Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Ciężar "czarnego złota"

Gdybyśmy uzależnili się także od rosyjskiego węgla – to jako kraj powinniśmy zdobyć przyznawane za wyjątkową głupotę nagrody Darwina we wszystkich możliwych kategoriach. Likwidacja kopalni dla ograniczenia strat spółek, w kraju, który węgla potrzebuje i przez najbliższe lata potrzebować będzie, jest nonsensem. Dotowanie z podatków – także kwalifikuje państwo polskie, a co za tym idzie polskiego podatnika do mało prestiżowego grona frajerów.

kopalnia.jpg„Nasze czarne złoto” – tak gierkowska propaganda uwielbiała określać  węgiel kamienny. Jako dziecko, uczyłem się w szkole, że podstawą naszej potęgi gospodarczej jest 200 mln. ton węgla, wyfedrowanych co roku dzielnie przez bohaterów narodowych występujących w telewizji w czarnych mundurach z pióropuszami na czakach.

Lata 80-te mogły skłaniać do przewartościowań – bo okazało się, że jaka podstawa, taka potęga gospodarcza. Potęga, której ówczesny dyktator, gen Jaruzelski, ogłosił niewypłacalność.

„Czarne złoto” spędza sen z powiek kolejnym ekipom rządzącym po 1989 r. W roku 2015 nie jest inaczej.

Ogłoszony plan restrukturyzacji (choć właściwie powinien nazywać się planem ograniczania strat) państwowych kopalni wywołał jak zwykle strajki i blokowanie kolei. Rząd, w którego oczach widać jedynie przerażenie i nadchodzące wybory parlamentarne, pracuje nad tym jak wybrnąć, zawiesić problem i dotrzeć do wyborów.

Jeżeli odrzucimy związkowy, absurdalny punkt widzenia, że kopalnie państwowe i 14 pensje są obowiązkiem polskiego podatnika wobec rycerzy poziomu 600, to mamy tu dwa aspekty.

Pierwszy to ekonomia – nikt mi nie wytłumaczy, że węgiel jest surowcem innym niż ropa naftowa, gaz, miedź, żelazo, diamenty czy jakakolwiek kopalina. W normalnym świecie dzieje się tak, że kopalnia wydobywa i sprzedaje, a celem wydobycia nie jest zbawienie narodu czy ludzkości, tylko zysk. Nie ma więc żadnej misji narodowej w istnieniu tej czy innej kopalni  – jest ekonomiczne uzasadnienie lub jego brak.  Trafiają do mnie argumenty o tym, że kopalnie te w czasach koniunktury, wysokiej ceny węgla były dochodowe i  jeśli by wróciła koniunktura będą – ale to właśnie prawidłowe zarządzanie  tworzyć rezerwy pozwalające przetrwać gorszy czas. Główną winę za te zaniechania ponoszą zarządy spółek węglowych i kopalni – ale górników, szczególnie ich związków zawodowych wymuszających konsumowanie nadwyżek koniunktury świadczeniami pracowniczymi nic nie zwalnia ze współodpowiedzialności. Sięganie po raz nie wiem który do mojej (podatnika) kieszeni, żeby wypłacić 14 pensje jest skandalicznym nadużyciem. Nawet, jeśli ze względu na regulacje unijne nie dzieje się to wprost. Dla podmiotu gospodarczego, który nie jest  w stanie regulować swoich zobowiązań wobec pracowników i skarbu państwa (a w takiej sytuacji mamy KW) są w normalnej gospodarce 2 drogi – głęboka restrukturyzacja, znaczące ograniczenie kosztów własnych (w tym, tych 60% kosztów jakimi są płace) lub upadłość. Każda trzecia droga jest okradaniem podatników.

Drugi aspekt, najważniejszy,  to bezpieczeństwo energetyczne. Jesteśmy uzależnieni od Rosji w dostawach ropy i gazu – bo tych surowców w sensownych ilościach w Polsce nie posiadamy. Gdybyśmy uzależnili się także od rosyjskiego węgla – to jako kraj powinniśmy zdobyć przyznawane za wyjątkową głupotę nagrody Darwina we wszystkich możliwych kategoriach.  Likwidacja kopalni dla ograniczenia strat spółek,  w kraju, który węgla potrzebuje i przez najbliższe lata potrzebować będzie, jest nonsensem. Dotowanie z podatków – także kwalifikuje państwo polskie, a co za tym idzie polskiego podatnika do mało prestiżowego grona frajerów. 

Nie ulega  wątpliwości, że polityka wobec górnictwa musi być elementem polityki energetycznej.

W Polsce nikt nie chce powiedzieć wprost, tego co oczywiste – nie będzie polskiego węgla, jeśli będziemy trzymać się przywilejów dla górników. Nie będzie polskiego węgla, jeśli będzie 13, 14 pensja, deputat węglowy, „ołówkowe” (świadczenie dla dziecka górnika idącego do szkoły – jakby to było większe święto niż ta sama czynność dziecka nauczyciela, ekspedientki w warzywniaku czy hydraulika). Nie będzie polskiego węgla z państwowych kopalni – bo były są i będą źle zarządzane, wg. potrzeb politycznych,  a nie ekonomicznych.

W prywatnych kopalniach na Śląsku wydobywa się opłacalnie – górnicy nie mają 14 pensji, zarabiają ok. 10-15% mniej, ale nie grozi im strata pracy, a kopalniom likwidacja. Prosty i sprawdzony model, do zastosowania od zaraz.

Patrząc całościowo na problem energetyki – miliardy wydawane na górniczy socjal o wiele sensowniej można by wykorzystać na granty badawcze dla uczelni technicznych – na szukanie opłacalnych technologii gazyfikacji węgla, podnoszenia efektywności energetycznej tego surowca, ograniczania emisji spalin przy wykorzystywaniu go w elektrowniach. O grantach na technologie związane z energią odnawialną nawet nie wspomnę.

Nie stać nas na utrzymywanie absurdu  państwowego górnictwa. Państwo nie istnieje po to, by produkować węgiel ku zadowoleniu górników. Polska musi stworzyć dogodne warunki dla rozwoju sektora, co da pracę górnikom, zaspokojenie potrzeb w dostawach tego paliwa i dochody, a nie straty budżetu z tytułu eksploatacji złóż.

Niech węgiel stanie się w końcu narodowym bogactwem,  a nie narodową stratą.

@Marcin_Celiński

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.