Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Fenomen pożądania nieszczęścia

Niektórzy twierdzą, że największą przyjemnością jest móc powiedzieć światu, jak bardzo jesteśmy nieszczęśliwi. Jeśli to prawda, to nie ma się co dziwić, że demokracja ma tylu entuzjastów.

Fenomen pożądania nieszczęścia
Czy JOW to od: Jak Okraść Wszystkich?
źródło: internet

O tym, że demokracja nie wydaje najlepszych i sprawiedliwych praw przekonani są właściwie wszyscy. Nie ma się co temu dziwić, albowiem przewodnie pytanie-propozycja demokratycznego reżimu brzmi: "Kto pragnie żyć cudzym kosztem?" Oczywiście zazwyczaj podawane jest ono w nieco zawoalowanej formie, np.: czy polepszyć wasze pełne trudów i nieprzyjemności życie (nie dopowiadając rzecz jasna, że na cudzy koszt), a nawet całkowicie kamuflowanej szlachetnością i miłością bliźniego, nawołującej do pomocy biednym, pokrzywdzonym przez los sierotom, porzuconej kobiecie z dziećmi bez środków do życia, choremu, którego nie stać na lekarza, starcom, którzy „zapomnieli” odłożyć sobie „na potem”, itp., itd..

Niezależenie o tego jak „ładnie” i „szlachetnie” demokracja się zaczyna, niezawodnie i nieuchronnie uruchamia ona mechanizm polegający na zaprzęgnięciu aparatu przymusu państwowego w celu konfiskaty czyjeś własności (w tym dochodów) na rzecz zadośćuczynienia jakimś, mniej lub bardziej uzurpacyjnym, potrzebom i zachciankom. A ten, kto w demokracji chce zdobyć i sprawować władzę, musi być na tyle bezwstydny i amoralny, aby takie szelmowskie pytania zadawać, a najlepiej sugerować kuszące na nie odpowiedzi. Polityk demokratyczny zatem, to nikt inny jak swojego rodzaju stręczyciel, stręczący bezwzględnym aparatem skarbowym, który w ostatecznym rozrachunku ma zrobić dobrze temu i owemu, czyli wpierw wydusić, a następnie dać na coś kasę.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że przewodnie pytanie demokratycznego "porządku" żeruje na fatalnym, a zgubnym, „instynkcie” człowieczym zwanym chciwością, będącą w istocie jedną z głównych słabości ludzkiego gatunku, napiętnowaną poprzez lokację pośród Siedmiu Grzechów Głównych. Naiwniacy twierdzą, że „ludzi dobrej woli jest więcej”, a stąd należy jedynie wzmóc wysiłki na rzecz ograniczenia tak ironicznego i instrumentalnego traktowania demokracji i skierować ludzi na działanie na rzecz dobra wspólnego (cokolwiek miałoby to znaczyć). Taką postawę przyjmują przykładowo Narodowcy, którzy chyba nie pamiętają, że nawet przewielebny ksiądz Skarga ze swoim autorytetem i powagą nie zdołał przekonać ani magnatów, ani szlachty do działania na rzecz dobra wspólnego, a co dopiero Marian Kowalski. „Antysystemowiec” Kukiz dla odmiany wita z otwartymi rękami „prawdziwą lewicę”, komplementując Pana Zandberga, który reprezentuje wszak stręczycielstwo najprzedniejszego wydania.          

Niby wszyscy dostrzegają, rozumieją i zdają sobie sprawę z tego, jak nieszczęśliwe „efekty” daje demokracja i czym zawsze się kończy, a zadowolonych z jej "owoców" można chyba policzyć na palcach jednej ręki. Powszechnym jest również przekonanie, że i tak nic się nie zmieni, że w demokracji zawsze jest i będzie tak, że jedni drugich i odwrotnie. I mają rację. Tylko dlaczego, na litość Boską, chcą takiego nieszczęścia dla swojej Ojczyzny?  

Data:
Tagi: #
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.