Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Postęp cywilizacyjny,

gdy zamiast czołgów używasz do walki wrogiego społeczeństwa.

Chociaż stwierdzenie Clausewitza, że wojna jest jedynie kontynuacją polityki prowadzoną innymi metodami jest powszechnie znane, niewiele osób w rzeczywistości rozumie co z tego wynika. Przyczyną takiego stanu rzeczy, jest ogólny brak świadomości tego czym jest wojna i jakie są jej rzeczywiste cele.

Kiedy ktoś mówi o wojnie, naszym pierwszym skojarzeniem są żołnierze w mundurach, strzelający do siebie nawzajem. Dla osób bardziej wrażliwych jest to głodne dziecko w gruzach domu rodzinnego, czy zapłakany człowiek, tulący do siebie zmarłą, bliską mu osobę. I chociaż to właśnie wrażliwość powinna pomóc w zrozumieniu tego, jak bardzo powinniśmy poszerzyć dzisiaj definicję wojny, to osoby bardzo racjonalnie i bez emocji patrzące na świat lepiej rozumieją fakt, że żyjemy w czasach wojny totalnej, której fronty dostrzec możemy nie tylko w telewizji, ale przede wszystkim na naszych kontach bankowych, w sklepie, czy w drodze do pracy. Nie inaczej wygląda sytuacja na Ukrainie, a tylko naiwny człowiek może stwierdzić, że w Kijowie trwa wojna domowa.

Właściwie każda wojna ma podłoże ekonomiczne. Czy mamy do czynienia z konfliktem, którego celem jest rewizja granic, czy celem jest dominacja polityczna, w efekcie zawsze chodzi o poprawę sytuacji ekonomicznej. Nawet jeśli mówimy o wojnach religijnych, ich aspekt ekonomiczny nie może być pominięty. Najlepiej widać to na przykładzie reformacji, której głównym celem przecież było wywłaszczenie Kościoła. Należy pamiętać także, że system etyczny, który bezpośrednio wynika z religii, stanowi podstawę systemu ekonomicznego.

Wróćmy jednak do sytuacji na Ukrainie. Ktoś powinien, w końcu uświadomić polskiemu społeczeństwu, że bierze ono czynny udział w wojnie. Co więcej, czynny udział biorą także, właściwie jako jedyne w świecie, nasze władze. Opowiadając się po stronie protestujących, a co za tym idzie, za integracją Ukrainy z Unią Europejską, Polska w sposób jawny dąży do rewizji granic europejskich. Warto jednak zastanowić się nad uzasadnieniem takiej postawy. Oczywiście, możemy przyjąć punkt widzenia mówiący, że motywuje nas troska o dobro obywateli Ukrainy, że naszym celem jest demokratyzacja Ukrainy i dobrobyt jej mieszkańców. Mając doświadczenie wspaniałego skoku cywilizacyjnego i ekonomicznego, który dokonał się w Polsce po przystąpieniu do UE, pragniemy tego samego dla naszych ukraińskich braci. Przecież gdyby nie Unia Europejska nie mielibyśmy w każdej gminie boiska sportowego, gdyby nie Unia Europejska nadal używalibyśmy szkodliwych dla środowiska żarówek. Nie mielibyśmy wreszcie możliwości sprawowania opieki nad europejskimi starcami, czy też zmywania ich brudnych naczyń.

Osobiście nie dziwi mnie fakt, że żaden z polskich polityków nie mówi wprost o polskich interesach związanych z integracją europejską Ukrainy. Po pierwsze, zdecydowanie łatwiej jest grać na uczuciach, niż mówić o rzeczywistych korzyściach. Po drugie, każdy specjalista od manipulacji Wam powie, że traktując rozmówcę jak dziecko sprawiasz, w szczególności gdy ten nie ma możliwości w sposób bezpośredni zareagować, że ten zaczyna tak się zachowywać. Gdyby którykolwiek z polityków zaczął mówić wprost o potencjalnych korzyściach z integracji Ukrainy z UE, okazałoby się, że musiałby stanąć przed konkretnymi argumentami merytorycznymi w sposób ewidentny kwestionującymi te korzyści.

Kraje Europy Zachodniej zyskały bardzo wiele na naszym członkostwie w UE. Nie tylko zyskały tanią siłę roboczą, pozytywny impuls demograficzny w postaci młodych ludzi skłonnych do asymilacji. Państwa zachodnie zyskały również nowe rynki zbytu dla swoich towarów. Dotacje unijne stanowią doskonały sposób na stymulację gospodarek krajów "dotujących". Podczas gdy interwencjonizm państwowy i bezpośrednie wsparcie władz dla rodzimych przedsiębiorstw bardzo często wiąże się z impulsem inflacyjnym, w sytuacji gdy wykorzystywany jest mechanizm taki jak w przypadku dotacji europejskich właściwie cały koszt ponosi dotowany. Deindustrializacja w Polsce sprawiła, że przedsiębiorstwa korzystające ze środków unijnych wydawały pozyskane pieniądze na zakup sprzętu pochodzącego ze starych krajów UE. Tym samym kraje te stymulowały popyt na własne towary, co przy wolnych mocach przerobowych nie powodowało wzrostu cen towarów. Zupełnie inaczej kształtowała się sytuacja w nowych krajach członkowskich. Zastrzyk gotówki nie tylko spowodował wzrost cen, ale również wymusił gwałtowny wzrost zadłużenia.

Chociaż wiele osób stara się tak przedstawić sytuację, Polska nie może zyskać na integracji europejskiej Ukrainy tyle co zyskały Niemcy, Francja czy Wielka Brytania na naszym członkostwie. Wynika to z faktu, że w chwili obecnej nasz kraj jest praktycznie całkowicie pozbawiony przemysłu. Rzeczywistym beneficjentem tego stanu rzeczy będą znowu Niemcy. To właśnie niemieckie towary będą kupować ukraińscy przedsiębiorcy, to właśnie w niemieckich firmach będą pracować Ukraińcy jako tania siła robocza. Polacy jeszcze do tego się dołożą z własnych kieszeni. Taką właśnie sytuację mogliśmy zaobserwować w przypadku takich krajów jak Grecja czy Hiszpania, po przystąpieniu nowych krajów do UE. System ten nie działa bowiem w ten sposób, że na dotowaniu nowych członków zyskują głównie Ci, którzy jeszcze przed chwilą byli dotowani. Główne korzyści zawsze będą czerpać na tym systemie najsilniejsi.

Musimy zrozumieć, że nasz udział w wojnie na Ukrainie, to walka o cudze interesy. Chociaż możemy współczuć zniewolonym Ukraińcom, chociaż obrazy z Majdanu mogą nam przypominać nasze doświadczenia ze stanu wojennego, musimy pamiętać o tym, że integracja Ukrainy z UE odbędzie się naszym kosztem. Nie możemy w tak bezmyślny sposób realizować cudzych interesów. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy pozostać bierni. Powinniśmy dokładnie przeanalizować możliwe rozwiązania i dążyć do tego, by w przypadku zwycięstwa protestujących nie nastąpiła sytuacja, która w chwili obecnej jest najbardziej prawdopodobna. Śmiem się założyć, że w przypadku integracji Ukrainy z UE, główne korzyści odniosą Niemcy. Polska natomiast w takiej sytuacji zostanie postawiona w roli kozła ofiarnego. Nie tylko zapłacimy za tę integrację, dotując tym samym przemysł niemiecki. W oczach Ukraińców, co patrząc na obecne ich nastroje wydaje się oczywiste, staniemy się winowajcami wszystkiego złego, co wiąże się z członkostwem w Unii Europejskiej. Podobnie jak w chwili obecnej większość Polaków wini Greków czy Hiszpanów za kryzys w Unii, my będziemy winowajcami dla Ukraińców.
Data:
Kategoria: Gospodarka
Komentarze 12 skomentuj »
Paweł Krzyżanowski 10 lat 3 miesiące temu

ale oni nie będą członkiem tylko będą stowarzyszeni jak Turcja i Maroko. I skąd ten pesymizm. Tak jakbyś nie wierzył w zmiany w Polsce. A reszta właśnie od tego będzie zależała.

Zmiany w Polsce przy obecnej sytuacji w Unii Europejskiej są niemożliwe. Umowa stowarzyszeniowa to wstęp do członkowstwa. Tak też realizowano to w Polsce. Umowa stowarzyszeniowa w większym stopniu przyczyniła się do deindustrializacji niż samo członkowstwo, co więcej członkostwo było możliwe tylko w przypadku dokonania deindustrializacji.

Paweł Krzyżanowski 10 lat 3 miesiące temu

Grzegorz Talar dla Węgier jednak jest możliwe. Turcja na tym skorzystała ... i Ukraina tez pewnie będzie wiecznie stowarzyszona bo UE czeka jeszcze 10 lat kryzysu i degradacji. Dlatego trzeba zadbać o zmiany u Nas, żebyśmy do tego nie dopuścili. Jest to owszem trudna sytuacja, ale do wyboru jest Moskwa, która będzie nawet cenami i cłami zarządzała centralnie. To dopiero mogą ich położyć. A będą chcieli bo panicznie będą się budować przeciw Chinom i będą chcieli to zrobić kosztem innych ...bo przecież oligarchowie nie zrzekną się przywilejów. Niestety Ukraińcy muszą się przemęczyć i wywalczyć, ale innej drogi nie ma. To samo tyczy się Polski.

Paweł Krzyżanowski Przyznam szczerze, że casus Węgier mnie nie do końca przekonuje. Nie to żebym krytykował zmiany tam przeprowadzane. Po prostu wietrzę w tym podstęp. Węgry są na tyle małą gospodarką, że UE może sobie pozwolić na frywolne postępowanie Orbana. Kiedy by się okazało, że inni chcą podążyć ich przykładem, to sprawy potoczyłyby się innym tokiem. Może to teoria spiskowa, ale w końcu Orban był podopiecznym i uczniem tych samych mentorów, którzy wychowali nam zdRadka. W kwestii Turcji nie będę się wypowiadać szerzej. Ostatnie przejścia związane z kryzysem, tąpnięcie waluty, mogą świadczyć o tym, że jednak ich sytuacja nie jest tak kolorowa. Tak drastyczne podniesienie stóp procentowych, jeśli potrwa dłużej doprowadzi do ruiny przemysłu większej niż lata 90te w Polsce.

Paweł Krzyżanowski 10 lat 3 miesiące temu

Grzegorz Talar oczywiście, że będą chcieli Nas powstrzymać i możliwe, że na koniec UE Niemcy obudzone z długiem i problemem z rynkiem zbytu będą chciały znów wojną cofnąć Europę do epoki kamienia(a przy okazji rozwiązać problem Muzułmanów) ...ale to ma Nas powstrzymywać? Musimy ich czymś zaskoczyć.

Paweł Krzyżanowski Niemieckie długi nie stanowią dla nich większego problemu. My w chwili obecnej mamy niewielkie pole do manewru. Na władze centralne nie ma co liczyć. Jedyne co możemy robić to działać w samorządach starając się możliwie ograniczać marnotrawstwo i maksymalizując korzyści z tego co mamy.

Paweł Krzyżanowski 10 lat 3 miesiące temu

Grzegorz Talar dzisiaj nie mają a jutro? Zobowiązań dosyć dużo, a Chiny wchodzą do Europy Środkowej, żeby podkopać konkurenta w eksporcie. Pytanie kto da radę Chiny czy Niemcy. Ale nie ma co się na nich oglądać.

Tomasz Włodarczyk 10 lat 3 miesiące temu

"Wróćmy jednak do sytuacji na Ukrainie. Ktoś powinien, w końcu uświadomić polskiemu społeczeństwu, że bierze ono czynny udział w wojnie. Co więcej, czynny udział biorą także, właściwie jako jedyne w świecie, nasze władze. Opowiadając się po stronie protestujących, a co za tym idzie, za integracją Ukrainy z Unią Europejską, Polska w sposób jawny dąży do rewizji granic europejskich."

Na chwile obecną możemy tylko mówić co najwyżej o rewizji strefy wpływów, a nie o rewizji granic. Rewizja granic może nastąpić dopiero jak Ruskie wkroczą do wschodniej Ukrainy, a UE będzie ciągle "zaniepokojona" tą sytuacją.

Umowa stowarzyszeniowa, a w jej konsekwencji integracja z UE również jest rewizją granic.

Tomasz Włodarczyk 10 lat 3 miesiące temu
+1

Grzegorz Talar nawet jak by podpisali umowę stowarzyszeniową, to do wejścia do Unii droga długa, być może dłuższa niż żywot Unii ;)

Tomasz Włodarczyk Deindustrializacja Polski również miała miejsce z powodu umowy stowarzyszeniowej, gdy doszło do integracji było już posprzątane. Rozpad UE z perspektywy Niemców nie jest taki niekorzystny. Do Mitteleuropy brakuje im tylko Ukrainy.

Tomasz Włodarczyk 10 lat 3 miesiące temu

Grzegorz Talar tu się zgodzę, deindustralizacja jest bardzo dużym ryzykiem i pewnie byłaby nieunikniona, chociaż miałbym nadzieję, że Ukraińcy nie popełnili by naszych błędów /niepoprawny optymista jestem/

Konsekwencja Niemieckiej polityki jest porażająca :/

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.