Okazuje się, że nie, bo odgrzewanie zimnego kotleta służy wydawcy? Czy może jest taką darmową reklamą całego przedsięwzięcia i marki? Być może jest też inny aspekt, bo w FAP Tych jest podobno kryzys i dla tego koncern inwestuje kolejne miliardy euro w rozwój fabryki? Jednocześnie dyrekcja próbuje wymusić na ZZ niekorzystne dla załogi rozwiązania dotyczące wydłużenia okresu rozliczeniowego.
W to wszystko wpisują się zawsze uczynne media, bo komu, jak komu, ale takiemu możnemu koncernowi trzeba pomagać? Przecież mogłoby się niebawem okazać, że reklamy znikną i trzeba będzie zwijać interes, a tak jest sielanka, bo ręka, rękę myje. Wróćmy jednak do meritum sprawy co z tą produkcją Fiata 500?
Jak możemy wyczytać w tekście Andrzeja Kublika w „GW” – „Fiata 500 przenoszą z Tychów do Meksyku” – wszystko to nic, bo można by uznać, że jest to tylko kolejny chwytliwy tytuł. To jednak byłaby mylna interpretacja, bo Kublik jedzie ostro po bandzie i pisze – „Przebojowy Fiat 500 z Tychów wkrótce trafi do USA, ale będzie produkowany w pełni w Meksyku i tyska fabryka nic na tym nie zyska. A rząd ogłosił o nagłych problemach ze zbytem na nowe silniki Fiata z Bielska-Białej” – podkreśla bezstronny i „niezależny” dziennikarz bardzo zaniepokojony sytuacją.
W dalszej części tekstu rozwija swoje stwierdzenie, używa argumentów i wszystko niby gra, ale no właśnie jest jedno malutkie „ale” o którym już nie pisze, a mianowicie uruchomienie tej produkcji nie zagraża FAP w Tychach. Niestety tekst jest napisany tendencyjnie i w taki sposób, że każdy czytelnik dojdzie do wniosku, że jest inaczej, bo być może polscy pracownicy stracą pracę, to takie naturalne skojarzenie. Skoro fabryka nie będzie produkował Fiata 500, bo ten będzie wytwarzany w Meksyku to mamy wielki klops.
Muszę kolejny raz napisać, że to totalna bzdura i brednie, bo Fiat 500, który będzie wytwarzany w Meksyku będzie przeznaczony tylko i wyłącznie na rynek amerykański. Fiat w Tychach nadal będzie produkował ten małolitrażowy samochód oraz inne modele takie jak Fiat Panda, Ford Ka oraz niebawem Lancie Ypsilon. Czyli reasumując mamy co robić, a moce produkcyjne są i będą wykorzystane w pełni, bo powoli wracamy do normalności i nie pracujemy w soboty, a przez to mamy mniejsze zdolności produkcyjne.
Podkreślić należy, że taki stan rzeczy nie martwi większości załogi, ale powinien zmobilizować do działania wszystkie działające ZZ w fabryce do walki o wyższe płace. Okazało się bowiem teraz, że mamy tak niskie pensje za pracę przez 5 dni w tygodniu iż wstyd się do tego przyznać. To nie tak miało być, bo wysokość pensji pracowniczych nie jest adekwatna do generowanych zysków, a przecież to dzięki naszemu wielkiemu zaangażowaniu przez minione lata Fiat mógł wyjść z dołka.
W związku z tym należy jak najszybciej rozpocząć negocjacje płacowe i nie można dać się zastraszyć tego typu publikacjami jak ta opisywana. Wszyscy doskonale znamy strategię naszego pracodawcy, a włoscy pracownicy określają to bardzo dosadnie, bo dzięki naszym wyczynom władze koncernu chcą by na Półwyspie Apenińskim zagościło również – „SPOLAKOWANIE”. Cieszyłbym się gdyby chociaż raz w historii tego zakładu wygrała mądrość negocjacyjna, zdrowy rozsądek i odwaga, a nie prywata działaczy związkowych.
Tekst Andrzeja Kublika z „GW” przeczytacie tutaj.
Fiatowiec