Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Szykanowano mnie, a teraz będą zastraszać?

Wszyscy czytelnicy Blogosfery Newsweeka zauważyli, a na Nowym Ekranie pragnę o tym poinformować Szanownych Państwa, że włączyłem się bardzo aktywnie w rozpracowanie tego, co się dzieje w Miliczu. Sprawa dotyczy, bowiem maltretowania i molestowania małoletniej Oli Kowalczyk.

 

Powiem szczerze, że gdy pierwszy raz rozmawiałem z Tadeuszem Kowalczykiem to pomyślałem sobie – „facet bujasz” – jednak, gdy otrzymałem pełną dokumentację sprawy i dowody, jakie posiada zrozpaczony ojciec włosy na głowie stanęły mi na sztorc. To, co się dzieje tam w tej sprawie woła o pomstę do nieba, ale jak się dowiedziałem jest to standard.

Zacznijmy jednak od początku sprawa toczy się już 4 lata w tym czasie Kowalczyk był oskarżonym, a teraz jest powodem ws. karnej. Jak twierdzi prokurator prowadzący z Milicza wznowionej z urzędu przez prokuraturę. Jednak nie bardzo chce się wypowiadać nt. tego, że to śledztwo się tak ślimaczy, bo jak mówi prowadzi dopiero od pewnego czasu to postępowanie.

Zapytany o to, co było powodem zmiany prowadzącego stwierdził – „poprzedni prokurator przeszedł w stan spoczynku”, – czyli to nic takiego?! Nowy człowiek, nowe spojrzenie na sprawę, ale to chyba coś nie tak, bo oświadczył jednocześnie – „postępowanie toczy się szybko” – tyle tylko, że sprawa podkreślam trwa już 4 lata i nie ma efektów.

Bowiem jak oświadczył prokurator nie ma mocnych dowodów na to, że Ola Kowalczyk była maltretowana i molestowana. W trakcie rozmowy doszedłem do wniosku, że prokurator już wie, że tak naprawdę to nic się nie stało i nie wie, o co mi chodzi, bo jak powiedział – „zna Pan wersję tylko jednej strony, a biegli powołani w tej sprawie mówią, co innego” – usłyszałem to już drugi raz w tej sprawie. Wcześniej takim stwierdzeniem mnie poczęstował zastępujący na "dyżurze" sędzia w czasie nie obecności prezesa Sądu Rejonowego w Miliczu.

To mnie nie zraża, a raczej utwierdza w tym, że coś jest na rzeczy, bo odsyłaj mnie w tej sprawie od Annasza do Kajfasza. Zadałem jeszcze tylko pytanie o to, co jest tego powodem, że tak bardzo prokuratura w Miliczu broni się przed przekazaniem tej sprawy w inny rejon Polski. Oczywiście odpowiedź była prosta – „to nie my podejmujemy w tej sprawie decyzje, tylko prokuratora okręgowa we Wrocławiu” – powiedział prokurator z Milicza.

Więc nie było wyjścia poszedłem tym tropem i zadzwoniłem sobie do rzecznika prasowego przy Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu. Oczywiście odebrała bardzo miła pani, Małgorzata Klaus, rzecznik prokuratury okręgowej jak się zaraz na wstępie rozmowy okazało, to nie może ze mną rozmawiać, bo mnie nie zna, a takie ma zasady. Powiem szczerze mowę mi na ułamek sekundy odjęło, ale nie zbiła mnie Pani Rzecznik z pantałyku i obróciłem to w żart. Mianowicie zaprosiłem ją na kawę i stwierdziłem, że nie ma problemu mogę pofatygować się osobiście do niej.

Troszeczkę się Pani Rzecznik zmieszała i zaczęliśmy rozmawiać, ale z każdym słowem czuć było, że atmosfera gęstnieje. Gdy przeszliśmy do szczegółów to dowiedziałem się od tej miłej kobiety – „abym mogła panu telefonicznie przekazać jakiekolwiek informację, musi mi pan zeskanować swoją legitymację dziennikarską i przesłać e-mailem” – w tym momencie mi „kopara” opadła. Pożegnałem się i poinformowałem, że zadzwonię sobie w tej sprawie do rzecznika prasowego prokuratora generalnego, z którym już wcześniej rozmawiałem telefonicznie.

Umówiłem się, bowiem z rzecznikiem prokuratora Seremeta, że podeślę mu sprecyzowane pytania e-mailem, gdzie określę szczegóły. Teraz jednak nie tylko to będzie w moim e-mailu, ale równocześnie wyślę skargę na Małgorzatę Klaus, Rzecznik Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, bo jej zachowanie i żądania są ewidentną szykaną.

Jak bowiem wyjaśnili mi moi koledzy po fachu dziennikarze z autorytetem – „rzecznik nie miał prawa tak postąpić i żądać legitymacji prasowej” – mało tego powiedzieli mi – „teraz będą Cię zastraszać”, – ale pocieszyli jednocześnie, że mam się nie bać, jeśli mam wszystko udokumentowane. Czyli jak mniemam mogę spać spokojnie, bo moja dokumentacja w tej sprawie pęczniej, ale zastanawiam się czy tak powinno to wyglądać w państwie prawa?

Coś się chyba komuś pomieszało w głowach, bo to nie prywatny folwark pani Klaus i „nie o take” – Polskę walczyliśmy w latach 80. Przecież przypominają mi się i jak żywo przed oczami stają podobne rozmowy z minionych lat, a podobno czasy oraz ustrój się zmienił. Może jednak nie wszędzie tak się stało.

Tak na marginesie zastanawiam się, czemu tego typu oporów nie miał rzecznik prasowy Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Przecież to ten sam kraj, to samo województwo, nawet to samo miasto, a inni ludzie? W tej instytucji obiecano mi, że udzielą mi wyczerpujących informacji ws. za tydzień. Mam nadzieję, że nie była to tylko gra na zwłokę (dzisiaj już wiem to była gra na zwłokę, ale o tym innym razem).

Fiatowiec

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.