Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

Master. 63

Jak uzyskać władzę nad szatanem?

Wiktor zaczynał tracić pewność siebie. Od wczesnego dzieciństwa uważał się za nadczłowieka, któremu wszystko wolno. Duża inteligencja pozwalała mu łatwo łączyć fakty, ojciec powiedział mu jak wygląda świat i z kim warto się przyjaźnić, kogo unikać. Poza tym wszystkim ojciec znał wszystkich tych ludzi, których należało znać. Wiktor mógł sobie pozwolić na prawie wszystko. Na studiach prawniczych dowiadywał się jak brzmi prawo, ojciec w domu pokazywał mu jak można manewrować pomiędzy przepisami, które tworzyły niebezpieczny gąszcz dla maluczkich, a jednocześnie żerowisko dla drapieżnych zdobywców. Na drugim roku zadarł z nim syn nawiedzonych prawników, którzy opowiadali dzieciakowi o ideałach. Poszło o dziewczynę, którą Wiktor odbił chłopakowi a potem trafiła do burdelu. Szczeniak zaczął rozrabiać, kiedyś na korytarzu w obecności studentów nazwał go bandytą, szukał jakichś dziennikarzy, żeby nagłośnili sprawę, w końcu zaangażował rodziców. Rodzice byli znani i szanowani, więc któryś z prokuratorów musiałby cokolwiek zrobić. Istniała też obawa, że zostanie przekroczony próg utrzymania blokady informacyjnej i dziennikarze przejdą na drugą stronę. Cała trójka zginęła w wypadku samochodowym, auto zostało zmiażdżone przez ciężarówkę z materiałami budowlanymi.
Teraz, w obliczu tych dwóch ludzi poczuł się jak szkolny rozrabiaka, przyłapany przez nowego woźnego, który jest surowy, sprawiedliwy i wie o nim wszystko. Wszystkie sztuczki nagle przestały działać.
Czy możesz nam opowiedzieć o Gi? Zapytał Robert.
Chyba tylko to, co już wiecie. Jest dyrektorem Golden Amber Service, dziś zostanie awansowany w hierarchii oświeconych. Zajmuje się nadzorem nad urzędnikami unijnymi, narkotykami, bronią, niewolnikami, prostytucją, tajnymi pracami konstrukcyjnymi pod ziemią i w sektorach specjalnych.
Skąd zna Marka?
Kto to jest Marek?
Człowiek, który ma złożyć pierwszą ofiarę.
Nikt nie wie kim będzie ten człowiek, To Master osobiście go wyznaczył. Wejdzie do sali sześć po szóstej, wykona jedno cięcie i potem już Gi poprowadzi dalszą ceremonię.
Co sądzisz o Gi?
Najwyżsi podejrzewają go o to, że ma zbyt wybujałe ambicje, gdyby to było prawdą, organizacja byłaby zagrożona. Tym razem Janusz roześmiał się serdecznym śmiechem.
Gi ma wybujałe ambicje? Dobre sobie. W porównaniu do którego z was one są wybujałe? A może ty uważasz się za skromnisia. A może ci wasi najważniejsi umieją się ograniczać? Jaką ilość władzy uważacie za wystarczającą?
Chcemy całą władzę, nad wszystkim i wszystkimi.
O!!! To jest dopiero ambicja. Czy chcecie też panować nad Szatanem i jego diabłami?
Wiktor wzdrygnął się, jakby przeszył go prąd.
Nie, miałem na myśli tylko ludzi.
Nas też?
Tak, w zasadzie to tak.
Janusz z Robertem wybuchnęli niepochamowanym śmiechem.
Niezły jesteś. Twój kot zapewne myśli, że ma nad tobą władzę i w pewnym sensie ma trochę racji. Ale dlaczego myślicie, że możecie mieć władzę nad naszą organizacją, a nie możecie mieć władzy nad szatanem?
Przecież nie można mieć władzy nad Szatanem. - powiedział Wiktor, który pierwszy raz w życiu poczuł się jak uczestnik wielkiego bluźnierstwa. - nigdy nie bluźniłem przeciw Szatanowi.
Można mieć pewną władzę nad szatanem – włączył się milczący dotąd Chen.
Jest tylko jeden sposób, ale zawsze skutkuje.

Data:

LeszekSmyrski

Spółdzielczość drugiej generacji - https://www.mpolska24.pl/blog/spoldzielczosc-drugiej-generacji11

Od siedmiu lat zajmuję się spółdzielczością, zwłaszcza socjalną w praktyce i w teorii. Wiem dlaczego środki pomocowe są marnotrawione i chcę się z Wami podzielić tą wiedzą. Chcę Was również przekonać do innego patrzenia na świat. Wierzę że wiele można zmienić, o ile wie się że zmiany są możliwe i potrzebne, i jeśli jest się wystarczająco zdeterminowanym.
Pozdrawiam i życzę szczęścia.

Komentarze 4 skomentuj »

Master 65
Diabeł oddaje energię do innego wymiaru, stamtąd też czerpie ją, gdy jest potrzebna. Kiedy diabły wyskakiwały ze swojego statku i kierowały się w stronę ziemi, natrafiały na atmosferę. Ich metabolizm był wprawdzie energomaterialny, ale duże znaczenie odgrywał komponent informacyjny, przez ludzi religijnych zwany duchowym. Superszybkie przepływy energii od poziomu nukleonów, przez komórki aż do poszczególnych mięśni powodowały, że diabeł był niezniszczalny. Wchodząc w atmosferę żarzył się wprawdzie, ale dużo mniej niż inny obiekt o podobnej masie. Jak ćmy do światła, kohorty diabłów pędziły w stronę Irkucka. To wprawdzie tylko logistyczne działania i diabły przez kilka godzin nie mogły podejmować działań operacyjnych, ale to oni pierwsi osiągnęli cel, do którego podążali ze środka galaktyki. Jest to jakieś wyróżnienie.

W pałacu królewskim w Brukseli prezydenci, premierzy i ważni ministrowie ze wszystkich państw wysłuchali napuszonego przemówienia Satorega. Po nim wystąpił Gi, mówił krótko i rzeczowo. Pracował kilka lat nad stworzeniem systemu, który zastąpi przestarzałe sposoby funkcjonowania społeczeństwa. Od tej pory komunikacja władzy ze społeczeństwem będzie jednostronna. Pieczątka i podpis urzędnika będzie ostatecznym i nieodwołalnym aktem prawnym najwyższej rangi.
Oficjele wiedzieli o tym od dawna, tak zresztą funkcjonował cały aparat administracyjny. Nikt jednak nigdy nie powiedział tego wprost i w trybie rozkazującym. Elita władzy przywykła do rządzenia umiała, kiedy to było konieczne okazać bezwzględną uległość silniejszej władzy.
Na koniec Gi poinformował zebranych, że wojska rosyjskie zniszczyły bazę Balonowego Jedwabnego Szlaku w Irkucku, ale ta informacja zostaje na razie utajniona, ze względu na dobro społeczeństwa. Oklaski dla Gi trwały kilka minut dłużej niż oklaski dla Satorega. Ten stał blady ze wściekłości. Każdy z nich znał dobrze opowieść o brawach dla leningradzkiego pierwszego sekretarza, które trwały dłużej niż te dla Stalina. Teraz jednak nie dało się odpowiednio mądrze usunąć Gi, bo sam Szatan wyznaczył go do prowadzenia Gali, a Beriezow gdzieś przepadł.

Chen patrzył jak Bianka próbuje naśladować jego ruchy a serce przeszywał mu ból. Nie znał jej córki, ale ze zdjęcia widział, że jest piękna. Wyobraźnia bez przerwy podsuwała mu jej obraz z odciętą głową. Najgorsze ze wszystkiego było to, że tę głowę ma obciąć jego najlepszy przyjaciel, prawie brat. Bianka skoncentrowana na jakiejś prostej czynności zapominała na chwilę o niedoli i wyglądała na spokojną, jak będzie, gdy zmasakrowane zwłoki trafią na jej ręce? Odpędzał tę myśl, ale ona natrętnie wracała.

Telewizja publiczna nadawała cykl reportaży o zbrodniach sekt z różnych krajów i okresów, jednocześnie opowiadając o firmie przewożącej towary balonami jak o zorganizowanej grupie o niejasnych celach i sposobach działania. Była to po części prawda, żeby dostać się do firmy, trzeba było przejść kilkuletni okres szkolenia, związany z surową dyscypliną. Jednym z wymogów niepodlegających dyskusji był nakaz mówienia prawdy, dlatego wszyscy szpiedzy odpadali już po kilku miesiącach, na etapie nowicjatu. Ludzie z firmy nie pili alkoholu i nie zażywali narkotyków, co wyłączało ich ze standardowego życia towarzyskiego. Kiedy ich spotykano na płaszczyźnie innej niż zawodowa, wyglądali na wyniosłych i zarozumiałych. Nikt normalny ich nie lubił.
Brukselską Stację, która opowiadała prawdę oglądało 15 %, z czego większość sceptycznie wyrażała się na temat możliwości istnienia takiego stanu rzeczy, jaki im przedstawiono.

Bianka miała na sobie najpiękniejszą sukienkę, jaką mogłaby sobie wyobrazić, całą białą jak tradycyjna suknia ślubna. Na głowę włożono jej diadem z kamykami błyszczącymi jak diamenty, gdyby się na tym znała, wiedziałaby, że to diamenty. Pantofelki były delikatne i doskonale dopasowane. Wyglądała jak postać z bajki, ale gdzieś w dali czaiła się groza. Trzy służące mówiące po rumuńsku były jej damami do towarzystwa przez ostatnie kilka dni, nic nie wiedziały o jej przewidzianym losie, dlatego teraz ubierając ją, szczebiotały zachwycone. Wiedziały, że Marika ma wyjść za mąż za jakiegoś bogacza, a może tylko zostać kochanką, ale w ich oczach to i tak wspaniała przyszłość. Marika miała być tylko dla jednego, one były dla każdego kto zechciał.

Sześciuset sześćdziesięciu sześciu było w komplecie, nawet Satoreg i Gi wrócili od dostojników, którzy zaczęli swój bal. Tutaj teraz odbywa się największe wydarzenie w historii świata. Ich Pan nadejdzie i będzie rządził światem, oni będą jego najwyższymi kapłanami. Żadna siła nie sprzeciwi się ich potędze. Zniszczą każdego, kto stanie im na drodze. Ten nastrój podniecenia, zbliżającej się godziny oraz stojących w gotowości niewolnic i dzieci wprowadzał elitę świata w stan euforii.
Dochodziła szósta, niewolnicy z tacami, na których stały kieliszki szampana obchodzili zebranych. Barki z alkoholem otworzono, stoliki z kokainą, heroiną, amfetaminą haszyszem i wszelkim innym dobrem odsłonięto. Zbliżał się czas dobrej zabawy, a jednocześnie czas cierpienia i bólu dla ofiar.
Imę Gi powtarzano bardzo często, patrzono w jego stronę, pokazywano go dyskretnie innym. On sam czuł się nadczłowiekiem, ale szóstka najwyższych była coraz bardziej zaniepokojona. Historia pokazuje, że władza to narkotyk dla solisty. Cezar, Hitler i Stalin nie dzielili się z nikim.

Chen ćwiczył formę, Bianka próbowała go naśladować. W pewnej chwili kątem oka dostrzegł znajomą sylwetkę. Przeprosił Biankę i poprosił żeby zaczekała i odpoczęła, bo musi nagle coś załatwić. Postać zniknęła za rogiem, Chen ruszył biegiem za nim.

Master 64
Sześć po szóstej czołgi ruszyły do ataku, wyjechały z mgły, która spowiła skraj lasu kwadrans wcześniej. Kiedy tylko ryknęły silniki, artyleria rozpoczęła ostrzał, więc ogłuszający huk spadł na ludzi obecnych w bazie jak nagły grom. Wiedzieli wprawdzie co się szykuje, ale zawsze jest pewne zaskoczenie, że to właśnie już teraz, że jeszcze przed chwilą było cicho.

Igor siedział przed ekranem, ale ekran tylko pomocniczo zmieniał perspektywę tego, co było za oknem. Okno było małe i kuloodporne, czołgi kilkaset metrów za nim.
Czy powinienem mieszkać w mieście, czy podróżować? Spytał sam siebie
Powinienem spać kamieniem, czy wybuchnąć gwiazdą?
Kiedyś był złym człowiekiem, krzywdził ludzi, zabijał, gwałcił, podpalał i wysadzał.
Pewnego razu zaszła zmiana i stał się inny, robił wszystko, żeby naprawić co tylko mógł. Poznał zupełnie nowe wymiary życia, więc wolał, aby się skończyło, niż miało wrócić stare.
Słońce zaświeciło mu w twarz a dłoń zacisnęła się w kułak.
Skoro jest wróg i masz amunicję – powiedział do siebie – daj ognia. Ot tak.
Cztery stanowiska karabinów maszynowych odezwały się tak gwałtownie, że impet natarcia dywizji pancernej jakby nieco zmalał, ale wciąż posuwała się w stronę bazy. Wtedy z lewej i z prawej strony usłyszał gwizd małych rakiet, ciche wybuchy i zobaczył zatrzymujące się czołgi z rozerwanymi gąsienicami. Załogi nie były w stanie ich naprawić pod silnym ogniem, zwłaszcza że karabiny maszynowe terkotały również z lewej i z prawej. Ochrona bazy nie była gotowa na wojnę z rosyjską armią, wszystko, co mogli zrobić, to opóźnić jej zdobycie.
Za plecami słyszeli eksplozje pocisków i łomot walących się konstrukcji. W pewnej chwili ogłuszający huk oznajmił, że eksplodował balon, a właściwie zawarty w nim wodór. Pożar pochłonął dużą część bazy, pociski nadlatywały i wybuchały, czołgi wymijały uszkodzone i powoli parły do przodu. Kiedy linia ognia przesuwała się, żołnierze naprawiali zerwane gąsienice i gotowe do boju maszyny parły naprzód. Siła ognia skoncentrowała się na gniazdach karabinów obrony. Powoli milkły strzały z lewej i prawej, Igor zobaczył, że minęło dwadzieścia osiem minut od pierwszych wystrzałów, gdy nagle potężny pocisk sforsował pancerne okno. Eksplozja rozbiła ekran i stanowisko kontroli a do pomieszczenia trafiały kolejne celne pociski odłamkowe, nikt nie miał szans przeżyć. Huk trwał jeszcze kilka godzin, po bazie balonowej zostały wypalone zgliszcza.

Marek szedł przez podbrukselskie miasteczko a przez głowę płynęła uporczywie melodia Bułata Okudżawy o spacerze z Puszkinem. Nie rozumiał, dlaczego tak natrętnie od dwóch godzin brzmi mu w głowie rosyjska piosenka. Południe dawno minęło i słońce wyjrzało zza chmury oświetlając pozbawioną okien ścianę supermarketu, gdy nagle w olśnieniu zobaczył bazę w Irkucku, gdzie ostatni raz widział Chena i zrozumiał, że stało się coś złego. Kiedy to do niego dotarło, najpierw się przejął, potem jednak uznał, że to teraz nie ma dla niego znaczenia, ważne jest, żeby to, co miał zrobić, zrobił dobrze. Znał właściwości bojowe japońskiego miecza i umiał je wykorzystać. Reszta była nieważna. Nauczył się rozpraszać wszystkie niepotrzebne myśli. Szedł równym krokiem, wiedział, że za jakiś czas odpocznie, zje coś i pójdzie dalej. Wielu ludzi chciałoby wiedzieć, gdzie teraz jest.

Azaren był wściekły na Rosjan, zrobili falstart. Gala miała zacząć się za sześć godzin a oni już rozpętali własne piekiełko. Jakiś nadmiernie ambitny generał chciał zostać bohaterem, bo opętała go jakaś tancereczka. Putin też miał swoje porachunki z korporacją balonową, więc łatwo dał się podpuścić. Pozostali oświeceni rozważali, czy przedwczesne rozpoczęcie walki nie pokrzyżuje ich planów, zniszczenie bazy mogło być potraktowane jako oddanie władzy szatanowi, Rosjanie mieli przewagę czasu nad Brukselą, zaczęli o szóstej sześć, więc w zasadzie wypełnili warunki rytuału. Podobno zaczęli również rozstrzeliwać więźniów politycznych. Nie mogli zbyt wiele zrobić, bo ich cała uwaga była skoncentrowana na przygotowaniach do własnej gali. Niewolnicy na ofiary i dzieci do orgii byli na swoim miejscu. Gi z Billem doglądali ostatnich przygotowań, Wiktor z Adamem przepadli, uciekła też jedna z niewolnic.
Ewulon odezwał się w nieco innym tonie.
Posłuchajcie, mamy formalny kontrakt z Szatanem, my będziemy w jego imieniu władać światem. Potraktujmy rosyjski incydent jak sylwestrowe świętowanie. U nich zaczęło się wcześniej, ale nasza Wielka Gala jest najważniejsza. Rosjanie zrobili nam oprawę, ale to u nas jest główne święto. Władcy całego świata są dziś w Brukseli, nawet jakiś minister od Putina. My oddajemy cześć Szatanowi, oni oddadzą cześć nam. W tej chwili oczy mówiącego zapłonęły na czerwono, był to znak ich pana, że tak właśnie jest. Atmosfera zelżała nieco i wtedy Satoreg powiedział – według sondażu zrobionego metodą wywiadów telefonicznych, osiemdziesiąt pięć procent mieszkańców Brukseli wierzy w naszej telewizji.
Niech Szatan prowadzi nas do zwycięstwa!

Master 66 - ostatni

Punktualnie o szóstej Miecz Ścinający Trawę pojawił się na stojaku, w jednej chwili go nie było, w następnej był. Pojawił się z zaświatów. Dwie służące wprowadziły Marikę, która wyglądała olśniewająco. Gi zajął miejsce na samym środku sali, skąd da znak do rozpoczęcia Wielkiej Gali, gdy tylko pierwsza ofiara na rzecz Szatana zostanie złożona.
Marika, przekonana, że zostanie żoną albo kochanką człowieka, który stoi na środku, nie bała się o swoje życie, ale nie miała ochoty na to, czego mogła się spodziewać. Nic jednak nie mogła zrobić, była jeszcze dzieckiem, które trafiło do drapieżnego świata dorosłych, złych dorosłych. W zasadzie to mogła coś zrobić i zrobiła to. Modliła się myśląc o mamusi.

Kiedy szósta wybiła, sześciuset sześćdziesięciu sześciu oświeconych wzniosło kielichy szampana, krzyknęli chórem Ave Satan i wypili alkohol. Teraz czekali na tego, który działał bezpośrednio na rozkaz Szatana. Podniecenie rozlewało się w żyłach, byli elitą świata. Wiedzieli o legionach diabłów, o słabości przeciwników, o naturalnej ludzkiej skłonności do służenia silniejszym.
Wszyscy spodziewali się zmian, lekcje historii pokazywały, że władza skupia się w końcu w ręku jednego człowieka, tym człowiekiem był Gi. Satoreg zdawał sobie sprawę, że sześciu najwyższych jest bezradnych, zabrakło Wiktora Beriezowa. Bez niego Gi może robić co zechce, został wybrany przez samego Szatana, więc teraz nie zadowoli się cierpliwym czekaniem na awans, na pewno zechce wziąć wszystko co jest do wzięcia.

Wiktor był bezradny, raz spróbował się szarpnąć i uciec, ale było to żałosne. Silne dłonie usadziły go natychmiast jak niesfornego dzieciaka. Nagle zdał sobie sprawę, jak jego nieobecność może wpłynąć na układ sił wśród oświeconych, ta świadomość zaczęła wpędzać go w rozpacz. Chciał porozmawiać z Chenem, ale tamten gdzieś przepadł, zwrócił się więc do Janusza.
Proszę, pomóż mi. Wypuście mnie, bo inaczej stanie się coś bardzo złego.
Co takiego?
Gi może uzyskać zbyt wielką władzę.
Przecież pragniecie wielkiej władzy. Powiedział zdziwiony Janusz. Żadna nie jest dla was zbyt wielka.
Tak, ale Gi chce rządzić sam, nasze prawo stanowi, że rządzi sześciu, to zapewnia równowagę.
Dla nas jest obojętne czy będziecie mieć jednego szefa, czy sześciu. Nie możemy cię wypuścić, bo powiedziałeś, że jak wrócisz, każesz zabić niewinnych ludzi. Nie możemy narazić ich na niebezpieczeństwo.
Ależ oni tak czy tak zginą.
To ciekawe. Mów dalej.
Dziś, kiedy Szatan zstąpi na Ziemię, wielu niewolników i niewolnic zostanie złożonych w ofierze. Odbędzie się wielka orgia, mamy ponad tysiąc dzieci, wiele z nich nie przeżyje do jutra. Szatan będzie pił krew i zyska nieskończoną władzę na świecie. Właśnie teraz w pałacu królewskim w Brukseli zebrali się władcy wszystkich krajów, bawią się i świętują. Oni już wiedzą, że muszą nam służyć, ale oni lubią służyć silnym, wiedzą, że Master jest łaskawy dla jego sług.
Janusz patrzył na Wiktora z obrzydzeniem.
Zamknij się gnojku. Budzisz we mnie pogardę a pogarda jest grzechem. - wstał i odszedł wzburzony.

Statek Szatana znalazł się nad Europą i diabły rozpoczęły desant. Sześć po szóstej pierwsze kohorty znajdą się na brukselskich, paryskich, londyńskich i rzymskich ulicach. Kolejne legiony przygotowywały się do skoków. Diabeł, który dotknął ziemi robił spory lej, skakali zwykle na lekko ugięte nogi, ale głównym amortyzatorem był skręcony ogon. Po wylądowaniu każdy z diabłów rozpoczynał realizację osobistego programu, w którym wyszczególnione były kolejne zadania. Niektóre osobniki działały samotnie, niektóre tworzyły mniejsze lub większe oddziały. Do bazy spływały kolejne zgłoszenia o zajęciu pozycji i gotowości operacyjnej. Zabijaj-ZłamWolę-Panuj koordynował kolejność wysyłania legionów. Czterej ogromni jeźdźcy na ogromnych rumakach zjadą w dół na samym końcu. Plan był gotowy od dawna.

Chen biegł, ale idący spokojnym i równym krokiem Marek, był ciągle daleko przed nim. Było chyba pięć po szóstej, gdy wszedł na schodki, otworzył drzwi i wszedł do środka. Chen był przy tych drzwiach kilkanaście sekund później, wciąż były otwarte. Puścił się biegiem w głąb korytarza, za znikającą sylwetką Marka, gdy nagle poczuł mocne uderzenie w twarz i drugie, jednoczesne w żołądek. Upadł i leżał chwilę, dochodząc do siebie. Dwaj potężni, barczyści mężczyźni zagradzali mu drogę. Podniósł się, przeskoczył między nimi i pognał dalej, tamci zaczęli strzelać, na szczęście niecelnie.

Marek wszedł do olbrzymiej sali, był na scenie, niżej kłębił się milczący tłum. Widział wspaniale wystrojonych ludzi, widział dzieci, które czekały na swoje przeznaczenie, widział nagie kobiety, roznoszące tace z alkoholem. Uderzyła go cisza, nieadekwatna do takiej ilości ludzi, wszyscy oni wpatrywali się w niego. Gdyby miał więcej czasu, na pewno pokonałaby go trema, nie był przyzwyczajony do tysięcy śledzących go oczu. Teraz jednak to nie miało znaczenia. Kilka sekund wystarczyło, żeby wiedział gdzie, co i kto jest. Podszedł do stojaka, podniósł wspaniały miecz i reszta przestała mieć znaczenie. Ćwiczył się do tego momentu. Odpędził wszelkie zbędne myśli, przeszkadzające wykonać zadanie. Czekał długo na ten moment, musi przez to przejść, aby otrzymać nagrodę. Nieważne co i dlaczego ma przeciąć mieczem, ważne, aby zrobić to dobrze.

Chen wpadł w drzwi i zobaczył Marka, gdy ten trzymał miecz w ręku, wyjęty z pochwy błyszczał nad głową. Kilka szybkich kroków zrobionych błyskawicznie trwało niespełna sekundę.
Błysk spadającej katany, tupot nóg, gdy Marek tyłem wracał na miejsce, z którego wziął miecz.
Kiedy Marek zatrzymał się, ukląkł i położył przed sobą zakrwawioną broń.
Ciszę można było kroić, tak bardzo zgęstniała. Cięcie było perfekcyjne, zgodne z zasadami sztuki zabijania. Tylko najwięksi samurajowie umieli tego dokonać. Na zegarze widniała równo szósta sześć.
Gi zrobił trzy kroki do przodu, a potem rozpadł się na dwie równe części.

Koniec

Dziękuję Państwu za uwagę, dziękuję za przeczytanie i za komentarze.
Posłowie będzie niedługo. Tak naprawdę ta opowieść jest tylko pretekstem do przedstawienia tez socjologii systemowej. Wszystkie postaci i sytuacje zostały stworzone tylko w tym celu, by przedstawić to, co zrozumiałem z lektury "Systemów Społecznych" Luhmanna.
Koncepcję ogona jako przetwornika energii zaczerpnąłem od kangurów. ;)
Napisanie wszystkiego zajęło mi 15 miesięcy, więc teraz zrobię sobie przerwę. Potem obiecane wyjaśnienia.
Pozdrawiam serdecznie.

Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.