Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Czego chce PiS, czyli o aksamitnej dyktaturze

Ledwie tydzień minął od exposé premier Beaty Szydło, która w jego trakcie obdarowała nas potwierdzeniem wszystkich obietnic wyborczych, i od zarysowania przez premiera Jarosława Kaczyńskiego podczas własnego exposé nowej wizji Polski, a już mamy oskarżenia o obalanie demokracji.

Czego chce PiS, czyli o aksamitnej dyktaturze
Trybunał Konstytucyjny
źródło: Flickr CC

Komentarze do tych ważnych wypowiedzi polityków były przewidywalne do bólu. Nie słyszałem ani jednego, do którego można by było wrócić. Po wysłuchaniu exposé premier Beaty Szydło w pierwszym odruchu uznałem, że ono jest nie do zrealizowania, ale nie z powodów budżetowych tylko … niesprawności państwa, gigantycznej inercji związanej ze sprawowaniem władzy.

Z moich wielu rozmów z politykami podczas wywiadów daje się to odczytać. Nowa ekipa obejmując władzę, nie dość, że musi się zderzyć z działaniami różnych grup interesów, to jeszcze dodatkowo obstrukcją „elementów” pozostawionych jak miny pułapki przez poprzedników. Czy to w formie urzędników obskurantów, czy to w formie zapisów prawnych, koniecznych konsultacji, uzgodnień, procedur, dzięki którym uchwalanie nowego prawa ma stanowić drogę przez mękę. O tej niesterowalności państwa mówili zresztą na taśmach Sienkiewicz z prezesem Belką. Ktoś, kto deklaruje, że wprowadzi taką liczbę zmian jak PiS w 100 dni, albo sobie nie zdaje sprawy z mechaniki rządzenia i jest głupcem, albo … ma plan. Ani premier Beaty Szydło, ani tym bardziej premiera Kaczyńskiego o to pierwsze nie podejrzewałem nigdy, więc zostaje to drugie, na co zresztą wskazywało jedno zdanie w exposé premier Szydło, że zarządzanie państwem musi zostać naprawione, a premier w końcu musi mieć możliwość wydawania poleceń ministrom. To sformułowanie dawało do myślenia.

Tuż po exposé … jak to niektórzy mówią: zaczęło się, a szybkość tych zmian zaszokowała. Opozycja i ich media nie nadążają z krytykowaniem wszystkich posunięć, a jak się śmiał jeden z moich znajomych, „Gazeta Wyborcza” ma tylko jedną pierwszą stronę.
Pierwszym „strzałem” było ułaskawienie Mariusza Kamińskiego i polityków PiS przez prezydenta Andrzeja Dudę z użyciem dużej dozy triumfalizmu. Można to różnie oceniać. Niezależnie od tego jak, w moim przekonaniu takie działania są niepotrzebnym marnowaniem paliwa społecznego zaufania, ale … kto bogatemu zabroni.
Kolejnym takim szybkim ruchem, było przejęcie władzy nad służbami specjalnymi, czemu nie należy się specjalnie dziwić. Bardziej dziwił mnie krzyk opozycji, która próbowała zrobić z tego zamach.
W końcu należy wskazać na błyskawiczne prace nad ustawą o Trybunale Konstytucyjnym i obsadą jego prezesa. PO wcześniej bezczelnie próbowała nagiąć prawo, teraz PiS postanowiło to „naprawić”. Przy czym ani jedno, ani drugie ugrupowanie nie zachowało odrobiny umiaru. Niewątpliwie PiS miał prawo coś z tym zrobić, ale znowu niepotrzebnie 5 sędziów na raz - trzeba było naprawić to, co zepsuło PO, wybrać 3 sędziów, potem 2, ew. zmienić prezesa, bo to miało sens i pełne uzasadnienie.
Te twarde i ostre działania o czymś świadczą. Podobnie jak i nieprawdopodobnie sprytny zabieg. PiS, by przyspieszyć ścieżkę legislacyjną, sięga po stare „zleżałe” projekty obywatelskie, kieruje je do komisji, nasącza nową treścią i kieruje pod obrady błyskawicznie je przegłosowując jako projekty, a jakże obywatelskie.
Chciałoby się powiedzieć: można? Można! I ogromna część społeczeństwa właśnie tak to widzi. Nareszcie wzięli się do roboty.

PiS jednak od jakiegoś czasu dość słabo panuje nad przekazem i widać gołym okiem straty wizerunkowe. Nie to, żeby już tracili poparcie, ale zużywają swoje paliwo bardzo szybko. Czy to, czego chce PiS, jest tego warte? Chyba tak, bo PiS walczy w tej chwili rozpaczliwie o przywrócenie zdolności do rządzenia państwem, a bez tego nie będzie w stanie wywiązać się ze swoich sztandarowych obietnic i poniesie sromotną porażkę. Skala potencjalnej obstrukcji i kłód rzuconych przez narosłe przez 25 lat mechanizmy w Polsce skazują bowiem próbę szybkiej przebudowy państwa na porażkę i ugrzęźnięcie na mieliźnie biurokracji i niemożności.

Patrząc na wyniki wyborów, czyli werdykt społeczeństwa i zamierzenia PiS, należałoby się teraz zastanowić nad jeszcze jedną rzeczą.

Czym stały się w Polsce te narzędzia demokracji jak Trybunał Konstytucyjny, służby specjalne, biurokracja i inne? Czy ich powinnością jest - jak to się przedstawia - obrona „zdobyczy” czy to liberalizmu, socjalizmu czy jakiegokolwiek innego –izmu ew. popularnie używanego przez ludzi „koryta”. Czy przypadkiem nie powinny stać na straży praw podstawowych i sprzyjać rozwojowi kraju oraz spełnianiu oczekiwań społeczeństwa?

Jak patrzę na dyskusję wokół tych elementów systemu demokratycznego, mam czasami wrażenie, że część elit chciałaby społeczeństwu powiedzieć: „Możecie rządzić pod warunkiem, że wszystko zostanie po staremu.” A społeczeństwo przecież wybrało, chce zmiany. Jego przedstawiciele mają być ubezwłasnowolnieni? Czy tak powinno być? Czy jednak ci, którzy zostali wybrani, nie powinni móc w miarę sprawnie wprowadzać te zmiany, na jakie się zdecydowało społeczeństwo. Tym bardziej, że wygląda na to, że PiS w przeciwieństwie do wielu innych partii chce dotrzymać obietnic. Czy z tego powodu warto wołać o tworzenie Komitetu Obrony Demokracji, kiedy na dodatek nie dostrzegam nowych Jacków Kuroniów?

Czy elity tworząc takie mechanizmy przez ostatnie 25 lat wprowadzały rodzaj aksamitnej dyktatury? Czy nie jest tak, że mówią "lud zdecydował", a jednocześnie quasi-demokratycznymi mechanizmami - inżynierią biurokratyczną go ubezwłasnowolniają? Czy to nie w tym przypadku powinniśmy mówić o niszczeniu demokracji i jakiegoś rodzaju właśnie dyktaturze? Czemu by nie ukrócić tego chocholego tańca polityków i nie przekazać wyboru prokuratorów, sędziów czy w końcu członków Trybunału Konstytucyjnego bezpośrednio w ręce tegoż ludu?

Ja rozumiem, że taka inercja, brak swobody rządzenia czasami się przydaje i bywa kagańcem na różnych szaleńców, by ich okiełznać. Takim mechanizmem niewątpliwie też jest system przeliczania wyników wyborów wg metody d’Hondta, który do tej pory powodował, że prawie pewne były rządy koalicyjne, kiedy to gra interesów ograniczała zapędy jednej formacji. Zawsze to wymagało pewnego dogadywania się. Ale teraz coś się skończyło.  I mam wrażenie, że te zabiegi nie są w Polsce obecnie narzędziem do zachowania swobód konstytucyjnych, tylko służą zachowaniu pewnego rodzaju status quo, żeby społeczeństwo sobie za bardzo nie pohulało. Tak, żeby kierunek, który został wyznaczony 25 lat temu został zachowany i by nie można było dokonać żadnych głębszych korekt.

Czasy się zmieniły. Ci, co ten kierunek wyznaczyli, po kolei schodzą ze sceny, a społeczeństwo chce dużej zmiany i dało PiS ogromny kredyt zaufania. Czy słusznie, czy zmieni się na lepsze w oczekiwanym przez ludzi kierunku, czas pokaże.

Mariusz Gierej

Mariusz Gierej - https://www.mpolska24.pl/blog/mariuszgierej

Dziennikarz, publicysta ...
"Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły." Nicolás Gómez Dávila.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.