Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Polska bez PIT'u

Piękne hasło, które w praktyce wygląda zdecydowanie mniej atrakcyjnie.

Polska bez PIT'u
Kiełbasa wyborcza w postaci obietnicy zniesienia podatku dochodowego dla wielu wygląda smakowicie. Co rusz w internecie można napotkać korwinistę, czy innego znachora od gospodarki, próbującego nam wytłumaczyć jak wspaniale na naszą gorączkę podziała solidna dawka arszeniku w postaci likwidacji podatku PIT. Zazwyczaj w dyskusji ze znachorem pojawiają się problemyi, na przykład gdy przychodzi do realnej dyskusji o liczbach. Niestety w większości przypadków okazuje się, że znawca ekonomii magicznej nie potrafi wskazać rzeczywistej wysokości wpływów podatkowych, nawet w dużym przybliżeniu. Co gorsza, trafiają się również przypadki, które są przekonane o tym, że znają tę sumę (operują kwotą 42 miliardów, bądź czasem 65 jeśli wliczyć CIT), nie uwzględniając w swoich kalkulacjach kwot, które w sposób bezpośredni trafiają do samorządów oraz odpisu na składkę zdrowotną.

Poziom skomplikowania polskiego systemu podatkowego jest na tyle duży, że już samo hasło - Likwidacja PIT nastręcza problemów w zdefiniowaniu. W chwili obecnej mamy w Polsce progresywno-regresywny system podatków osobistych. Zarabiając minimalną krajową, rzeczywista stopa opodatkowania wynosi 39%. Składają się na to ZUS, PIT, NFZ, etc. Jeżeli Polak taki ma dziecko, stopa spada do 35%. Zarabiając 3000 brutto (2156 na rękę, 3622 kosztu pracodawcy) stopa opodatkowania wynosi 40,5% i 36% przy 2 dzieci. Najwyższą stopę opodatkowania uzyskujemy zarabiając 9360 brutto (6500 na rękę, koszt pracodawcy 11300) 42,5%. Powyżej tej kwoty podatki stają się regresywne. Zarabiając 1 milion brutto rocznie na etacie (pomijam wszelkie optymalizacje podatkowe) stopa spada do 37,5%.

Likwidacja podatku PIT znacząco wpływa na wysokość podatków osobistych. Jeżeli potraktujemy ją literalnie, pozostawiając niezmienioną składkę zdrowotną, w rzeczywistości zastąpimy obecny podatek PIT podatkiem liniowym 9%, bez prawa do żadnych ulg. W sytuacji takiej rzeczywista stopa opodatkowania człowieka zarabiającego minimalną krajową wyniesie 35%, niezależnie czy posiada dzieci, podobnie jak zarabiającego 3000 brutto, czy 9360 brutto, powyżej której to kwoty, z racji limitu kwoty na składki społeczne rzeczywista stopa opodatkowania spadałaby do 17% przy zarobkach na poziomie miliona rocznie brutto, by dalej spadać. Brak dochodów PIT zmniejszyłby budżet centralny i budżety samorządów łącznie o około 75 miliardów złotych. Z tego 42,5 miliarda w budżecie centralnym oraz 32,5 miliarda w samorządach. Jakkolwiek teoretycznie samorządy otrzymują ponad 49% dochodów z PIT, w budżecie centralnym pojawiają się jeszcze sumy z podatku od zysków kapitałowych.

Niestety nie usłyszałem nigdy od żadnego korwinisty jak miałyby w rzeczywistości wyglądać cięcia w budżecie. Kierując się więc stereotypem ukształtowanym przez osobiste wywody Janusza Korwin-Mikkego spróbuję ciąć jak leci, całymi działami z projektu budżetu. Już na pierwszej pozycji jest problem, rolnictwo. Cięcie całych wydatków na rolnictwo i łowiectwo oznacza bowiem zatarg z unią i koniec dotacji rolnych, na które również z budżetu idzie kasa. Załóżmy, że te 23 miliardy ze wspólnej polityki rolnej chcielibyśmy jednak dostać. Pozostaje 3,5 miliarda które można obciąć. Tniemy dalsze pozycje, leśnictwo, rybołówstwo (co z tego, że węgorza na Mazurach to tylko rosyjskiego się będzie dało zjeść), górnictwo... no dobra, może uda się ich rozpędzić armatkami wodnymi zanim zaczną rzucać ładunkami wybuchowymi. Transport i łączność... i problem. Infrastrukturę trzeba jakoś utrzymać. Przyjmijmy, że uda się obciąć o połowę. Razem z poprzednimi i rolnictwem 9,5 miliarda potencjalnych oszczędności. Z gospodarki mieszkaniowej bez zrywania umów wszystkich RNS czy MDM wycofać się nie w przeciągu kilkunastu lat. Tniemy turystykę, działalność usługową, informatykę (chrzanić informatyzację sfery publicznej). Następna nauka, chrzanić polską naukę, niech cała odbywa się w sferze prywatnej. Administracja? Zredukujmy koszty o 80%. Urzędy naczelnych organów, kontroli sądownictwa? Zmniejszmy o połowę. Wydatki na obronę zostają, dotacja dla ZUS i KRUS też musi. Bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości też, w szczególności, że znaczną ich część stanowią nietykalne emerytury. Jeżeli nie chcemy nagle zamknąć naszych granic na wszelki handel, obsługa długu również musi pozostać. Różne rozliczenia to głównie edukacja i dotacje dla samorządów, tym się jednak trzeba będzie zająć od strony budżetów gminnych. Przyjmijmy, że przynajmniej w początkowym okresie oświatę, szkolnictwo wyższe oraz służbę zdrowia również pozostawimy bez zmian. Obetniemy cały dział pomocy społecznej oraz "pozostałych zadań w zakresie polityki społecznej" cokolwiek by to miało znaczyć. Właściwie to obetnijmy już wszystko co pozostało w projekcie budżetu, w tym kulturę, dziedzictwo historyczne, sport i środowisko. Łącznie oznacza to sumę cięć na kwotę przeszło 43 miliardów złotych. Mniej więcej tyle co do budżetu wpływa z podatku PIT. Pozostają 32 miliardy, do znalezienia oszczędności w budżetach samorządów.

Przykładowo, w budżecie miasta Krakowa, dochody z podatku dochodowego przekraczają 45%, w Poznaniu 50%. Podobnie jest w niewielkich miasteczkach, ponieważ rolnik podatku dochodowego nie płaci i go rybka, czy podatek taki jest, na wsiach udział ten spada nawet do 20-10%. Spróbujcie jednak znaleźć w budżecie miasta Krakowa znaleźć oszczędności na 45%. W szczególności gdy po stronie dochodów miasta odejmiecie to co już wycięto w budżecie centralnym, a przez różnego rodzaju subwencje czy dodatki inwestycyjne spływa do budżetu miasta. Puszczając ścieki po dziurawych ulicach miasta, przy zgaszonych latarniach, zamkniętych muzeach i zdemolowanej przestrzeni publicznej odkrywamy, że potrzebujemy cięć w edukacji i służbie zdrowia. W służbie zdrowia byłoby głupio, gdyż wciąż pobieramy 9% podatku dochodowego od każdego obywatela pod nazwą składki zdrowotnej. Pozostaje więc edukacja.

Cięć w edukacji możemy dokonać na wiele sposobów. I tak już 30% Polaków nie zdaje matury, a nic tak nie poprawia jakości produktu jak cięcie wydatków. Gdyby tak na przykład zmniejszyć subwencję oświatową o jedną czwartą, która to subwencja i tak nie wystarcza na wszystkie nauczycielskie pensje, równocześnie zlikwidując obok nauki także całe państwowe szkolnictwo wyższe to może udałoby się zamknąć budżet z deficytem na granicy 3% PKB. Odpłatne studia z pewnością nie przeszkodzą w kształceniu tak obecnie potrzebnych kadr technicznych dla polskiej gospodarki. Co na tym zyskamy?

Zarabiający minimalną krajową, posiadający dziecko nie zyska bezpośrednio nic. Podobnie nic nie zyska rolnik. Zarabiający 3000 brutto zyskają tylko pod warunkiem, że posiadają mniej niż dwójkę dzieci. Kadra menadżerska i inżynierowie odczują już pewną zmianę w portfelu, ich dochody netto wzrosną bowiem o około 10%. Zwiększy się ich zdolność kredytowa i z pewnością pomogą sektorowi budowlanemu utrzymać bańkę spekulacyjną na rynku nieruchomości. Znacząco zyskają Ci co zarabiają najwięcej. Polska stanie się dla nich gorszą wersją raju podatkowego. Nie spowoduje to jednak masowej ich imigracji do kraju. Wciąż pozostaje CIT, a do raju brakować będzie bowiem również likwidacji składki zdrowotnej. To jednak wymagałoby już jednak cięć na dalsze 25 i 60 miliardów złotych. Pominę już całkowicie kwestię zależności VAT od wartości ekportu, osoby znające się na temacie z pewnością rozumieją dlaczego nierozsądnym jest oparcie budżetu państwa, w tym wypłat emerytur i spłaty odsetek od długu głównie na podatku VAT.

Ogólnie jak na to patrzę, to wolę by ten PIT już lepiej pozostał.
Data:
Kategoria: Gospodarka
Komentarze 36 skomentuj »

Spojrzenie tylko w jedną stronę. Widzisz to wszystko trochę z perspektywy państwa opiekuńczego, że we wszystkie rejony gospodarki państwo musi maczać swoje macki i dotować, a to nieprawda. Zapomniałeś też o tym, że ta kasa z podatku dochodowego od pensji zwyczajnie nie znika, a przynajmniej nie w 100%. Ta kasa zostając realnie w portfelach i składa się na wydatki ludzi. Ludzie wydając pieniądze na zakupy płacą VAT, czyli kasa tak czy siak jest w dużej części odzyskiwana. Druga sprawa, że jak sam zauważyłeś nie da się znieść podatku dochodowego bez wielu innych reform, również tych administracyjnych. Całość będzie działała i wpływy do budżetu będą wystarczające tylko w przypadku zmiany całego systemu, a nie wycięcia z niego tylko kawałka w postaci podatku dochodowego. To tak jak puzzle, kiedy wyjmiesz z nich kilka elementów to nie ma obrazka.

Nie będzie żadnego zwiększenia wpływów VAT z tytułu zwiększonej konsumpcji. Przynajmniej nie w przeciągu kilku lat. Tekst jak najbardziej jest spojrzeniem w jedną stronę, na postulat likwidacji PIT przez pryzmat polskiego systemu podatkowego i wydatków budżetowych. Sam jednak fakt, że ktoś postuluje likwidację PIT, zamiast na przykład likwidacji składki zdrowotnej, daje mi świadectwo tego, że nie zna on ani systemu podatkowego, ani struktury wydatków budżetu państwa, jakim teoretycznie jest III RP.

Za zwiększonym konsumpcjonizmem idzie wiele dobrego dla gospodarki, jak chociażby mniejsze bezrobocie. W ogóle o tym autor nie wspomina. Proponuję PIT 60%, a tych, którzy mówić będą o jego zmniejszeniu do 40% nazwać korwinistami.

Wspomina się o dotowaniu wielu dziedzin Państwa, więc nie ma się co spodziewać rozważenia chociażby tezy o likwidacji PIT.

Proponuję streścić artykuł jednym słowem -> "Socjalizm".

Chciałbym również poznać opinię autora tekstu, na temat propozycji Centrum im. Adama Smitha dla firm, tj. 1% od przychodu.

PS. Dodam, że chciałbym, choć nie upieram się przy likwidacji PIT, ale jego chociażby sporym zmniejszeniem. Autor po prostu nie potrafi sobie świata bez tego podatku wyobrazić (na podstawie przedstawionych argumentów). Nie wspomina nawet o koszcie jego ściągania i problemów, jakie przysparza.

Mam coraz poważniejsze problemy z akceptacją braku umiejętności czytania ze zrozumieniem, w szczególności u osób uważających się za inteligentne. W artykule odniosłem się jedynie do obecnego kształtu rzeczywistości podatkowej i budżetowej w Polsce.

To nie jest problem z czytaniem ze zrozumieniem tylko tekst bierze za mało czynników pod uwagę, jak dotąd wszyscy właśnie na to zwracają uwagę. Nie można zmienić tylko jednego elementu układanki i próbować wpasować go w obecnie obowiązujące realia. Ten tekst jest jak tania propaganda ujęta tylko z jednej, płytkiej perspektywy. Patrzysz na wszystkie sektory tak, jakby ta kasa, która tam idzie byłaby niezbędną, nie myślisz nawet o tym, że może brak chociażby samego podatku dochodowego skutkowałby rozwojem każdej z tych branż i jednocześnie mniejszym dojeniem państwa w każdym sektorze, to przecież zbyt trudne. Idąc taką prostolinijnością rodem z tabelki w excelu wyliczymy, że każde podniesienie podatków będzie skutkowało większym wpływem do budżetu. Czasem mam wrażenie, że decyzja o podniesieniu podatków właśnie rodzi się w trzech kolumnach excela.

Proszę mi wskazać czynniki, których nie biorę pod uwagę. Boom po zniesieniu PIT? Z czego ten boom ma wynikać jak spowoduje tylko i wyłącznie zwiększanie ilości oszczędności przez najwięcej zarabiających? Jeżeli nawet kapitał posiadany przez Polaków dzięki temu zacznie narastać dwukrotnie szybciej (zamiast 50-60 miliardów rocznie, 120) to i tak poziom oszczędności Amerykanów (obecnych oszczędności) osiągniemy za 25 lat.

Nie przedstawiam się za inteligenta i proszę mnie nie obrażać.

Skoro powołuje się Pan na Korwinistów (również ich obrażając), to proszę porównywać ich postulaty w całości, tj. likwidację PIT z ograniczaniem kosztów i zmianą/modyfikacją obecnego ustroju.

Poprzedni artykuł o nieruchomościach i PiS był całkiem niezły, ale w tym pojechał Pan po łatwości. Mamy wolność słowa, ale i komentarza (gdy się nie obraża i ocenia kogoś inteligencję na podstawie wyciągania przez kogoś innych wniosków).

Za obraźliwy język przepraszam. Poświęciłem kilka dni na to by przygotować powyższy artykuł. Zrobiłem wszystko co w mojej mocy, by w zrozumiały sposób odnieść te postulaty do obecnej sytuacji gospodarczej. Postulaty KNP, jeżeli za nie uznać tezy stawiane przez Pana Artura Mryczko, już kiedyś tłumaczyłem dlaczego są całkowicie błędne. Opracowane na podstawie wywiadu z prof. Rybińskim i opracowania Republikan za 2012 rok. Cięcia wydatków na infrastrukturę, których w rzeczywistości nie ma, kilkukrotnie zawyżone wartości całych działów w obecnym budżecie, kilkukrotnie dokonywane te same cięcia (turystyka, powiaty, administracja).

Panie Talar
1. odpisujac na panskie motto - prosze nie robic sobie krzywdy i przestac
2. panskie artykoly sa tak monotonne i plytkie, bez faktow, przeliczen, itp. ze az strach czlowieka sciska jak czyta takie brednie
3. kazda opinia ktora nie zgadza sie z panska jest traktowana przez pana jako glupia oraz atak na panska osobe
4. prosze skonczyc z ta demagogia, ludzie mysla sami, nie musi im pan nic tlumaczyc, za to panu powinno sie wytlumaczyc pare rzeczy - w przypadku tego artykolu pare podstawowych praw ekonomi

ps. przepraszam za brak polskich liter ale az sie zarejestrowalem, bo pisanie takich glupot powinno byc karalne

Ad. 1. Czyli nie mam prawa już nawet do własnego zdania? Mam wyznawać Korwina niezależnie od tego jakie kłamstwa opowiada?

Ad. 2. Powyższy artykuł stanowi w zasadzie jedno wielkie przeliczenie oparte na faktach z oficjalnych dokumentów rządowych.

Ad. 3. Nie każda, która nie zgadza się z moją opinią, a te które nie zgadzają się z podstawowymi danymi liczbowymi podawanymi przez ministerstwo finansów czy inne oficjalne organy.

Ad.4. Niestety ludzie sami nie myślą, czego korwiniści są najlepszym przykładem. Oburzają się o to, że ktoś przytoczył im rzeczywiste liczby.

P.S. Za brak polskich liter nie ma co przepraszać, ale przykładowo "atykoly" cierpią na zdecydowanie większy problem niż brak polskich literek.

przepraszam za literowki, zdaza mi sie czasami, nie przeczytalem moja wina.
odnosnie faktow i gdzie ciac
dane za 2012 [ za 2013 pewnie wygladaj podobnie, nie chcialo mi sie szukac, wiec na szybko ]
Dochody:
http://www.nik.gov.pl/plik/id,5127.jpg
Wydatki:
http://www.nik.gov.pl/plik/id,5113.jpg

i gdzie ciac ? przeciez to sie rzuca w oczy nawet "slepemu"
210 mld rocznie idzie nie wiadomo gdzie. bo ani sluzby zdrowia nie mamy dobrej, ani drog, ani policji, o wojsku juz nawet nie wspomne, sadownictwo to juz wogole nie wiem za co bierze kase [ 7 lat walki z sedziami lokalnymi i wojewodzkimi bo debile przepisow i ustaw sie nauczyc nie umieja ]. a reszta to nasza ukochana administracja. to ja sie pytam gdzie te 210 mld rocznie idzie ?

ps. korwinista nie jestem i z wieloma rzeczami sie nie zgadzam z Korwinem, ale jak na razie jedyny czlowiek ktory mowi z sensem i nie wali demagogia, ktora tak mnie urzekla w panskim artykole

nie zdazylem dodac
z tych dotacji to jedyne co dobre wyszlo to nasze rolnictwo ktore jest doceniane za granica, bo nie w polsce

a tu troszke dokladnijsze dane
http://www.mapawydatkow.pl/wp-content/uploads/2012/08/mapa-wydatkow-2012-2A0-fin_72dpi.jpg

ciac mozna na rozne sposoby w roznych sektorach, ale to nie sztuka
sztuka to jest zreorganizowac to zeby zaczelo dzialac tak jak powinno
pan tak narzeka na Korwina, niech mi pan pokaze jednego polityka ktory odwznie przed wyborami mowi ze trzeba uciac tu czy tam, jednego, wiekszosc tylko obiecuje groszki na wierzbie i trzyma sie z dala od powaznych rzeczy zeby czasem poparcie nie spadlo

Najprostszym i najłatwiejszym cięciem wydaje się likwidacja dopłat do transportu, 30 mld w kieszeni podatników.
No może niezupełnie, bo oznacza to iż każdy dorosły Polak z własnej kieszenie ten tysiąc na transport będzie musiał wyłożyć a biorąc po uwagę ,że znaczna część korzysta z niego w sposób marginalny śmiem obstawiać kwotę 2 tysiące dla aktywnego użytkownika komunikacji publicznej.
Co do służby zdrowia jej stan jest pochodną dezorganizacji i wielkości środków na nią przeznaczanych. W niemal modelowym przykładzie Singapuru, z przewagą płatności prywatnych na jej rzecz, jej koszty są sześciokrotnie wyższe niż w Polsce.
Ma tu więc zastosowanie prosta zasada masz to za co płacisz.
http://forsal.pl/galerie/789193,zdjecie,1,bloomberg-najbardziej-efektywna-sluzba-zdrowia-galeria.html

Zamiast przeglądać ustawę budżetową. Sprawdziłbym wykonanie tego budżetu.

Singapur jest wielkości Warszawy.

osobiście opieram się na tym http://www.mf.gov.pl/ministerstwo-finansow/dzialalnosc/finanse-publiczne/budzet-panstwa/ustawy-budzetowe/2014/projekty-ustawy W 324 miliardach wydatków budżetu centralnego nie ma ani NFZ (tylko 7,3 miliarda dotacji i wydatków jednostek budżetowych). Wydatki na infrastrukturę i tak idą z innych środków (w budżecie zaledwie 7,4 miliarda na transport i łączność jest). Największe obciążenia dla budżetu to dopłata do ZUS i KRUS(składki społeczne pokrywają zaledwie 2/3 obecnych wypłat),składka UE, subwencja oświatową i wyrównawcze, odsetki od zadłużenia i obrona narodowa. Dają one łącznie 224 miliardy wydatków. Dodając szkolnictwo wyższe, bezpieczeństwo i sądownictwo uzyskujemy łącznie blisko 260 miliardów.

Zgoda.
Tyle że Singapur jest jednym z niewielu organizmów gdzie idee wolnorynkowe są realizowane w znacznym stopniu. Wszystkie te organizmy maja charakter państw miast, nie jest mi znana jakaś większa struktura.
Jak widać mrzonka „półdarmowej” wolnorynkowej służby zdrowia nie znajduje tam odzwierciedlenia mimo ,że 70% kosztów pokrywają sami pacjenci.

Przecież jeszcze nie tak dawno, były czasy kiedy nie było podatku dochodowego i nikt sobie z tego powodu żył nie ciął. Nasz system podatkowy działa jak kula śniegowa. Państwo ma coraz więcej potrzeb więc coraz głębiej sięga do kieszeni swoich obywateli. Podziwiam, że pan to pochwala.

Od tego czasu pojawił się system emerytalny, asfaltowe drogi i parę innych wynalazków. Nie pochwalam podatku dochodowego, chciałem tylko pokazać na rzeczywistych liczbach, że postulat likwidacji PIT przy obecnym kształcie jest całkowicie bez sensu i każdy kto używa tego określenia, zamiast reformy systemu podatkowego jest demagogiem bez wiedzy.

Dodam jeszcze, że do wprowadzenia podatku dochodowego w USA większość budżetu federalnego pochodziła z ceł.

W końcu sensownie. Proszę wskazać osobę, która chce zniesienia PIT przy obecnym kształcie.

Dla mnie ten wpis jest wartościowy choćby z powodu, że pokazuje ludziom skalę wyzwania jakie czeka kogoś kto będzie chciał zlikwidować PIT, bo łatwo sobie rzucić, ale od tych co mają takie zamiary oczekiwałbym przedstawienia gdzie i co tniemy, jakie to będą kwoty, i jakie będą koszty alternatywne.
Dlatego Grzesiek bardzo dobry wpis, niezależnie od tego jak bardzo niektórym ciśnienie podniosłeś. Obywatel świadomy, obywatel myślący to ważne.

Właśnie, co z tego, skoro myśli inaczej? ;-)

Fajnie by było, gdyby autor z tak szeroką wiedza sam zaangażował się w tworzenie propozycji reformy systemu podatkowego. Propozycji w sensie ustaw, albo chociaż założeń. Czy to jest krytyka dla samej krytyki? Oczywistym jest że większość Polaków nie rozumie w ogóle systemu podatkowego, oraz struktury przychodów i wydatków państwa. Pan Grzegorz jak widac duzo rozumie (więcej ode mnie na ten przykład). Zachęcam do działania politycznego. Serio.

Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć ludzi, którzy wyznają niezachwianą wiarę w nienaruszalność budżetu państwa. Tymczasem budżet to jedynie instrument finansowania polityku rządu - nic więcej. Budżet nie jest stałą kosmologiczną - to człowiek stworzył budżet i człowiek może go zmienić.

A co do meritum - już sam artykuł pokazuje, że obecny system podatkowy jest skomplikowany do granic absurdu. Pomysł likwidacji PITu jest niepełny, bo powinno się mówić o zlikwidowaniu podatku od pracy (w tym składki ZUS) i przeniesieniu ciężaru utrzymania państwa z ludzi pracy na np. kapitał czy rentierów.

Naprawianie obecnego systemu to jak opróżnianie basenu olimpijskiego łyżeczką do herbaty. Z tą różnicą, że to drugie działanie na pewno kiedyś przyniesie skutek.

Poniekąd ma Pan rację. Kiedy jednak zobaczymy jak niewielki kapitał posiadają w rzeczywistości Polacy (transformacja ustrojowa i hiperinflacja stanowiły zbrodnię przeciwko narodowi polskiemu) okaże się, że niemożliwe jest takie opodatkowanie kapitału, by wystarczyło na zaspokojenie chociażby podstawowych potrzeb państwa.

Niemożliwe. Czy zatem wg Pana jesteśmy na równi pochyłej i NIC nie powinnismy robić? Czy zamiast krytykować niedoskonałe propozycje Republikanów i ogólne tezy Korwina nie lepiej do nich dołaczyć i coś wspólnie poprawić? Mamy czekać aż krew się poleje na ulicach?

A gdzie zostało napisane, że nic nie należy robić? Wskażesz im?

Niemożliwym jest w polskich warunkach gospodarczych przenieść całego obciążenia podatkowego z pracy na kapitał. Możliwe są natomiast daleko posunięte reformy. Co czas jakiś publikuję teksty stanowiące bazę dla takiego programu. Sam program również mogę spróbować skompilować w jednym tekście, ale z całą pewnością będą w nim daleko posunięte skróty myślowe.

Z czego wynika twierdzenie o niemożliwości? Większość koncernów nie płaci w Polsce podatków w ogóle poza podatkami od pracy zatrudnionych osób. Czemu nie mogłyby płacić podatku od kapitału? Albo 1% od obrotu?

Z jednej strony "daleko posunięte reformy", z drugiej - nie możemy nic ruszyć, bo nic się nie da. Wie Pan - zjeść ciastko i mieć ciastko, tego się nie da pogodzić.

Zresztą, to nie o szczegóły chodzi, ale o kierunek. Ja jestem zwolennikiem podatków prostych i przejrzystych, a do takich PIT ani CIT nie należą. Komplikowanie już skomplikowanego systemu prowadzi donikąd.

Opodatkowanie kapitału, to w pierwszej kolejności opodatkowanie dochodów kapitałowych, czyli wolniej rosnące oszczędności. Podatek obrotowy to zupełnie inna sprawa. Niesposób sobie jednak wyobrazić by stanowił on podstawę budżetu państwa z racji wielkości wpływów.

Podatek nie powinien zależeć od liczby dzieci na wychowaniu. Więc składka zdrowotna moze pozostać na obecnym poziomie.

Osobiście kierowałem się tym http://www.mf.gov.pl/ministerstwo-finansow/dzialalnosc/finanse-publiczne/budzet-panstwa/informacje-budzetowe/udzial-jednostek-samorzadu-terytorialnego-jst-we-wplywach-z-podatku-dochodowego-pit Jeżeli obecne prognozy są tak złe (10% mniejsze wpływy niż w zeszłym roku?) to znaczy, że deficyt w budżecie centralnym będziemy mieli dużo większy niż planowane 48 miliardów.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.