Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

O dwóch takich, z których jeden wart był drugiego, a w sumie warci byli niewiele

Rzadko oglądam programy publicystyczne, nawet cieszące się ostatnimi czasy pewną popularnością w środowiskach wolnościowych „Tak czy nie”. Unikam też raczej programów z Korwinem, ponieważ uważam jego styl za męczący.

O dwóch takich, z których jeden wart był drugiego, a w sumie warci byli niewiele

Wyjątek zrobiłem więc, jak nietrudno się domyślić, dla osoby Tomasza Urbasia, który wywołał ostatnio poruszenie w internecie swoją „krytyką” (cudzysłów zasłużony) austriackiej szkoły ekonomii (w skrócie ASE). Pan Urbaś jest w końcu moim „sąsiadem”, a może nawet „gospodarzem” na portalu mpolska24.

Nie rozumiem, w jakim celu już na początku programu dokonał on aktu intelektualnej kapitulacji, stwierdzając urbi et orbi, że z „tych” poglądów się wyrasta. Ciekawe, że człowiek, który od kilku dni rozgłaszał, że idzie do studia, by „rozłożyć” Korwina merytorycznie, rozpoczął debatę od perfidnego ad hominem względem swego rozmówcy i rzesz jego zwolenników.

Tomasz Urbaś nie potrafi odróżnić twierdzenia o racjonalności człowieka („Ludzie działają, posługując się środkami dla osiągnięcia swoich celów” – to jest ów słynny austriacki „aksjomat działania”, który pan Urbaś podobno potrafi zanegować, co chyba oznacza, że potrafi też zrobić np. kabel bezprzewodowy, a i inne zdolności kojarzone dotychczas głównie z Chuckiem Norrisem zapewne nie są mu obce) od wymyślonej przez Johna Stuarta Milla konstrukcji retorycznej pt. homo economicus (a więc człowieka podejmującego najlepsze możliwe decyzje na rynku), będącej częścią krytyki wolnego rynku przeprowadzonej przez tego filozofa*.

Panu redaktorowi nie przeszkadza to jednak, jako ekonomiście – empirykowi, patrzeć z politowaniem na JKM i jego zwolenników. Według mnie warto więc rozważyć inną hipotezę: być może do pewnych poglądów niektórym nigdy nie będzie dane dorosnąć.

Oczywiście – dla symetrii – podobno będący „austriakiem” JKM stwierdza na końcu programu, że wszystkie podatki są przerzucalne. Na pewno nie jest to ani twierdzenie „austriackie” i tym bardziej nie jest ono mądre. Z poglądu, że podatek można „przerzucić”, wynika ni mniej, ni więcej, tylko że cena dobra jest determinowana przez jego koszt. Ten, kto tak twierdzi, stawia się w jednym rzędzie z Adamem Smithem, Davidem Ricardo oraz – szok i niedowierzanie – Karolem Marksem i jego laborystyczną teorią wartości, będącą zwieńczeniem ślepego zaułku, w który wprowadził angloskaską ekonomię wspomniany Adam Smith (zresztą między innymi dlatego austriacy o wiele wyżej cenią sobie naukowy dorobek duchownych z Salamanki).

Ze wszech miar słuszne byłyby wybuchłe wówczas protesty Tomasza Urbasia, gdyby nie to, że parę minut wcześniej pan Urbaś twierdził, że podatek VAT jest podatkiem od wartości dodanej. Dla niezorientowanych: cała konstrukcja podatku VAT jako podatku od wartości dodanej oparta jest właśnie na założeniu „przerzucalności” podatków w przód, w związku z czym ostatecznym płatnikiem podatku VAT ma być, de lege, konsument.

A więc nie można jednocześnie negować twierdzenia o przerzucalności podatków i twierdzić, że podatek VAT jest podatkiem od wartości dodanej, jak uważa Tomasz Urbaś. Jednocześnie nie można powoływać się na Misesa czy Hayeka i twierdzić, że podatki są przerzucalne „w przód”, jak robi to JKM.

Właśnie tak wyglądało te 20 minut w programie Agnieszki Gozdyry. Korwin Mikke punktował, wytykając popularne ekonomiczne sofizmaty, np. gdy słusznie zauważał, że wskaźnik PKB nie jest narzędziem przydatnym w ocenie sytuacji gospodarczej (mógł także dodać, że okres powojennej prosperity w Stanach, na który powoływał się pan Urbaś, był w rzeczywistości okresem nadymania wielkiej bańki spekulacyjnej, która pękła ostatecznie z hukiem, co zresztą przewidział i opisał F.A. Hayek).

Cóż z tego, skoro w chwilę potem słynny „program” KNP został obnażony jako zwykła licentia poetica prezesa, który nie ma zielonego pojęcia o systemie finansów publicznych. Wg mnie był to kluczowy punkt tego programu.

Wbrew temu, co twierdzą niektórzy zwolennicy JKM, samo „będzie taniej” nie wystarczy. Praktyka demokratyczna wskazuje, że rządom udaje się przeprowadzić tylko te reformy, które są od A do Z przygotowane już zawczasu, gdy boje o głosy wyborców jeszcze się toczą.

Na szczęście KNP to nie tylko Korwin. Dziś, w mojej opinii, to przede wszystkim Przemysław Wipler i jego republikańskie zaplecze, którzy doskonale zdają sobie sprawę z opisanej wyżej zależności. Swoją wartość udowodnili chociażby przy okazji reformy deregulacyjnej i od tego czasu nie zwolnili tempa. Wiplerowi udało się zgromadzić wokół siebie ludzi, którzy będą stanowić zaplecze merytoryczne dla KNP. Zresztą nie jedyne, bo przecież nie można zapominać o innych think tankach, m.in. Centrum im. Adama Smitha, które również na bieżąco opracowuje projekty wolnorynkowych reform.

Jeżeli ktoś obawia się, że popierając KNP zdaje się tym samym na freestyle Korwina, to w moim przekonaniu może spać spokojnie. „Starszy pan z muszką” realizuje się w tym, co robi najlepiej, czyli w masakrowaniu kolejnych „pretendentów”. Za jego plecami są jednak ludzie, których interesują przede wszystkim konkrety, o czym wielu zarówno zwolenników, jak i przeciwników KNP, na co dzień zapomina.


* więcej o tej „subtelnej” różnicy chociażby w: M.N. Rothbard, „Ekonomia wolnego rynku”, rozdział 10 (tom III), Fijor Publishing, Chicago – Warszawa, 2008

Aha, zapraszam także do polubienia: www.fb.me/kosawolnosci

Maciej Kosicki

Maciej Kosicki - https://www.mpolska24.pl/blog/maciej-kosicki11

Kosa Wolności. Portal domowy: www.kosawolnosci.pl . UWAGA: zawiera dużą dawkę austriackiej szkoły ekonomii :)

Komentarze 7 skomentuj »

Optymista. Ja tam sądzę, że Wipler znowu się odbije o "wodza". Albo Korwin, albo zmiany.

Szczerze mówiąc też byłem sceptyczny, ale z krótkiej rozmowy z Wiplerem w ostatnim czasie wyniosłem wrażenie, że to facet, który się, brzydko mówiąc, w tańcu nie pierdoli. Daję mu kredyt zaufania

"okres powojennej prosperity w Stanach, na który powoływał się pan Urbaś, był w rzeczywistości okresem nadymania wielkiej bańki spekulacyjnej, która pękła ostatecznie z hukiem, co zresztą przewidział i opisał F.A. Hayek)."
Zdaje się, że za koniec tego okresu uważa się kryzys paliwowy w 1973 (szok egzogeniczny). Nie sądzę, by Hayek go przewidział.

Przepraszam, że cytuję tylko jeden fragment, ale jest piątek, wieczór, i mam nadzieję, że rozumie Pan, że nie mam zbyt wiele czasu na wertowanie biblioteczki ;)

Jesus Huerta de Soto; Pieniądz, kredyt bankowy i cykle koniunkturalne:

"Jednakowoż, lata 70 i pojawienie się stagfl acji to zarazem czas ponownego zainteresowania się ekonomią austriacką. Hayek otrzymał w 1974 roku Nagrodę im. Alfreda Nobla właśnie za badania nad teorią cyklu koniunkturalnego. Kryzys i stagfl acja lat 70. były w istocie „próbą ognia”, której keynesiści nie przeszli, a która przyniosła wielkie uznanie przewidującym od pewnego czasu te zjawiska teoretykom szkoły austriackiej. Jedyny ich błąd, jak przyznaje Hayek, polegał na początkowej błędnej ocenie czasu trwania procesu inflacyjnego, który, pozbawiony ograniczeń narzucanych przez dawne wymagania standardu złota, został wydłużony przez ponawianie ekspansji kredytowej i rozciągnął się na dwa dziesięciolecia."

Ciekawe opinie.
Podkreślam, że moje zarzuty ws ASE mają podstawę metodologiczną. Nie uznaję za zgodne z podejściem naukowym opieranie teorii ekonomicznej o niewerfikowalne empirycznie aksjomaty. Reszta mojego stanowiska to konsekwencje tego poglądu.

Czy mógłby wypisać Pan te aksjomaty, któe uważa Pan za podstawę ASE? Pozdrawiam

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.