Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Belką w Napieralskiego.

W tej grze wszystko jest jasne. Bronisław Komorowski ma zostać wyłoniony na prezydenta już w pierwszej turze. W drugiej mogą przecież być kłopoty, a i sukces kandydata będzie bez porównania większy. Do ogłoszenia wielkiego zwycięstwa potrzebne są głosy zwolenników Andrzeja Olechowskiego i Grzegorza Napieralskiego. Z tym...

W tej grze wszystko jest jasne. Bronisław Komorowski ma zostać wyłoniony na prezydenta już w pierwszej turze. W drugiej mogą przecież być kłopoty, a i sukces kandydata będzie bez porównania większy. Do ogłoszenia wielkiego zwycięstwa potrzebne są głosy zwolenników Andrzeja Olechowskiego i Grzegorza Napieralskiego. Z tym pierwszym pójdzie łatwo, bo to kwestia ceny. Po dobiciu targu Olechowski wycofa się z wyścigu i wezwie swoich zwolenników do głosowania na Komorowskiego. Gorzej z tym drugim. Mimo namów i presji Napieralski nie zrezygnował z kandydowania. Co gorsze jego notowania rosną. Jak więc ominąć krnąbrnego młokosa? Na szczęście jest wakat w NBP. A na podorędziu Marek Belka. Belka może dać nam głosy lewicowego elektoratu już w pierwszej turze – entuzjazmują się politycy PO. A Jarosław Gowin dodaje: w trakcie kampanii wyborczej nie podejmuje się decyzji, które nie są dla niej korzystne. Co prawda to prawda. Chodzi przecież o to, aby kandydat Platformy odebrał reprezentantowi SLD parę procent głosów. Belka mimo politycznych slalomów dalej kojarzy się z lewicą i stojąc obok Komorowskiego przy wyborczych okazjach stworzy mu ładny i użyteczny obrazek.

Scenariusz został już ogłoszony, a gdzie są wykonawcy? „Gazeta Wyborcza” wskazała na Aleksandra Kwaśniewskiego i jego otoczenie. Dołączył do nich Wojciech Olejniczak. „To prawda, rozmawiałem na ten temat z Markiem Belką. Namawiałem też Grzegorza Napieralskiego, by zachował się porządnie i poparł tę kandydaturę. Szkoda, że tego nie zrobił” – mówi Olejniczak tygodnikowi „Wprost”. Krzysztof Janik uznaje wysunięcie Belki za „wrogie przejęcie”, ale zaraz dodaje, że wybacza ten atak aktywistom PO z uwagi na przyszłą użyteczność byłego premiera w NBP. Najdalej posunął się Ryszard Kalisz, który oświadczył, że decyzja Komorowskiego to po prostu „zaszczyt dla lewicy”, a wynikające z tej operacji zakłopotanie „to już problem Grzegorza Napieralskiego i osób, które tak to odbierają”.

Warto przypomnieć, że Marek Belka nie po raz pierwszy ubiega się o stanowisko szefa NBP. W roku 2000 ówczesny prezydent umieścił jego nazwisko w puli kandydatów. Aleksander Kwaśniewski oprócz Belki zaprezentował w konsultacjach z partiami parlamentarnymi także Leszka Balcerowicza, Andrzeja Sławińskiego, Dariusza Filara i Jerzego Stopyrę. Na tym tle marszałek Komorowski z jedną tylko kandydaturą prezentuje się marnie i szkoda, że nie pobierał korepetycji u byłego prezydenta. Z drugiej strony wiadomo, że interes NBP w ogóle nie liczy się w tej grze. Znaczenie mają tylko spodziewane profity wyborcze. W tym celu Komorowski buduje konia trojańskiego na oczach Trojan i wszyscy powinni być tym zachwyceni. Najbardziej Napieralski, który z entuzjazmem powinien przyłączyć się do wspólnej pracy. Ma być szczęśliwy z podjętego dzieła. Powinien machnąć ręką na własne interesy i ludzi, których reprezentuje. Ma przymknąć oczy i nie widzieć kolegów, którzy biorą udział w zakulisowych układankach z jego rywalami.

To niebywałe. Napieralski walczy o każdy głos i nie stać go na uszczerbek, choć części elektoratu. Każde wskazanie ze środowiska lewicy na Komorowskiego oznacza taką samą utratę poparcia dla szefa SLD. To prawda, że chodzi o niewielkie procenty, ale to one mogą zdecydować o politycznym sukcesie obu kandydatów. W przypadku Komorowskiego – mocnej prezydenturze uzyskanej już w pierwszej turze, a w odniesieniu do Napieralskiego potwierdzenia przywództwa nie tylko w SLD, ale na całej lewicy oraz potencjalnego sukcesu w kolejnych wyborach, które są już za progiem.

Jakiś czas temu prosiłem swoich byłych kolegów, a także koleżanki, żeby – jeśli nie mogą lub nie chcą pomóc Napieralskiemu – przynajmniej mu nie przeszkadzali. Liczyłem na resztki ich lojalności. Przeliczyłem się. Postawa ludzi, którzy bez żenady kontestują wyborczy wysiłek swojego szefa pokazuje rozmiar kryzysu, jaki dotknął SLD. Ukazuje też wymiar ich hipokryzji. Olejniczak zachwala dziś „lewicowego” Belkę, ale jeszcze w sierpniu 2005 roku głosił, że jego rząd utracił poparcie Sojuszu, bo decyzje gabinetu Belki „są wręcz wrogie” dla programu SLD. Podkreślał z niesmakiem, że urzędujący premier tworzy opozycyjną w stosunku do SLD Partię Demokratyczną i w dodatku kandyduje z niej do Sejmu. Na marginesie wymowne jest milczenie Demokratów. Przecież kandydat na szefa NBP jest członkiem założycielem tej partii. Startował do Sejmu z pierwszego miejsca PD w Łodzi, popierał kandydaturę Henryki Bochniarz, a nie Włodzimierza Cimoszewicza na prezydenta i konsekwentnie promował program tej formacji. Skąd więc buzie w ciup w obliczu takiego sukcesu? Zapewne stąd, że lepiej nie przeszkadzać w malowaniu „bezpartyjnego” i jednocześnie „lewicowego” wizerunku kandydata niż podkreślać jego związki z dawną Unią Wolności. Na fanfary przyjdzie czas po zwycięskim głosowaniu w Sejmie.  

Gwoli prawdzie nie tylko Demokraci są w konfuzji. Podobny problem dotyczy Platformy, która nie szczędziła razów premierowi Belce. Poseł Bronisław Komorowski ostro rozprawiał się z jego expose, aby w konkluzji oznajmić: „Chcemy, żeby było jasne, że PO w całości nie popiera rządu Belki„. Wtórowała mu Zyta Gilowska, ówczesna konstruktorka gospodarczego programu PO. Energicznie atakował Donald Tusk, który wypominał Belce różne rzeczy, w tym jego rodowód. „Jeśli pan Marek Belka dzisiaj uważa, że partyjniactwo jest jakimś ciężkim grzechem, to co robił przez długie lata w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej?”- pytał z emfazą obecny premier. Cóż jednak znaczą tamte zarzuty w obliczu możliwości uciułania trochę głosów? Z punktu widzenia taktyki wyborczej doprawdy niewiele.

Marek Belka został użyty instrumentalnie przeciwko kandydatowi SLD i Sojusz musi znaleźć właściwą na to odpowiedź. Były premier jest dużym chłopcem i zdawał sobie sprawę z tego, w co się wmieszał. To, że ktoś mu obiecał, że wszystko pójdzie miło i gładko nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Decyzja o jego kandydowaniu zapadła poza plecami szefa SLD, a Napieralski nie może pozwolić sobie na wizerunek słabego lidera, który otrzymał zlecenie i ma je bez gadania wykonać. Ci, którzy zmontowali „operację Belka”, a są to w głównej mierze zwolennicy dawnego LiD-u nie zauważyli, że zmiana przywództwa w SLD nie była prostą wymianą jednego szefa na drugiego, a krokiem w kierunku odzyskiwania przez partię suwerenności i podmiotowości. Ruchem na rzecz partii, która nie szuka usprawiedliwienia i nie przeprasza za swoje istnienie. Nie uważa też – w przeciwieństwie do „lidowszczyków” – że dźwiga na sobie jakiś grzech pierworodny i zamierza go usuwać egzotycznymi koalicjami lub przykrywać maskującymi siatkami.

Władze SLD stoją przed trudną decyzją, ale najlepszym posunięciem byłoby przeniesienie głosowania nad wyborem nowego prezesa NBP poza kampanię wyborczą. Jeśli marszałek Komorowski okaże się zwycięzcą niech złoży odpowiedni wniosek do Sejmu. Jeśli przegra uchroni NBP przed destabilizacją, a Marka Belkę przed nieuchronnymi atakami. Skoro dla Komorowskiego najważniejsze są jego interesy wyborcze nie ma powodu, żeby dla Napieralskiego było inaczej. Przed szefem Sojuszu otwiera się wielka szansa i wszystkie siły, jakimi dysponuje SLD muszą być tej szansie podporządkowane. Nie ma wątpliwości, że Belka to odpowiedni kandydat, ale rozpatrywany po prezydenckich wyborach, a nie w gorączce wyborczej walki. No a gdyby w przyszłości ktoś chciał dogadywać się z lewicą to niech pamięta: szef SLD nazywa się Grzegorz Napieralski.

Data:
Kategoria: Polska

Leszek Miller

Leszek Miller - https://www.mpolska24.pl/blog/leszek-miller

Leszek Cezary Miller polski polityk.
W latach 1989–1990 członek Biura Politycznego KC PZPR, w okresie 1993–1996 minister pracy i polityki socjalnej, w 1996 minister-szef Urzędu Rady Ministrów, w 1997 minister spraw wewnętrznych i administracji, w okresie 1997–1999 przewodniczący SdRP, w latach 1999–2004 i od 2011 przewodniczący SLD, od 2001 do 2004 premier, w latach 2008–2010 przewodniczący Polskiej Lewicy. Poseł na Sejm I, II, III, IV i VII kadencji.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.