Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Jestem genderystą

W przeciwieństwie do przytłaczającej większości ludzi Prawicy, a również tzw. „pobożnej lewicy” z posłanką Kempą na czele, którą postępactwo zwerbowało na „dziewuchę do bicia”, z czego wywiązuję się zresztą nadzwyczaj imponująco, uważam gender studies za dyscyplinę bardzo ciekawą, atrakcyjną, istotną i niezwykle pożyteczną.

Jestem genderystą
źródło: internet

Od zarania dziejów badanie ludzkiej natury, kultury, wierzeń, zachowań, praktyk, wartości, idei, stereotypów oraz życia społeczno-gospodarczego było przedmiotem dociekliwości i zainteresowania tych, którzy pragnęli wiedzieć coś więcej o nas samych, szczególnie w niezwykle intrygującym kontekście różnic płciowych. Konsekwentnie z dużym ukontentowaniem obserwuję zainteresowanie i błyskawiczny wzrost popularności tej, jakże wdzięcznej, interdyscyplinarnej nauki, której odkrycia, mam nadzieję, będą miały jak najdalej idące następstwa nie tylko kulturowo-społeczne, ale i polityczne. Proszę mi wybaczyć, ale nie zacznę moich genderowych dywagacji od „zamiany ubranek”, czy poznawania swojej „zmysłowości płciowej” przez przedszkolaków, bo to są raczej delikty dla prokuratorów, wspomaganych przez biegłych seksuologów i psychiatrów, ale od sedna sprawy, czyli tzw. ról społecznych.

Role społeczne

Wielu nie najwyższej próby intelektu i niezbyt spostrzegawczych państwowych „naukowców” pozujących na genderystów zaczęłoby te rozważania najpewniej tak: To już nie te czasy, kiedy mężczyzna wyskakiwał z jaskini na polowanie, a wróciwszy rzucał mamuta u stóp kobiety, rozkładał się na kamiennym szezlongu i czekał aż niewiasta przygotuje mu strawę. Teraz jesteśmy społeczeństwem „nowoczesnym”, „cywilizowanym” i do tamtych, prymitywnych czasów powrotu już nie ma – wyszliśmy z jaskini. Czyżby? Jaskinia rzeczywiście jakby przeszła do lamusa, ale czy na pewno zmienił się mechanizm alokacji ról społecznych? Obserwacje i badania gender studies prowadzą do jednoznacznego wniosku, że w każdym wolnym społeczeństwie ogólną i uniwersalną regułą, czy bardziej postępowo: „presją” społeczno-kulturową jest oczekiwanie, aby każdy z nas robił jak najlepszy użytek ze swojego jestestwa: siły fizycznej, intelektu, sprawności, talentu, odwagi, orientacji przestrzennej, skłonności do podejmowania ryzyka, wreszcie czułości, cierpliwości, subtelności, itp.. Co ciekawe źródło tej „presji” leży w ekonomii. Dzieje się tak dlatego, że aby zadośćuczynić powszechnej skłonności człowieka do maksymalizacji zaspakajania swoich potrzeb, musimy podejmować się pracy, która zapewni nam najwyższe wynagrodzenie, czyli wymienną na wszelkie dobra i usługi konsumpcyjne siłę nabywczą pieniądza. To dlatego prosty, silny mężczyzna zostaje budowlańcem, a nie zegarmistrzem, który co najwyżej roztrzaskałby zegarek, a kobieta tak ochoczo podejmuje pracę w bankowości lub na urzędzie, a stroni od posady (nie ma żadnych barier!) programisty zaawansowanych aplikacji, bo wie, że ustawienie alarmu elektronicznego budzika to już nie lada wyzwanie. I ona i on niewiele by osiągnęli upierając się przy nieprzystających do ich predyspozycji zawodach. Tym sposobem wolny rynek optymalnie alokuje właściwe zasoby - czy w tym przypadku osoby - do danych funkcji, zadań, czy zawodów, a stereotypy i „presje” pomagają nam oszczędzać mnóstwo czasu i unikać niepotrzebnych błędów, eksperymentów i bolesnych rozczarowań. I po to właśnie są. A jeśli któraś chce podnosić ciężary. Proszę bardzo. Ekstrawagancja to też część naszego, jakże różnorodnego, a stąd ciekawego społeczeństwa.

Zgodnie, czy na przekór faktom?

Nie trzeba chyba być nadzwyczajnie spostrzegawczym, aby zauważyć, że w przeważającej części zawodów i profesji znacznie lepiej sprawdzają się mężczyźni. Właściwie można by powiedzieć, że to głównie mężczyźni tworzą wszelkie materialne, intelektualne i duchowe bogactwo, a przez to dobrobyt tego świata. Budowlańcy, elektrycy, hydraulicy, spawacze, glazurnicy, maszyniści, energetycy, górnicy, hutnicy, stolarze, rybacy, marynarze, rolnicy, policjanci, strażacy, drwale, mechanicy, ratownicy, piloci, rolnicy, programiści, wynalazcy, kierowcy, lekarze, prawnicy, naukowcy, menedżerowie, artyści, wreszcie przedsiębiorcy, czyli ci co to wszystko wprawiają „w ruch”. Właściwie prawie wszystko co nas otacza, co konsumujemy i z czego korzystamy wymyślili, wynaleźli i wykonali mężczyźni: budynki i budowle, infrastrukturę, sieci energetyczne, komputerowe, kanalizację, drogi, lampy, samochody, prąd elektryczny, który płynie w sieci i dzięki czemu działają nam wszystkie urządzenia: pralki, zmywarki, kuchenki, telewizory, faxy, telefony oraz mięso, ryby, skóry, na nagrobkach kończąc. Z całą pewnością droga Czytelniczko i Czytelniku pokój, w którym teraz siedzisz zbudowali mężczyźni, elektryk podłączył prąd, hydraulik wodę i kanalizację, po śmieci przyjedzie śmieciarz, a szambo opróżni szambonurek. Chodnik na ulicy to również płeć brzydka i takoż: droga, most, autostrada, kościół, teatr, kino, centrum handlowe, magazyn, warsztat samochodowy, port, Manhattan, metro, wieża Eiffla, piramidy, statki, okręty, samoloty, komputery, żywność, itd., itp.. Wszystkie towary, które zdejmujemy ze sklepowych półek, czy to z Chin, czy z pobliskiej mleczarni, dostarczył był mężczyzna. I chyba trudno nawet sobie wyobrazić kobietę na rusztowaniu, na dźwigu, koparce, czy betoniarce, na słupie wysokiego napięcia, w hucie, w szybie, na tankowcu, czy kontenerowcu, naprawiającą awarię TIRa gdzieś na pustkowiu, jako strażaczkę, która rzuca się w ogień, aby uratować dziecko z płonącego domu, policjantkę aresztującą groźnych bandytów, spawającą wieżę Eiflla, czy pilotującą F-16. I to, że do tej pory nie powstała żadna firma budowlana, żadna firma spedycyjna, huta, kopalnia, linia lotnicza, czy firma programistyczna, gdzie przynajmniej symboliczny, nie mówiąc już o znaczącym udziale miałby kobiety nieubłaganie dowodzi powyższej tezie. Co więcej: firmy te nie powstały nawet w okoliczności rzekomego 20% niższego wynagradzania kobiet za „taką samą pracę”! A przecież niezawodnie wymiotłyby z rynku wszystkie męskie, szowinistyczne firmy!

Odpowiednio trudno sobie wyobrazić mężczyznę nianię, pielęgniarza, czy przedszkolankę, choć bywają. Panie dominują też w handlu i gastronomi, jako ekspedientki, kucharki i kelnerki. Gremialnie  okupują zawody kasjerki, sprzątaczki, szwaczki, na poczcie i we wszelkich zawodach biurokratycznych (księgowość, urzędy skarbowe, kuratoria, pomoc społeczna, ZUS, NFZ, szkoły, bankowość, wydziały oświaty, kultury, ochrony środowiska, itp.). Kobiety można też spotkać przy linii produkcyjnej (przemysł tekstylny), w laboratorium oraz w magazynie towarowym. Nierzadko sprawdzają się również jako menedżerki, specjalistki ds. marketingu, sprzedaży, HR, lekarze, dentystki, adwokaci, naukowcy, aktorki, dziennikarki, a nawet konfidentki.

Genderyzm nie pozostawia tu najmniejszych wątpliwości: takie „upłciowienie” zawodów oczywiście nie jest ani przypadkowe, ani kulturowe, ani stereotypowe jak twierdzą szamańscy pseudogenderyści, a naturalne - wynikające wprost z cech psychofizycznych kobiet i mężczyzn – budowa ciała, siła mięśni, odwaga, inteligencja, pamięć, cierpliwość, uczuciowość, agresywność, odporność na stres, przebojowość, emocjonalność, skłonność do ryzyka, przedsiębiorczość. Nic więc też dziwnego, że takie, a nie inne odmienne funkcje i role są tak powszechne oczekiwane od kobiet i mężczyzn odpowiednio, bo niby dlaczego oczekiwać od ptaka, żeby pływał jak ryba w wodzie? Nauka ekonomii nazywa to specjalizacją, a jak wiemy od szkockiego ekonomisty Adama Smitha, naturalna - ukształtowana przez wolny rynek cech i kompetencji - specjalizacja to jeden z kluczowych czynników warunkujący bogactwo i dobrobyt.

Natomiast nic w tym ani osobliwego, ani „uwłaczającego” jego męskiej godności, gdy mężczyzna zostaje, jeśli chce, kucharzem, fryzjerem, czy pielęgniarzem. Podobnie jeśli kobieta pragnie i ma predyspozycje ku temu, aby zostać dentystką, czy adwokatem. I wiele kobiet z powodzeniem jest, a nawet bije na głowę wielu mężczyzn. Jakie bariery? Jak presja? Jakie spodenki? Dlaczego tak wiele kobiet zostaje dentystkami, marketingowcami, adwokatami, notariuszami, a prawie żadna: szambonurkinią, spawaczką, drwalką, mechaniczką samochodową, rybaczką, murarką, parkieciarką, hydrauliczką, elektryczką? Kobiety analogicznie gremialnie pretendują do wszelkich nowych, biurokratycznych etatów i je na ogół kompletnie dominują, ale programistkami jakoś jednak nie zostają. Bo to jest naturalne, genderowe, czyli „upłciowione”, a nie bezpłciowe, „wykastrowane”.

Pseudogenderyzm to zakamuflowana propaganda socjalizmu

Genderyzm również obserwuje i bada jak zmienia się tzw. płeć kulturowo-społeczna, czy pisząc precyzyjniej, jak się wynaturza i zwyradnia pod wpływem wszelakich anty-wolnościowych i anty-społecznych polityk państw komunistycznych, faszystowskich, czy socjalistycznych. Przypatrzmy się zatem co robi z normalnym, genderowym społeczeństwem euro-socjalizm. Przede wszystkim usilnie pozbawia nas coraz to większej części owoców naszej pracy, czyli naszych zarobków (nierzadko ponad 80%). Następstwem jest to, że pomimo znacznego postępu technicznego i technologicznego prosty robotnik nie jest już w stanie samodzielnie utrzymać nie tylko całej rodziny, ale nawet jednej kobiety, która nie może po prostu wyjść za mąż, dać mężczyźnie dzieci, a następnie poświęcić czas na ich wychowanie i prowadzenie domu, bo wywierana jest na nią ohydna, socjalistyczna, pseudogenderowa „presja” - wynikająca z przymusu ekonomicznego rzecz jasna - aby podjęła pracę zarobkową poza domem. To oznacza coraz mniej dzieci, które zresztą skazujemy na bolesne, wczesnoporanne odwożenie do żłobków i przedszkoli (finansowanych z pieniędzy odebranych mężowi), gdzie malutkie dzieci cierpią z powodu rozłąki (chyba każdy wie ile jest płaczu każdego ranka w żłobku), a później na szwendanie się po szkole z kluczem na szyi (papierosy, alkohol, narkotyki). Kobiety prostych robotników skazujemy tymczasem na siedzenie przy kasach i przesuwanie ton towarów, sprzątanie cudzych biur, kucharzenie w stołówkach, niańczenie i pilnowanie cudzych dzieci, pranie i prasowanie cudzych koszul, stanie przy maszynie produkcyjnej i wykonywanie prostych, żmudnych czynności, czy przybijanie pieczątek w urzędzie. W przypadku klasy średniej jest podobnie, z tą jednak różnicą, że kobiety należące do klasy średniej (one przecież nie pójdą na linię produkcyjną, czy do magazynu) znajdują zatrudnienie nie w gospodarce jako takiej, ale we wszelakiej maści socjalistycznej biurokracji. Ponieważ zawody te nie wytwarzają żadnego bogactwa, a wręcz przeszkadzają przedsiębiorcom w jego tworzeniu, oznacza to, że odbiera się mężczyznom znaczną część ich zarobków tylko po to żeby kobiety klasy średniej wykonywały poza domem nikomu niepotrzebną i wysoce szkodliwą „pracę zawodową”, urzeczywistniając przy tym rzekomą „karierę zawodowa”. Krótko pisząc:  kobiety „spędzają” czas „w pracy” wyłącznie po to, aby przynieść do domu pieniądze skonfiskowane uprzednio ich mężczyznom. Czy to nie kuriozalne, że pani z opieki społecznej „pomaga” biednej (socjalistycznie zubożonej) rodzinie, która jest biedna właśnie dlatego, że m.in. łoży na jej wynagrodzenie! Do tego dzieci klasy średniej uczą się i studiują za pieniądze skonfiskowane klasie robotniczej (bo te nie studiują). A o równie spauperyzowanej klasie wyższej, czyli tzw. „pańszczyźnianej inteligencji” – wylęgarni pseudgenderyzmu – to już innym razem.

Krzysztof Szpanelewski

Data:
Tagi: #
Komentarze 2 skomentuj »

Wypierdami swojego "umysłu" to powinien Pan smrodzić wśród zdrajców z KNP a nie rozpowszechniać publicznie. Ale mimo wszystko pozdrawiam.

Bardzo dziękuję za komentarz w iście "świątecznym" nastroju.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.