Nie wchodzę w meritum prowadzonej takiej dyskusji, ani ich argumenty czy fakty, skupiam się tutaj raczej nad szacunkiem człowieka do człowieka. Czy warto wywalać swoje frustracje i żale publicznie ? Może wielu blogerów i czytelników takie działanie po prostu nie interesuje. Od spraw prywatnych służy poczta wewnętrzna. Nasze pisane słowa maja swoją wagę a czyta je wielu - w internecie nie ma tajemnic - o tym trzeba pamiętać. Internet jest jak "otwarta księga dostępna dla wszystkich". Pisząc dajemy świadectwo o sobie o tym trzeba pamiętać.
ADWERSARZU ZACHOWAJ KULTURĘ
Wiele osób w Niepoprawnych.pl posiada swój blog w którym zamieszcza materiały, krótsze, dłuższe , fotografie z opisami interesujących nas spraw, które nas otaczają. Piszemy o historii, polityce, ciekawych miejscach w których dane nam było być, chorobach, ciekawych wydarzeniach, opiniach własnych i innych. To jest " mój blog i moje zasady" tak wielu pisze i ma całkowicie rację. Mój blog jak mój dom ja tutaj decyduję. Możesz się z tym co piszę nie zgadzać - wolno ci, ale nie wolno w dyskusji obrażać innych. Sami blogerzy stają się adwersarzami na innych blogach i tak to się toczy.
Wielu adwersarzy burzy się jak w ferworze dyskusji zaczynają w dyskusjach obrażać innych używając niejednokrotnie słów wulgarnych. Wówczas np. interweniuję i staram się prosząc o zachowanie godne wiekowi czy wykształceniu. Postawy czy poglądy polityczne tutaj nie mają zastosowania a tylko kultura osobista samego komentującego.
TWÓJ BLOG - TWÓJ DOM
Kiedy zatem Twój blog zaczyna powoli przypominać miejsce, gdzie z chęcią wpisujesz już wszystko, na co masz ochotę – od cytatów, które Ci się spodobały, do własnych odczuć, którymi chcesz podzielić się z innymi – to być może znak, że warto postarać się o specjalne miejsce na to wszystko?
Skuszony wizją takiej możliwości, gdy będziesz mógł bez ograniczeń wpisywać wszystko co będziesz chciał – zakładasz bloga. Ma być to miejsce osobiste, prawie intymne, w którym każda notka będzie po części Tobą. Obnażysz duszę, pokażesz wrażliwość na otaczające Cię piękno, poklniesz na szefa i sąsiada, skusisz się na recenzję ostatniego filmu, na który wyciągnęła Cię koleżanka, albo dasz wyraz temu, co o TYM wszystkim sądzisz.
Poczujesz w sobie ogromną Moc zmuszającą Cię do wyrażania opinii i podkreślania swojego zdania. Kiedy odkryjesz jeszcze istnienie komentarzy, Twoja Moc zacznie wzrastać.
Zaczynasz czuć silę tworzenia dla innych – Ty piszesz, ktoś komentuje. Czasem nawet na temat.
Zabawa zaczyna Cię wciągać coraz bardziej, uważniej analizujesz, każdy swój dzień. A może nieopatrznie przeoczysz jakąś inspirację do następnej notki? Wdajesz się w polemikę z komentującymi, która zaczyna zabierać Ci coraz więcej czasu. I wtedy właśnie zaczyna się problem – nazwijmy go Problem Wolności Słowa.
Sytuacja właściwie jest jasna: My blog is my castle. To Twoje miejsce, gdzie masz prawo pisać wszystko na co masz ochotę i oczekiwać, że ktoś chcąc ocenić Twoją notkę, zrobi to w sposób kulturalny i sensowny. Jeżeli tak się nie dzieje, zaczynasz się czuć tak, jakby nieproszony gość przyszedł do Ciebie do domu, rozsiadł się w salonie na Twojej kanapie, położył nogi na stole i zaczął obrażać Ciebie i Twoich gości. Sytuacja staje się nieprzyjemna.
Z drugiej jednak strony sam zaprosiłeś wszystkich chętnych do odwiedzin, wieszając nad drzwiami wyraźne zaproszenie: "Mój blog – czyli myśli wystawione na forum publiczne. Czytaj i komentuj." Zaproszeni odwiedzający (mniej lub bardziej przypadkowi) w zależności od humoru, pogody i temperamentu czują, że mają prawo, ba! nawet obowiązek wyrazić swoją opinię na temat tego co napisałeś; tego, co na pewno miałeś na myśli pisząc; czego nie napisałeś, a na pewno chciałeś; albo też, co powinieneś napisać.
Twoja irytacja wzrasta, więc odpisujesz w mniej, lub bardziej eleganckim stylu, przypominając, że to jest TWÓJ blog i możesz pisać tutaj wszystko, co Ci się spodoba. Otrzymujesz natychmiast odpowiedź, że jak słusznie zauważyłeś, to jest blog, w dodatku z komentarzami, które jednoznacznie zapraszają do wyrażania swoich opinii na Twój temat, z którego to zaproszenia właśnie skorzystano.
I zabawa zaczyna się naprawdę rozkręcać. Emocje sięgają zenitu, w wirtualnym powietrzu słychać świst miotanych argumentów i coraz cięższych inwektyw. Obraza innych daje ci poczucie czego ? wyżycia się za swoje niepowodzenia życiowe czy zawodowe, własnych słabości, frustracji, niepowodzeń w uczuciach, braku argumentów itp..Jak się z tym czujesz ? jednak po czasie masz " kaca moralnego" i żałujesz swoich słów ! A może złamałeś prawo i boisz się konsekwencji prawnych. Różne refleksje przychodzą po czasie i dobrze,ze przychodzą. Nieraz warto przeprosić, zastopować, przemyśleć is woje postępowanie. Nikt z nas wszelako nie jest bez winy i " kamieniem nie rzuci" Ot taka moja osobista dygresja. Przecież można uciąć dyskusję słowem, powiedzeniem czy przysłowiem- adwersarz powinien to zrozumieć. Brak zainteresowania też daje do myślenia.
Jak więc jest z tym prawem wyrażania opinii? Czy pisząc u siebie musimy być gotowi się z opiniami innych? Chyba tak. Zakładając bloga wyrażamy chęć wzięcia udziału w tej zabawie. Przecież piszemy po to, by podzielić się z innymi swoimi myślami. Czy musimy tolerować komentarze, które nie są pochlebne? To zależy już od nas – na ile jesteśmy odporni na krytykę, umiemy rzeczowo polemizować z oponentami – a przede wszystkim, na ile „niepochlebne” mieści się w granicach kulturalnego zachowania.
Nie tolerujemy jednak zwykłego chamstwa oraz działania wychodzącego wprost z wojny propagandowej czy wojny hybrydowej.