„Nie każda kobieta może mieć męża, ale każda może mieć dziecko” – twierdziła przywódczyni nazistowskiego Związku Dziewcząt Niemieckich Gertrud Scholtz-Klink. To wzór do naśladowania dla polskich fanatyków. Wystarczy tylko zmodyfikować hasło na: „Dziecko nie może mieć męża, ale może mieć dziecko”, aby dramat 14 letniej dziewczynki z Lublina zobaczyć zupełnie inaczej. Nawiasem mówiąc podkomendne Frau Reichsfrauenführerin ochoczo wypełniały wskazówki swojej liderki. Ponad tysiąc dziewcząt z BDM powróciło z norymberskiej konferencji NSDAP w 1936 roku w stanie błogosławionym.
Adam Lepper i Roger Boyes, w książce „Przeżyć w Trzeciej Rzeszy” tak opisali politykę „prorodzinną” hitlerowskich Niemiec:
Niemkom nie wolno było przerywać ciąży pod groźbą więzienia. Lekarze posiłkując się motywami politycznymi i moralnymi składali antyaborcyjne deklaracje. Zakazano reklamowania środków antykoncepcyjnych.Poradnie seksualne zostały zamknięte.
Od października 1935 roku kandydaci do małżeństwa musieli wykazać się zaświadczeniem o stanie zdrowia, bez którego nie była możliwa rejestracja związku. Jednak z chwilą wydania zaświadczeń para otrzymywała bony kredytowe o wartości tysiąca marek (przeciętna roczna płaca wynosiła około 1520 marek). Wydanie na świat czwórki dzieci oznaczało anulowanie długu. Dzień Matki stał się dniem wolnym od pracy. Niemki odznaczano brązowym Krzyżem Macierzyńskim za czworo do sześciorga dzieci, srebrnym – za sześcioro do ośmiorga, złotym – za dziewięcioro lub więcej. W Dniu Matki 1939 roku uhonorowano w ten sposób trzy miliony kobiet. Przyrost naturalny zwiększał się: w 1939 roku osiągnął 20,4 żywych urodzeń na tysiąc mieszkańców – o pięć punktów więcej niż w roku 1932. Macierzyństwo zostało przeniesione w sferę politycznego obowiązku. Również sam seks utracił atrybut prywatności. Skoro bowiem służył reprodukcji, a ta z kolei przyszłości narodu, nie do utrzymania były tradycyjne poglądy na małżeństwo czy stosunki pozamałżeńskie. Stygmat „nieprawego łoża” czy uprzedzenia wobec samotnych matek nie miały już racji bytu. Program o nazwie „Lebensborn” nobilitował pozamałżeńskie potomstwo. Samotne matki były rozpieszczane, a ich dzieci traktowane jak mali bohaterowie.
W dzisiejszej Polsce, podobnie jak w brunatnych Niemczech nie można wykonać legalnej aborcji. Przerwanie ciąży w państwowej placówce ochrony zdrowia nie jest możliwe, bo lekarze z lubelskiego szpitala im. Jana Bożego wyżej stawiają sobie racje religijne niż obowiązujące prawo. A co na to Minister Sprawiedliwości? „Jeśli zostały spełnione wszystkie prawne wymagania, szpital zobowiązany jest aborcję przeprowadzić” – powiedział Zbigniew Ćwiąkalski na antenie TOK-FM. A co jeżeli szpital odmówi? „Moglibyśmy mówić o naruszeniu prawa. Jeśli coś jest zgodne z prawem, trzeba to prawo realizować”.
Brawo panie ministrze! Niech pan wykonuje swoje obowiązki! I tak mamy szczęście, że religijne normy moralne nie zabraniają lekarzom dokonywania transfuzji krwi lub transplantacji. Ale kto wie, co stanie się w przyszłości. Niech pan zatem pokaże, że
prawo i instytucje państwa ustanowione na straży porządku konstytucyjnego są silniejsze niż presja fanatyków. Gdyby jednak pan minister przeliczył się z siłami, w imieniu Polskiej Lewicy ponawiam deklarację pomocy dziewczynce w przerwaniu ciąży poza granicami kraju.