Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Horst Bienek: „GLIWICKIE DZIECIŃSTWO”

I Gliwickie dzieciństwo

Wspomnienie o zimowym lesie

o herszcie rozbójników Pistulce

o brudnawej lepko płynącej rzece

o procesji Bożego Ciała

o pijackim wrzasku z mieszkania sąsiada Mainki

raz także i cisza w lokalnym radiu

strzały

na krótko przed Wielką Wojną

To wszystko

kilka obrazów

na prześwietlonym filmie

czasami cień

jakaś twarz może

kiedy długo spoglądam hen

jakiś ruch

gest

uśmiechniewiadomoodkogo

Czyż dzieciństwo jest wspomnieniem

Albo wspomnienie dzieciństwem?

Borgesa czytam i myślę o okrutnej pamięci

Ireneo Funesa

u Sartre'a interesuje mnie jego

stosunek do Kartezjusza

chciałbym wiedzieć co myślał Koriolan

kiedy go pojmano

A potem nagle

trzask migdału

zapach ryby smażonej w bolesławieckiej porcelanie

krzyk sójek w łabędzkim lesie

Zamazane obrazy migają

przed oczami:

Górnicy ciągnący do domów

Karuzel z białymi rumakami i

konopnymi grzywami

Proboszcz Schewczyk z dwunastoma ministrantami

spieszący do Ostatniego Namaszczenia

Na prostej drodze do Królewskiej Huty

jarzębiny

okaleczone przez czołgi we Wrześniu

i w gałęziach zaplątane pieśni

Potańcuja z tobą do samego nieba…

Czekolada na kartki

tabletka witaminy

niby hostia nowej Rzeszy

z wolna rozpuszcza się na języku

Później wycinamy z B. I. z Eryki i

Górnośląskiego Wędrowca wojenne obrazki

A nauczyciel Skowronnek:

No ponaklejajcie te widoczki do zeszytów

i napiszcie o zwycięskiej kampanii na Polskę

I znowu las i znowu rzeka

Kłodnica śmierć uniosła do Koźla

A w roku 44

zobaczyłem pierwszego nieboszczyka z

tabliczką u szyi

chciał do Wrocławia do Kolonii do raju

Chopek i Josel i Alfons i ja

staliśmy nad brzegiem

i sikaliśmy w trzciny

jeszcze pamiętam że Chopek miał

największego puloka

ty dupo jo mom Hedel

w tym miejscu klasnęły później strzały

kiedy więźniów pędzili z Oświęcimia

— niebyłotodaleko —

ten obraz wyostrza się i widzę taczkę

z wysokimi kołami

złamana ręka między szprychami

zabici na deskach

twarze przyćmione

chustkami nogi

obwiązane drutem:

obraz ten jaśniejszy aniżeli inne: 19 stycznia 1945

Jeszcze dotkliwiej od tych strzałów

rozdarły się obrazy zmarniały

twarze

potem miasto zasnęło w ogniu

my zaś szliśmy poprzez rzeki szliśmy poprzez lasy

szliśmy poprzez wrzaski poprzez umykające korowody

Myślę o tym

kupując w kasie

bilet

na nowy film

Alphaville

Czy dzieciństwo jest wspomnieniem

albo wspomnienie dzieciństwem

co pozostaje

jakiś gest uśmiech muśnięcie włosów

alarm lotniczy obiecany zapodziany pocałunek

na który daremnie czekało się

pewnego wieczora

pokój któryś

wypełniony pustką

pomnożoną przez noc

a dzisiaj twoimi trzydziestoma pięcioma laty

pozostają obrazy może nerwice obrazy

Dzieciństwo staje się filmem

wyświetlanym na siatkówce oka

prześwietlonym

obierasz pomarańczę

w wieczornej gazecie czytasz wieść

o upadku Boeinga 707 na Fudżijamę

albo piszesz do swej przyjaciółki

list zupełnie bez przekonania

raptem

w geometrii liter

w urojonym punkcie przecięcia się linii

w wybuchu ciszy

który niczego nie wyzwala poza ciszą

bezgłośny upadek w dzieciństwo

(nie ma runięcia w Nicość)

całkiem głęboko

zupełnie w dole

kiedy uważasz

zawsze pojawia się dzieciństwo

jeśli swego listu nie dopisujesz do końca

nie doczytujesz wiadomości w gazecie

nie obierasz dalej pomarańczy:

wówczas je odnajdziesz

w mgnieniu oka

i wieczności

Każdy dzień kaleczy jedną z godzin dzieciństwa

Daj oku czas

a rozrzutność czasowi

dworzec towarowy i dym

lokomotyw i brudnawa leniwie płynąca

rzeka ulica Kopalniana

droga królewska do Przezchlebia

wiekuiste dzieciństwo

skąd twe obrazy wyrastają z dymu i snu i płomienia

II Nad Kłodnicą

Tysiące głosów w głębi —

powiada: było całkiem inaczej

schodziliśmy w dół ku rzece

ramiona wspieraliśmy

na wietrze

wyłamywaliśmy ulotne bramy

nasz śmiech

wycinał kółka ze szklanego powietrza

prysł w październiku

z mchu

wzbiły się płomienie

kaczeńców

: Toczka i Hus spłonęli:

pokrzywy obijały się

o nasze dzikie kolana

w środy geografia: Opawica Psina Osobłoga

Nysa Kłodzka

upadaliśmy na trawę

i paprocie rozdzielaliśmy

naszymi zębami

Lato smakowało rozpadem

Jeden dzień niby tysiąclecie

rozważa możliwości: wyprzedził: o

parę kroków: cykle: we właściwym kierunku:

przez zmęczoną starą Kłodkę:

A gdy wynurzył się z otchłani

wtedy był znużony i stary

I długo gapiliśmy się na rzekę

dopóki oczy nie odpłynęły

dalej na Zachód

w ciemność (bowiem czerń jest początkiem

wszystkiego)

i już więcej nie chciały powrócić

ptaki wodne uleciały

za barkami

zagubiły się w południowym rusztowaniu słońca

w lśniącej zieleni Odry

która pogodnie zbierała

światło miast

zagrzebała się głęboko w dole

i dopiero w oceanie

wysypała się rybami

i wynagrodziła to

co migało: utonęło: wygasło: należy wraz z nurtem:

do tysiąclecia: oto wędrowało dwóch krzepkich kompanów

niejedna barka już przedtem

opadła na dno

załadowali zbyt wiele węgla

i za dużo zwątpienia

ładowaczy węgla

Potem w zimie mróz gwiazd

przybył prosto z Syberii

jak przewidział to Kotik

i rzeka zgrzytała

zębami

spiętrzała się w marcu

kiedy wiosna

otwierała się białymi sukienkami do pierwszej komunii

wstrząsała mostami

i łamała nasz śmiech

ze szkła skorupy

między tańczącymi

krami

starą Kłodkę przekrzykiwaliśmy łagodnymi

przekleństwami

W powodzi tonął

nasz chłopięcy czas:

każdego roku po jednym —

Najpierw Bielschowski Antek na przedwiośniu 37

Jontza Karel i Sczelski Hottek

następnego roku

i Krzyczyczek Josel w lutym 40

zielony Anioł: bowiem ścieki

zakładów azotowych na wieczność

spreparowały go na zielono

jego ojciec był blokowym w Partii

śpiewał Saara jest niemiecka

a swoje nazwisko zmienił na Kreis

jednak na grobie

kazał wypisać

Krzyczyczek Josel

W środy: Ślęza Oława Bóbr z Kwisą i

Nysa Łużycka: Jego okręcik spoczął na dnie

tak cicho się zrobiło wokół

a nad wodami wieje chłodem.

Schodziliśmy na dół ku rzece

ramiona wspieraliśmy

na wietrze

zamknęliśmy niewidzialne bramy

nasz śmiech pozostał

rozpadł się w trzcinach

rozkroił rzekę

— opuściła się

zielona krata

nakrył mnie liść

smakujący gorzko

słyszę tysiące głosów w głębi

III Ulica Kopalniana

Słyszę jeszcze lokomotywy

most ospałe zwierzę

nie poruszył się

dworzec towarowy tory słupy

oświetleniowe i łkające kotły parowe

ogródki działkowe obok nastawni

RAW trzecia największa stacja rozrządowa w Niemczech

gdzieś tam

w zamieszaniu początku

wyłoniła się ta droga

stary szlak bursztynowy

obwąchany najpierw

przez psy Attyli

twardo udeptany przez bezmierne trzody

ujeżdżany przez zepsute wózki

z głośno paplającymi Żydami

teraz wyłożony szlaką

wybrukowany kamieniami z Raciborza

i rezygnacją kalekich grubiorzy

Tam wiodła droga do szkoły

tramwaj jechał aż do Chebzia

- muj Bosze kochana - potem wy-

wiesili tablice: HIER WIRD NUR DEUTSCH GESPROCHEN

Jarzębiny zakryte w dymie poranka

paliły się wieczorami w ogniu bajek

z martwymi oczami

przemknęły czołgi

ulica milczała

otoczona śmiechem lamp

które były pomalowane na czarno

i już tylko białe szparki wskazywały

iż Rzesza ćwiczyła zaciemnienie

ulica milczała

Z przodu na ciężarówkach wypisali: SIEG

nie zapytali mnie

gdzie kończy się ta droga

w Krakowie Warszawie czy Częstochowie

(ich mapy były fałszywe)

— wiedziałem o tym

ona wiodła wprost do gwiazd

spostrzegłem to

wieczorem

przed moim oknem

Molloy przyjechał w dzień

na rowerze

zdrętwiała mu prawa noga

albo byłaż to lewa?

byłże to rzeczywiście Molloy

czy dziadek Piechotta?

— obojętne —

szliśmy do szkoły

zaduch młóta w tornistrze

młóto w gąbce

we włosach

w ustach

obok browaru Scobela

zaduch który nas oszałamiał

stare kobiety taszczyły w blaszanych konewkach

cienkie piwo

robotnicy ustawiali się po swój deputat

czarne było piwo

węgiel

mundury górniczej orkiestry

żałoba wdów

Węgiel daje nam żryć

i ciągnie nas do grobu

była to modlitwa starego Piechotty

Żołnierze wyszli

wzdłuż ulicy

z mitu

wielkiej Rzeszy

mozolnie uczyli się naszej mowy

a śpiewali pieśni z Westerwaldu

i sylabilizowali pierrona

i dziewczyny dupczyli w lesie

nie pozostało nic: tylko ciemność

one owdowiały a ich ciała stały się samotne i stare

Słyszę jeszcze lokomotywy sygnały

most ospałe zwierzę

nie poruszył się

na osiedlu Hulczynskiego awantura

bójka na noże

i pieśni

procesji na Kalwarię

słowa drętwieją na mrozie

— któryś przez ucznia został zdradzony

— któryś został zelżony i ubiczowany

— któryś do krzyża został przybity

Każda droga wiedzie w dzieciństwo

ale ja wiem

że ulica Kopalniana

prowadzi do gwiazd

odnajdę ją znowu

w sądny dzień

IV

Każdy dzień kaleczy jedną z godzin dzieciństwa

— przysuwam krzesło

do biurka

zapalam marlboro

w moich oczach migają obrazy

zamazują się

chciałbym je zatrzymać

dlatego piszę:

dworzec towarowy i dym

lokomotyw i brudnawa

leniwie płynąca rzeka

tysiące głosów w głębi

ulica Kopalniana

droga królewska do Przezchlebia

wiekuiste dzieciństwo

skąd twoje obrazy wyrastają z dymu i snu i płomienia

Za zgodą Autora

przełożył Andrzej Pańta

Podstawa przekładu: Gleiwitzer Kindheit. Gedichte aus zwanzig Jahren. Deutscher Taschenbuch Verlag, München 1978.

Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.