcinkiewicza, pana Schnepfa.

Z.B.: Ja osobiście uważam, że to była opcja, którą warto było przynajmniej poważnie dyskutować z Niemcami, a nie od razu odrzucić. Z dwóch względów: raz, że być może, że ona byłaby istotnie dla Polski korzystna, a po drugie – kiedy Niemcy zrobili tego rodzaju ofertę, należało ją wykorzystać, przynajmniej żeby rozpocząć dialog, a nie od razu ją odrzucać, co bardzo ograniczyło polskie możliwości.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Data:
Kategoria: Polska

Leszek Miller

Leszek Miller - https://www.mpolska24.pl/blog/leszek-miller

Leszek Cezary Miller polski polityk.
W latach 1989–1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, w okresie 1993–1996 minister pracy i polityki socjalnej, w 1996 minister-szef Urzędu Rady Ministrów, w 1997 minister spraw wewnętrznych i administracji, w okresie 1997–1999 przewodniczący SdRP, w latach 1999–2004 i od 2011 przewodniczący SLD, od 2001 do 2004 premier, w latach 2008–2010 przewodniczący Polskiej Lewicy. Poseł na Sejm I, II, III, IV i VII kadencji.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.