Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Pomiędzy nauką a ignorancją w UE

Nie należy się łudzić, że jeśli żyjemy w XXI wieku, to obskurantyzm jest zjawiskiem należącym do przeszłości. W każdej sprawie ważnej dla społeczeństwa, a tym samym istotnej dla wielu grup interesów, istnieje chęć odcięcia społeczeństwa od źródeł niewygodnej wiedzy.

Pomiędzy nauką a ignorancją w UE

W Unii Europejskiej, szczodrze wynagradzającej urzędników i z lubością tworzącej coraz to nowsze agendy, stwierdzono, że stanowisko Głównego Doradcy Naukowego (Chief Scientific Adviser – CSA) nie jest już potrzebne. Od 2012 roku zajmowała je prof. Anne Glover i po upływie jej kadencji stanowisko to zostało zlikwidowane. A dokładnie całe Bureau of European Policy Advisers (BEPA) w skład którego wchodzi CSA zostało zlikwidowane. Ideą stojącą za powołaniem BEPAy była chęć prowadzenia opartej na faktach polityki (evidence-based politics). Co to znaczy? Chodziło o stworzenie platformy współpracy pomiędzy akademią, think tankami, szeroko rozumianym społeczeństwem obywatelskim i instytucjami UE. Te pierwsze miałyby szansę by wykorzystać posiadaną wiedzę i doświadczenie w procesie stosowania i stanowienia prawa, a UE prowadziłaby bardziej racjonalną, opartą na faktach (a nie mitologii) politykę. A przynajmniej polityka ta nie stałaby w sprzeczności z osiągnięciami współczesnych nauk przyrodniczych i społecznych. BEPA miało służyć radą na temat nowych rozwiązań technologicznych i społecznych, a także stanowić wsparcie w procesie implementacji wiedzy naukowej.

Nie jest tajemnicą, że badania naukowe stanowią łakomy kąsek dla wielu wpływowych grup interesów. Nie zawsze chętnie witających postęp, jeśli miałby on stanowić wyzwanie dla ich podstawowych źródeł zarobkowania. Chyba nie będzie przesadą, jeśli powiemy, że istnieje dzisiaj pewne napięcie pomiędzy nauką a biznesem, czego efektem jest tzw. „motivated science”. Finansuje się badania, które mają potwierdzić określone fakty, korzystne dla sponsorów owych „naukowców”. Następnie badania te wykorzystuje się jako „argument” w procesie legislacyjnym na rzecz konkretnych regulacji.

Nie należy się łudzić, że jeśli żyjemy w XXI wieku, to obskurantyzm jest zjawiskiem należącym do przeszłości. W każdej sprawie, ważnej dla społeczeństwa, a tym samym istotnej dla wielu grup interesów, istnieje chęć odcięcia społeczeństwa od źródeł niewygodnej wiedzy. Chodzić tutaj może o żywność genetycznie modyfikowaną, skutki palenia papierosów, życie w pobliżu elektrowni atomowych, deregulację rynku finansowego, używanie urządzeń mobilnych czy kart kredytowych. Spektrum takich spraw jest nieograniczone. Warto podkreślić, że nie tylko korporacje, czy wielki biznes mają skłonność do obskuranckich działań. W działalności różnych „ekologicznych” fundacji, instytucji charytatywnych także niekiedy trudno jest o odpowiedni stopień transparentności.

Dlatego tak ważne jest, żeby przy najważniejszych instytucjach istniały ciała doradcze, które – przynajmniej w miarę możliwości –  będą stanowiły oparcie dla osób sprawujących władzę. By takie niebezpieczne zjawiska jak „bad science”, „motivated science” czy po prostu mętne ideologie nie wpływały na sprawowanie władzy. Miejmy nadzieję, że Jean-Claude Juncker naprawi swój błąd. Polityka jest zbyt ważna, żeby zostawić ją wyłącznie w rękach polityków.

Data:
Tagi: #

Radosław Zyzik

Radosław Zyzik - https://www.mpolska24.pl/blog/radoslaw-zyzik

Prawnik, wykładowca akademicki, bloger. Poszukuję nowych rozwiązań starych problemów.

Komentarze 3 skomentuj »

"żeby przy najważniejszych instytucjach istniały ciała doradcze, które – przynajmniej w miarę możliwości – będą stanowiły oparcie dla osób sprawujących władzę".

Raczej jak zrobić tak, aby "ciała doradcze", nie były w żaden sposób zarażone „motivated science”, a przede wszystkim stanowiły oparcie dla... obywateli, którym i politycy i inne osoby mające wtyki+interes im wciskają.
To co sądzą obywatele, jest ważniejsze.
Przykład:
https://pbs.twimg.com/media/B2pbEmpCcAAM7HJ.jpg

Evidence-based policy będzie wsparciem i dla rządzących i dla obywateli, bo polityka prowadzona w oparciu o fakty naukowe jest korzystniejsza w długim horyzoncie czasowym, niż polityka oparta na kontrfaktycznych przekonaniach, niejasnych interesach lub mitologii.

Polemizowałbym. Jak dla mnie nie będzie. Może być co najwyżej wynikiem działalności obywateli i rządzących, mających na celu oparcie polityki na prawdzie/dowodach (zależnie od poglądu). Samo w sobie to są mrzonki na miarę wymysłów w stylu "The Venus Project", jak obywatele nie będą przeć na to, aby walczyć z obskurantyzmem/interesami/mitologiami (zależnie do poglądu).
Wsparciem mogą być co najwyżej jakieś instytucje które w jakiś sposób by oto zadbały. Ale to jak dla mnie jest na poziomie obiecanek politycznych, tego co sądzą sami obywatele. A w końcu jakich polityków są w stanie z siebie wydać.
Czyli w zasadzie wszystko, co kreuje "świadomość obywatela".

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.