Związek Białorusi i Rosji (ZBIR) przeżywał już wzloty i upadki. Jelcyn myślał, że „marchewka” zbliży Mińsk do Moskwy i pokładał w ZBIR największe nadzieje reintegracyjne z pośród wielu organizacji regionalnych na terenie dawnego ZSRR. Łukaszenka z kolei planował zostać prezydentem nowego państwa związkowego, od dawna marzyła mu się bowiem władza w Rosji (Jelcyn jak wiadomo był już mocno schorowany). Tandem ten w dość przyjaznej atmosferze planował reintegrację krajów byłego ZSRR w drugiej połowie lat 90tych minionego wieku, co ciekawe Łukaszenka był wtedy bardzo popularny w Rosji. Potem pojawił się Putin…
„Marchewkę” Jelcyna zastąpił „kij”, Kreml zaczął uważać, że Białoruś można zintegrować z Rosją bez subsydiowania jej gospodarki. Oczywiście strach przed ewentualnym obaleniem Baćki i integracją Mińska z zachodem powodował, że metoda ta nie była konsekwentnie stosowana. Niemal całą dekadę trwała zabawa w kotka i myszkę. W 2002 roku Białoruś miała stać się „trzema zachodnimi guberniami Rosji”, a w 2008 roku próbowano pospiesznie sklecić ze ZBIR federację z prawdziwego zdarzenia, bo Putin nie mógł już startować trzeci raz z kolei w wyborach na prezydenta Rosji (ale na prezydenta ZBIR jak najbardziej).
Łukaszenka wbrew oficjalnie promowanej integracji z Rosją, prowadził konsekwentną obstrukcję ZBIR. Wszystko zmieniło się w zeszłym roku, gdy pojawiły się pierwsze symptomy gospodarczego krachu na Białorusi. Zintensyfikowana wojna medialna, w której rosyjskie telewizje przedstawiały Łukaszenkę jako psychopatę, groźba nie uznania grudniowych wyborów prezydenckich na Białorusi przez Kreml, zbiegły się w czasie z przebąkiwaniami Miedwiediewa na temat ZBIR.
Niedawna dewaluacja rubla białoruskiego, ograniczenia w handlu oraz deficyt dewiz sprowadził Mińsk do roli beneficjenta rosyjskiej pomocy, którą -mimo niezbyt dobrych relacji z Rosją- otrzymał. Punkt kulminacyjny białoruskich kłopotów skorelował się z wypowiedziami Putina o ZBIR, projekcie pogrzebanym –wydawałoby się- w 2008 roku. Na obozie prokremlowskiej młodzieżówki nad jeziorem Seligier, premier Rosji wezwał swoich sympatyków do walki o wspólne rosyjsko-białoruskie państwo. Jest to z pewnością –wbrew lansowanym teoriom o zbuntowanym Miedwiediewie- kolejny dowód na zbieżność stanowisk kremlowskiego tandemu.
Wypowiedź Putina, który stwierdził że:
„połączenie Rosji i Białorusi jest możliwe, bardzo pożądane i całkowicie zależne od woli narodu białoruskiego”
ma jednak także wydźwięk politycznego planu o precyzji równania matematycznego.
Możliwość to efekt prowadzonej przez dekadę polityki gospodarczego wyniszczania Białorusi (uzależnianie od subsydiów i ich okresowe odcinanie).
Pożądanie to apetyt rosyjskich oligarchów na białoruską prywatyzację (którą wymusza m.in. niedawny kredyt od Euroazjatyckiej Wspólnoty Gospodarczej), Unię Celną (sfinalizowaną niedawno) oraz walutową (zapisaną w projekcie ZBIR, niedawna dewaluacja sprzyja takim krokom).
Wola narodu białoruskiego wskazuje natomiast na konieczność pozbycia się niewygodnego Łukaszenki.
Piotr A. Maciążek
nTekst publikujemy za zgodą Piotra Maciążka, redaktora naczelnego P.W., pierwotnie ukazał się na portalu Polityka Wschodnia (www.politykawschodnia.pl) to projekt, dzięki któremu (jak piszą o sobie jego dziennikarze) staramy się dostarczać czytelnikom publicystykę polityczną najwyższej klasy. Koncentrujemy się na obserwacji świata postradzieckiego i świata islamu, który wchodzi z nim w interakcje. Nasz zespół: Piotr A. Maciążek, Marcin Toboła, Wiktor Rajgródzki (Moskwa) oraz Rajmund Klonowski (Wilno).