Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Perypetie Nowej Prawicy na drodze do "elity kilometrówkowej". 2015 rokiem porażek Prawicy?

Już w końcówce 2013 pachniało w Europie erozją sił lewicy, a majowe wyniki eurowyborów zaskoczyły chyba największych optymistów. U nas w Polsce, po ćwierćwieczu niełaski elektoratu, pod sztandarami Kongresu Nowej Prawicy, do głosu doszło konserwatywno-liberalne środowisko skupione wokół charyzmatycznego Janusza Korwin-Mikkego

Perypetie Nowej Prawicy na drodze do "elity kilometrówkowej". 2015 rokiem porażek Prawicy?

W eurowyborach zadebiutowali również Narodowcy osiągając jednak wynik niezbyt okazały. Establishment mizerniał w oczach. PO ugodziła afera taśmowa i osłabił transfer rozgrywającego Tuska do ligi europejskiej. Twój Ruch obezwładniająco i bezpowrotnie stracił „wenę" i „powab”. Elektorat postkomunistów z SLD naturalnie przekwitał i obumierał. Nawet nieskalany PiS oberwał aferą kilometrówkową, a ta zainfekowawszy całkiem pokaźny wolumen krajowego chowu prominentów ukazała prawdziwe oblicze elit politycznych III RP, czyli jako gromadkę spauperyzowanych, socjaldemokratycznych inteligencików wysługujących się systemowi na wszelkie sposoby za przywilej wyduszania z państwowej kasy dodatkowych paru tysiaków miesięcznie, aby w względnie poprawnie skrojonych garniturach markować namiastkę elitarności. Trudno jednak nie odnotować, że kluczowym warunkiem przynależności do elity kilometrówkowej jest bezwzględne posłuszeństwo elicie resortowej, co to nie tylko w wielkim biznesie, ale przede wszystkim w świecie niezależnych mediów i dziennikarstwa wiedzie prym, a bez przychylności tych kimże jest nędzny aspirant na polityka? Dla porządku wspomnijmy również o autentycznej, samoistnej elicie, którą niewątpliwe stanowią wybitni przedstawiciele poszczególnych grup zawodowych, profesji i fachów (menedżerowie, handlowcy, bankowcy, finansiści, marketingowcy, inżynierowie, lekarze, prawnicy, naukowcy, artyści, itd.), od mistrzów kuchni począwszy, na adwokatach skończywszy. Dodajmy również, z pewnym zasmuceniem, że na ogół nie angażują się jednak oni w jakąkolwiek działalność polityczną z trzech głównych powodów: 1. Nie chcą być na łasce elity resortowej. 2. Nie akceptują degradacji statusu materialnego i standardu życia. 3. Odstrasza ich nieprzyjemna, a nierzadko wręcz obrzydliwa konieczność konkurowania z przeróżnej maści niewyszukanymi i przaśnymi pretendentami do elity kilometrówkowej, co urąga nie tylko ich statusowi, ale nade wszystko przekracza granice tolerancji dla prostactwa, obskurności i chamstwa (wystarczy wejść na kilka portali wymiany „myśli politycznej”, a każdy wykształcony i kulturalny człowiek będzie wiedział co mam na myśli).              

Eurowyborczy sukces Nowej Prawicy oznaczał, że teraz również i ona, pomimo swojego immanentnego antyestablishmentowego charakteru, może stanowić tratwę, na której da się dopłynąć na Wiejską, ekskluzywną rezydencję elity kilometrówkowej, a to, jak się okazało, oznaczało same kłopoty. Ów żywioł być może był i do ujarzmienia , ale przecież Pan Janusz Korwin-Mikke bynajmniej nie stroni od osobliwych koncepcji kadrowych, które dochodziły już do głosu uprzednio, tzn. jak tylko pojawiły się pierwsze zwiastuny wyborczego powodzenia w postaci ponadprogowych sondaży. Ku zdumieniu czołowych działaczy KNP p. Mikke zaczął forsować pomysł asygnowania tzw. miejsc biorących nie dla, przykładowo, wiceprezesów swojej partii (m.in. kk. Dziambora i Wilka), co byłoby czymś zupełnie naturalnym, ale dla osób spoza partii, którzy właśnie nieszczęśliwie zakończyli nieudany etap „alternatywnej” kariery politycznej w ramach partii establishmentowych, czyli pp. Migalskiego i Wiplera, a którym wypadnięcie z elity kilometrówkowej zapewne do gustu specjalnie nie przypadało. Przedstawiało się to tak absurdalnie, złowieszczo, podejrzanie i niezbyt przyzwoicie, że nie przeszło przez Radę Główną, która, w konsternacji przygaszonej niewątpliwym autorytetem JKM, jednak odrzuciła te, skądinąd pożal się boże, propozycje. Już wkrótce okazało się, że KNP jako taka, bez "wsparcia" „znanych nazwisk” i „osobowości” jest w stanie odnieść sukces, podczas kampanii wyborczej brylowali, m.in. w/w pp. Dziambor i Wilk, a 25 maja przyszedł, tak długo wyczekiwany, triumf wyborczy.

Jak wiadomo JKM tak szybko nie odpuszcza i zaraz po kampanii, legendarną już sesją fotograficzną, namaszczającą przodownika „postępowych zmian”, który wywiązał się zresztą ze swojej roli iście ekspresowo i wprost wybornie, rozpoczął się partyjny blitzkrieg, którego apogeum był połowicznie zalegalizowany konwent, na którym doszło do wymiany partyjnych elit, co rzecz jasna było dziejową koniecznością. Lejtmotywem „rewolucji październikowej”, jak się toto określa, była nieustraszona walka z rzekomym partyjnym „betonem”, który spółdzielczym trudem - poprzez instytucję nieudzielenia absolutorium – został powiadomiony o jego nowej, zmarginalizowanej roli. Rzekomym, bo chyba tylko naiwne kuciątka uwierzyły, że dla powodzenia KNP w następnych wyborach koniecznym jest odsunięcie od władzy i poniżenie wyimaginowanego „betonu”, do którego zaszeregowano, m.in: Piotra Najzera – niezwykle aktywnego i popularnego w sieci oraz odpowiedzialnego za eurowyborczą kampanię w internecie, Jacka Wilka - czołową twarz eurokampanii, świetnie wypadającego w tv, warszawską „dwójkę”, który uzyskał świetny wynik wyborczy, Zbigniewa Wysockiego i Piotra Giełdonia – czołowych działaczy trójmiejskiego KNP, czy Kacpra Kozłowskiego – Prezesa Regionu Dolnośląskiego oraz niżej podpisanego Szefa Sztabu. Do ofiar rewolucyjnego konwentu należeli również inni twórcy sukcesu wyborczego KNP: Mieczysław Burchert – odpowiedzialny za zbiórkę POdPiSów i koordynację spotkań i wieców wyborczych, Michał Biegała – Prezes Regionu Mazowieckiego i wreszcie europoseł Stanisław Żółtek, których pod „presją” „antybetonowej” histerii oraz z racji wieku i stażu partyjnego wymieniłem w drugiej kolejności. Jeśli się udało, a najwyraźniej się udało (tak te zmiany opisuje i interpretuje cała prasa), urobić opinie publiczną i przedstawić powyborcze wydarzenia i zmiany w KNP jako starcie „młodego pokolenia” z „reakcyjnym”, „hamującym” i trzymającym się partyjnych stołków „betonem”, nie dostrzegając prawdziwego oblicza tych zmian, czyli przegrupowania mającego na celu nadanie spółdzielni monopolu układania listy pasażerów, którzy jesienią dopłyną kanapianą tratwą na wyspę elity kilometrówkowej, to spostrzegawczość i trzeźwość umysłu są cechami niezwykle rzadko występującymi. Osobiście jestem w stanie pogodzić się z takim urojeniem, krótko pisząc: dać się „zabetonować”, ale w takim razie konsekwentnie i adekwatnie trzeba zauważyć, że ów mityczny „beton” został, „przeważającą większością”, zaszlamowany, nie przez jakieś tam „nowe pokolenie”, ale przez impertynencki, partyjniacki „szlam”, dla którego „bycie na wierzchu” jest ważniejsze od elementarnego szacunku i uznania dla czyjegoś wysiłku, poświęcenia i osiągnięć. A jeśli komuś tak bezwzględny werdykt wydaję się nieproporcjonalnym i krzywdzącym niech zestawi to z rozpowszechnianą powszechnie właśnie przez partyjniacki szlamik inkryminacją obsmarowującą mec. Jacka Wilka „leniwym cwaniakiem” i „karierowiczem” (zaczerpnięte z wypowiedzi wybranego „przeważającą większością” nowego wicka), przy jednoczesnej adoracji, przynajmniej „do czasu”, p. Stonogi.               

Ponieważ, o czym wie każdy konserwatysta, lepsze jest wrogiem dobrego na „efekty” nieprzejednanych zmian nie trzeba było długo czekać. Totalna i niezwykle brutalna wojna obsesyjnie zantagonizowanych stron, której najobrzydliwszym przejawem był niewybredny fejsbukowych hejt wymierzony w „beton”, a której efektem jest kompletne osłabienie tak dobrze zapowiadającej się formacji prawicowej i utrata jej wiarygodności. Po wycięciu i zniechęceniu „betonu” braki kadrowe było widać gołym okiem, pomimo że w międzyczasie partia wzbogaciła się o tysiące nowych członków. W kontekście spadających sondaży, wręcz niezauważalnej aktywności europosłów, którzy przecież mieli nadać impet działalności KNP oraz przy kompletnej mizerności kampanijnych koncepcji desperacko uruchomiono męczeński wątek kampanii wałkując klatka po klatce, wierzgnięcie po wierzgnięciu zapis monitoringu. Na rezultaty nie trzeba było długo czekać. Wyborcza porażka, wynikająca ponoć nie z tego o czym powyżej, a ze „specyfiki” tych wyborów.    

Po wyborach z kolei, „kadrowa intuicja” podpowiedziała alians z rosnącą gwiazdą „internetów”,  p. Zbigniewem Stonogą, który zakończył się, można by rzec, po raz enty - as usual. Najwidoczniej podekscytowanie ilością lajków, fejsbukowych statystyk oraz „przebojowością” i hucpą nie zawsze jest dobrym doradcą, a na pogłębionym „masakrowaniu”, czy „zaorywaniu” znacznego kapitału politycznego raczej się nie zbije.

Ruch Narodowy natomiast, po zaskakująco udanych wyborach samorządowych, nabrał nieco wiatru w żagle i stał się partia polityczną, a nawet wystawił własnego kandydata na Prezydenta, Pana Mariana Kowalskiego. Rafał Ziemkiewicz wskazuje na niewątpliwą zaletę kandydata, a mianowicie, że „ma ogromny wizerunkowy potencjał”. Moje dzieci mają jednak pewne obiekcje. Starszemu synowi brakuje szczypty wyrafinowania i finezji, a młodszy mówi, że w takim razie to on już będzie grzeczny. Tym razem chyba zaufam dziecięcej intuicji. Pan Stonoga natomiast, ze względu na „specyfikę” swojej sytuacji prawnej, „wycofał się”, ale obawiam się , że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a do jesieni zapewne jeszcze dużo się wydarzy, bo nietrudno zauważyć, że Pan Stonoga zarówno swoimi „dynamizmem” i temperamentem jak i wyczuciem nastrojów społecznych przerasta znanego z „rozpierydo…”, tzn. z rozsypywania ziarna na tory kolejowe, śp. Andrzeja Leppera.

W takiej „wykwintnej formie” Prawica wchodzi w Nowy Rok. I chyba nikt życzący jej dobrze nie jest z tego zadowolony. Czy uda się to szaleństwo i niewybredność jakoś zdusić, okiełznać i skierować bieg spraw na właściwe tory? Jeśli nie to Prawica nie tylko poniesie w nadchodzący roku sromotną polityczną klęskę, ale przede wszystkim wyjdzie na jaw, że Prawicą de facto nie była. Do siego! 

Data:
Tagi: #
Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.