Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Drzazgi - „Pozew – część 2”

<strong>Redakcja bloga pracowniczego fiatowiec nie ponosi odpowiedzialności za komentarze internaut&oacute;w.</strong>

Foto: SN
Kto szabelką wymachuje, ten wiadomo – mało zwojuje, chociaż – bywa, że...

– Mała, zawszona, głupia, niedobra, dziadowska trąbka! Brum, brum… A masz!

To mówiąc, a bardziej celnie będzie, gdy napiszemy – wrzeszcząc, prezydent rzucił trąbkę na podłogę i skoczył na nią obiema nogami. Rozległ się cichy świst, coś brzdąknęło, zakwiczało, po czym nastała cisza. Rozwścieczony prezydent jeszcze raz naskoczył na trąbkę i krzyknął w powietrze, do pustych ścian:

– Możesz mi, ty kupo piór, skoczyć na siódmy pedał, brum, brum! Spotkamy się w sądzie!

Był to finał jakże mało udanego dnia dla bohatera naszej skromnej bajki. Po tym, jak na podsłuchiwaniu przyłapał on swojego zaufanego pełnomocnika od wszystkiego, Hiacentego Puszczyka i – o zgrozo! – własną sekretarkę, prezydent zapakował się w gruby płaszcz, załadował do plecaka koksownik i wyszedł z gmachu ratusza. Mróz był taki, że z miejsca zamarzło mu w nosie. Przebiegł truchtem na pobliski plac, skrył się w rogu za kamienicą i ustawił koksownik, po czym rozpalił w nim ogień. Przyjemne ciepło otuliło go od pasa w górę. Wyciągnął trąbkę i wetknął ją sobie w ucho. Z miejsca usłyszał setki, nie – tysiące słów, zdań, okrzyków, westchnień. Kanonada dźwięków zdawała się rozsadzać mu głowę. Nagle jedno ze zdań przebiło się przez inne:

– Ej! Patrzcie na tego dziwoląga. Stoi z trąbką w uchu i wygaduje jakieś bzdury. Podobny jakiś do naszego prezydenta.
Wyrwał trąbkę z ucha i rozejrzał się wokoło. Coraz więcej ludzi gromadziło się wokół niego i nasłuchiwało. Wsadził trąbkę ponownie w ucho i zobaczył, że ludzie zaczynają się śmiać. Wyciągną, a oni zamilkli.

– Co jest, brum, brum? – mruknął pod nosem.

Powtórzył operację jeszcze raz, ale skutek był podobny – gdy trąbka była w uchu, gapie kulali się ze śmiechu. Gdy ją wyciągał – wszyscy milkli. Wreszcie zrozumiał – trąbka była jak okulary. To nie on słyszał innych, ale inni jego…

– No, to teraz ja ci pokażę! – warknął wściekle prezydent i pognał z powrotem do ratusza. W połowie drogi stanął jednak nagle, trzasnął się w czoło i zawrócił. Dobiegł do koksownika w ostatnim momencie, kiedy parkingowa z placu już się szykowała, aby go zabrać. Prezydent warknął na nią, chwycił koksownik i popędził tym razem już prosto do ratusza.

– Mecenas Rożek? – krzyknął do słuchawki kiedy tylko stanął zziajany w swoim gabinecie. – Pisz pan, eeee, pozew przeciwko tym, eeee, o matko święta alem się zadyszał, naaa górze. Ale już, brum, brum! Że co? Że nie mamy szans? Jak to nie mamy, brum, brum!? Przecież to my tu rządzimy! To my tu ustalamy reguły. To my tu ustalamy, która jest godzina!

Jakiś czas później. Sala sądowa. Rozpoczyna się proces.

Sędzia Hilda Kwęka-Zapałka rozpoczyna posiedzenie.

– Powód podejdzie na środek i powie, o co mu właściwie chodzi. Tylko szybko, bo za godzinę mam zamówioną lewatywę. No już, raz, raz!
– Hm… Brum, brum…
– Że jak?! – sędzia Kwęka-Zapałka uniosła brwi z taką siłą, aż jej się rzęsy zawinęły do środka.

– No mówię, brum, brum – burknął prezydent. – Ten tam, o! z tymi piórami, dwa razy, wysoki sądzie, dał mi śmierdziela. Raz okulary, przez co wszyscy widzieli, co myślę, drugi raz trąbkę. Przez nią z kolei ludzie śmiali się ze mnie, bo na głos do siebie gadałem, co mi ślina na język przyniosła. A mnie ludzie wybrali. Ludzie! I mam mandat. No i, brum, brum, żądam satysfakcji. Dwa opakowania plasteliny. To tyle, brum, brum.

Sędzia Hilda-Zapałka spojrzała na zegarek, następnie podrapała się za uchem, wreszcie wskazując palcem na Gabriela rzekła:

– No i co, ptaszku? Masz coś na swoją obronę? Jaaak taaaak można kpić z prezydenta? No jaaaak? Pan prezydent ma mandat!
– Wysoki sądzie! – Gabriel machnął skrzydłami, aż kurz wzbił się w powietrze. – Chciałbym…
– Dość! Dość! – krzyknęła sędzia Kwęka-Zapałka przerywają Gabrielowi. – Wystarczy! Każdy by tylko chciał. A wcześniej to nie łaska było się zastanowić? Nieeee, mój drogi. Nieeee! Nie ze mną takie wykręty!

Przerwała na moment, a następnie łapiąc się za nos, bo kurz łaskotał ją niemiłosiernie, rzekła:

– Ogłaszam, że niniejszym strona pozwana została uznana za winną. I ogłaszam, że za karę kupi panu prezydentowi dwa opakowania plasteliny, tak jak sobie tego życzył powód. To tyle. Koniec sprawy.

Prezydent odwrócił się w stronę Gabriela i zatrąbił mu na nosie.

– No i co? Cha! Brum, brum!
– Powoli, panie prezydencie – mecenas Rożek chwycił go za ramię. – On może się jeszcze odwołać.
– Co? Odwołać? A do kogo? Chyba do samego Boga, cha! Przegrał, przegrał!

Parę kilometrów wyżej.

– No i jak, mój Gabrielu?
– Przegrałem.
– Przegrałeś, powiadasz. Hm… A dlaczego?
– No… między Tobą, a prawdą, to nie wiem. Nic nie mogłem powiedzieć i…
– Dobrze, wystarczy. Coś mi się zdaje, że masz mu wręczyć plastelinę. Czyż nie mam racji?
– Ty zawsze masz rację. Rzeczywiście. Dwa pudełka.
– Taaaak. To wręczysz mu tę plastelinę. Zobaczymy, co z niej ulepi, hi…
Drzazgi – „Pozew – część 1” przeczytacie klikając tutaj.


Źródło: Zamieszczono za zgodą autora oraz portalu www.super-nowa.pl.
Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.