Przyczyny tego stanu rzeczy są znane – nadal nienajlepszy stan dróg, wiek i związany z tym zły stan techniczny pojazdów. No i oczywiście kierowcy – źle nauczeni, niekiedy pijani (choć tu akurat z roku na rok statystyki się poprawiają). A najgorsi są drogowi wariaci. To nie ci, którzy zamiast przepisowej 50-tki jadą trzypasmową miejską ulicą 70 na godzinę. To ci, którzy po mieście gnają setką i więcej, wyprzedzają na podwójnej ciągłej i na zakrętach. Czyli tacy jako osławiony Robert N. vel „Frog”, który w czerwcu gnał po Warszawie w swoim bmw ile fabryka dała, łamiąc po wielokroć wszelkie przepisy ruchu drogowego. A o jego wyczynach zrobiło się głośno nie dlatego, że ktoś zadał sobie trud przeanalizowania zapisów z monitoringu miejskiego – po postu „Frog” był tak z siebie dumny, że filmik obrazujący jego nocny rajd po mieście sam zamieścił w Internecie.
Aby skutecznie eliminować takie zachowania na drogach jak te, którymi terroryzował warszawskich kierowców ów „Frog”, konieczne jest szybkie i bezwzględne egzekwowanie odpowiedzialności. Tak się dzieje we Francji, tak jest też w Słowacji (tam liczba zabitych na drogach z poziomu znanego w Polsce spadła w ciągu paru lat do poziomu francuskiego czy niemieckiego) – ale nie w Polsce. Od wyczynów ‘Froga” minął prawie już kwartał, a sprawa ciągle jest w toku. W sprawie tej opinię wydawał biegły, ale – jak mówi rzeczniczka prokuratury – „zadaniem biegłego nie było wydanie opinii o charakterze prawnym; miał on jedynie odnieść się do technicznych aspektów jazdy „Froga” w świetle obowiązujących przepisów”. Biegły stwierdził (czy do tego trzeba aż biegłego?!), że „Frog” kilkadziesiąt razy złamał przepisy drogowe, a kilka razy zrobił to w sposób rażący. I – jak dodaje rzeczniczka prokuratury – „o tych kilka rażących naruszeń musimy uzupełnić materiał dowodowy. Przesłuchać świadków tego zdarzenia. Część z nich mamy już ustalonych, część trzeba odnaleźć”. I dopiero potem prokuratura podejmie decyzję o ewentualnym postawieniu zarzutu.
Jeśli będziemy się koncentrować na łapaniu na radar tych, którzy nie stwarzając żadnego zagrożenia przekroczyli prędkość o 10 km (i to najczęściej w miejscu, gdzie ograniczenie prędkości nie ma większego uzasadnienia poza tym, że łatwo tam złapać „jelenia”), a ściganie i karanie prawdziwych drogowych piratów i wariatów będzie wyglądało tak, jak w przypadku „Froga” – to niewielkie szanse, byśmy szybko osiągnęli choćby średni europejski poziom bezpieczeństwa na naszych drogach.
We Francji „Frog” byłby już prawomocnie skazany na bezwzględną „odsiadkę”. Idę o zakład, że u nas nawet okrągły rok to będzie za mało, by wszystkich świadków (w tym i całkowicie zbędnych) przesłuchać, ileś tam opinii biegłych zgromadzić, zarzuty postawić, wnieść akt oskarżenia i sprawę przez dwie instancje sądowe przeprowadzić.
U nas przydało by się coś podobnego jak mają w USA. Przekroczenie prędkości o 20 mil/godz (32 km/godz) to jest "criminal driving", czyli przestępstwo. Jeżeli policjanci kogoś na tym złapią to nie są mili - wyciągają gościa siłą z auta, rzucają na glebę, skuwają kajdankami i odstawiają do aresztu. Jestem przekonany że gdyby coś takiego u nas wdrożyć, to po kilku takich nagłośnionych przypadkach reszta wariatów drogowych by się chociaż trochę zastanowiła nad swym stylem jazdy i czy warto ryzykować. A jeżeli nie, to ich strata - jak będą siedzieć za kratkami to na drogach automatycznie będzie bezpieczniej.