Serwis używa plików cookies, aby mógł lepiej spełniać Państwa oczekiwania. Podczas korzystania z serwisu pliki te są zapisywane w pamięci urządzenia. Zapisywanie plików cookies można zablokować, zmieniając ustawienia przeglądarki. Więcej o plikach cookies możesz przeczytać tutaj.

Autorzy więcej

„HARDKOR 44” Tomka Bagińskiego

Animacja o powstaniu warszawskim, w której naziści wyglądają jak roboty, a główni bohaterowie zamiast drogi do wyzwolenia kraju szukają ukrytego w żydowskim getcie złota? Zagraniczni filmowcy znowu ukradli nam historyczny temat? Nie! Animacja pod roboczym tytułem „Hardkor 44” powstaje właśnie w Polsce, pod kierownictwem Tomka Bagińskiego, który ma nadzieję nawrócić tym projektem Polaków na patriotyzm i wyjść wreszcie z cienia sukcesu „Katedry”.

Animacja o powstaniu warszawskim, w której naziści wyglądają jak roboty, a główni bohaterowie zamiast drogi do wyzwolenia kraju szukają ukrytego w żydowskim getcie złota? Zagraniczni filmowcy znowu ukradli nam historyczny temat? Nie! Animacja pod roboczym tytułem „Hardkor 44” powstaje właśnie w Polsce, pod kierownictwem Tomka Bagińskiego, który ma nadzieję nawrócić tym projektem Polaków na patriotyzm i wyjść wreszcie z cienia sukcesu „Katedry”.
http://film.com.pl/sites/default/files/versions/43/Page-48.jpg
Karolina Pasternak: Nad czym tak intensywnie pracujesz?*
Tomasz Bagiński: Reklama jakaś – z tego co kojarzę, płynu do płukania ust. Lejemy wodę i kręcimy ją pięćset klatek na sekundę.

KP: To ciekawe?
TB: Praca jak praca. Ma swoje plusy. Każda kampania to kolejne zadanie warsztatowe, niespecjalnie absorbujące, bo taki projekt zajmuje maksymalnie trzy miesiące. To nic innego, jak zbieranie doświadczenia na koszt firmy zlecającej. Poza reklamą nie mam na przykład okazji pracować jako reżyser z aktorami. No, i to praca dobrze płatna. Oczywiście źle jest, jeśli kręcenie reklam staje się jedynym zajęciem w życiu, bo to bardzo wyjaławia, traci się pewne zdolności.

KP: Ale, żeby nie stało się jedynym zajęciem, trzeba okrutnie dużo pracować. Nie męczy cię to, że swoje filmy musisz kręcić po godzinach?

TB: Męczyłoby mnie, gdybym nie lubił tej pracy. Nie muszę siedzieć od 8 do 16 w banku, sprzedając ludziom krzywe kredyty. Gdybym nie miał rodziny, pracowałbym pewnie szesnaście godzin na dobę i nadal nie byłbym zmęczony.

KP: A ile pracujesz?
TB:
Dziewięć, może dziesięć. Robię sobie czasem tygodniowe przerwy, żeby po prostu pobyć z żoną i dziećmi.

KP: Czyli twój najnowszy, a zarazem – jak twierdzisz – póki co ostatni, krótki metraż: „Kinematograf”, historia wynalazcy, który oddając się pasji, stracił życie prywatne, to żadna osobista wycieczka?
TB:
Są w tym filmie jakieś osobiste tony, ale od każdej osoby, która przy nim pracowała. Bo przecież każdy, kto ma pasję, coś dla niej poświęca. Ale jeśli pytasz, czy kryterium wyboru tej historii było to, że się z nią jakoś wybitnie identyfikowałem, to odpowiedź brzmi: nie. Mateusz Skutnik dał mi po prostu świetny scenariusz.

KP: Lubisz kręcić krótkie metraże, więc czemu robisz sobie od nich przerwę?
TB:
To jest tak, jak z bokserem. Po kilku startach w olimpiadach przychodzi w jego życiu czas, by zmierzyć się z boksem zawodowym. Po kilku latach spędzonych na robieniu filmów, które ogląda się głównie na festiwalach, reżyser z kolei musi zmierzyć się z prawdziwą, dużą widownią. A shorty rzadko do takiej docierają.

KP: Jeśli wszystko się uda, wystartujesz z grubej rury. Szykujecie z ludźmi z Platige Image (studio filmowe, w którym Bagiński pracuje i którego jest jednocześnie udziałowcem – przyp. red.) pełnometrażową animację o powstaniu warszawskim, o groźnie brzmiącym roboczym tytule „Hardkor 44”...
TB:
Ten tytuł zaproponował Jacek Dukaj, na pewno go zmienimy. Podobno wśród młodych ludzi słowo „hardkor” wyszło z mody (śmiech). Wszystko zaczęło się od pomysłu na krótką animację, który jakiś czas temu trafił do Platige Image. O powstaniu warszawskim. Napisałem na podstawie tego pomysłu własny treatment, zrobiliśmy parę wstępnych obrazków. To wszystko mój producent – Marcin Kobylecki – trochę przypadkiem zaniósł do Muzeum Powstania Warszawskiego, dla którego akurat robiliśmy inne zlecenie, i okazało się, że to bardzo się tam spodobało. Do tego stopnia, że zaczęły się rozmowy o pełnym metrażu, o poważnym budżecie, wsparciu Ministerstwa Kultury etc. Ten film będzie tak naprawdę bardziej o powstaniu mitologicznym niż prawdziwym. Myśmy się w Polsce przyzwyczaili, że każdy film z historią w tle musi być zaraz epopeją narodową. A mnie się marzy film historyczny, który będzie tak naprawdę trochę historię olewał, film nowoczesny i efektowny. Bo kogo dziś interesuje chorobliwe trzymanie się faktów? Nie można traktować widza jak nieuka. Jeśli będzie mu jakichś informacji brakowało, to sobie je znajdzie, doczyta. W kinie mamy budować emocje. Dlatego chcę zrobić film akcji, który powstanie ma mieć tylko w tle.

KP: Z tego co wiem, głównym bohaterom daleko do pomnikowych postaci...
TB:
Nasz film opowiada o bandzie rzezimieszków, którzy przyjeżdżają do okupowanej Warszawy, żeby pod nosem Niemców i powstańców wykraść trochę mamony, konkretnie złota, o którym wiedzą, że gdzieś na terenie stolicy zostało ukryte. Gdzie, jeszcze nie zdecydowaliśmy. Był pomysł, żeby zakopać je w żydowskim getcie. W naszych rzezimieszkach nastąpi jednak przemiana, gdy zobaczą tych wszystkich młodych ludzi ginących dla Polski. Chcę skonfrontować idealizm młodzieży, która walczyła, z cynizmem starszych typów, którzy szukali tylko sposobu na łatwe dorobienie się. No i marzą mi się też oczywiście, jak to w kinie akcji, sceny trochę jak z „Trzystu”: nawalanka, fruwające w powietrzu czołgi, kawałki metalu.

KP: Jestem pewna, że za to ostatnie zdanie niektórzy najchętniej spaliliby cię na stosie. Nawalanka w filmie o powstaniu, kino akcji w Polsce, ojczyźnie „Kanału” i Kieślowskiego?
TB:
Ale ja zawsze chciałem robić takie kino! Dla reżysera technicznego, który nie traktuje kina jako miejsca na rozliczanie się z własną depresją, któremu daje się po prostu scenariusz do zrobienia, film akcji to szczyt marzeń.

KP: Co oglądał Tomek Bagiński będąc chłopcem, że zakiełkowała w nim pasja do kręcenia takiego kina?
TB:
„Terminatora”, „Szklaną pułapkę”, „Predatora”, „Gwiezdne wojny”... Na pewno nie Almodóvara.

KP: A jak dorósł, wylądował – jakimś dziwnym trafem – w gablocie z napisem „sztuka wysoka”...
TB:
Ale co to jest „sztuka wysoka”? Jak koleś chlapnie na płótno farbą i weźmie później za to dwieście tysięcy dolarów?

KP: Powiedzmy, że to coś, czego dresowi nie pokażesz. Na przykład „Katedra”.
TB:
Akurat z „Katedrą” było zupełnie inaczej. Dołączono ją kiedyś do „Gali” i uwierz mi, do dziś dostaję e-maile z podziękowaniami od widzów, których w życiu nie podejrzewałabyś o sympatię do takiego kina. Zresztą, ja się teraz trochę dałem zapędzić w kozi róg, bo tak naprawdę dla mnie ważne jest też oczywiście to, żeby film opowiadał o czymś. Tylko wyraźnie chcę zasugerować, że przede wszystkim ma być profesjonalnie i dobrze opowiedziany i nakręcony. To absolutna podstawa. Uwielbiam kino Michaela Manna, choćby „Gorączkę”. Poza fatalnym zakończeniem dopisanym przez producenta, to jest doskonałe studium psychologiczne, a przy tym genialny, wciągający film.

KP: A propos „Gorączki”: nie boisz się tych producentów dopisujących fatalne zakończenie? Producentów, którzy będą chcieli wam zmienić „Hardkor 44”?
TB:
Kompromisy są wpisane w ten zawód. Potrzebujemy na ten film bardzo dużych pieniędzy. Jeśli ktoś je wyłoży i będzie chciał zmian, będę rozmawiał.

KP: A patriotów się nie boisz? Ta nawalanka, czołgi latające, poszukiwanie złota, gdy wokół wojna – pewnie podniosą larum.
TB:
My naprawdę chcemy ten film zrobić z wielkim szacunkiem dla poruszanego tematu. Dość często jeżdżę do Stanów i wiesz, co tam zaobserwowałem niesamowitego? Że to, z czego my się tak śmiejemy, te wiszące wszędzie flagi, to nie jest żadna ściema. Oni je tam naprawdę wszędzie wieszają. A u nas to obciach, nawet jak wywiesi się flagę od święta! Marzy mi się, żeby to zmienić. Żeby obudzić w nas nowe myślenie o patriotyzmie, o symbolach. Przecież ktoś kiedyś dla tych symboli ginął. I to nie żadne wyimaginowane postaci! Żadni pomnikowi bohaterowie, ale nasi dziadkowie i pradziadkowie. Czemu my się mamy tych symboli teraz wstydzić?

KP: Na przykład dlatego, że przez ostatnie 20 lat politycy nam je skutecznie obrzydzali.
TB
: Ale kto jest temu winien? Kto sprawił, że my te symbole pozwoliliśmy totalnie zaanektować skrajnej prawicy? Że tylko ona dziś się z flagą i godłem obnosi? Przecież my sami do tego tego doprowadziliśmy.

KP: Na koniec coś z zupełnie innej beczki: męczy cię to, że twojemu nazwisku zawsze towarzyszy formułka: „nominowany do Oscara twórca „Katedry”?
TB:
Nie tyle męczy, co może nie chciałbym, żeby moje osiągnięcia już zawsze były sprowadzane tylko do tej formułki. W najbliższym czasie chcę zrobić parę rzeczy pod pseudonimem. To będą zupełnie inne projekty niż te firmowane nazwiskiem Tomka Bagińskiego, więc nie chcę, by ktokolwiek je z nim kojarzył, czy tym bardziej – przez jego pryzmat oceniał.

KP: Inne, czyli?
TB:
Powiedzmy, że będzie w nich dużo więcej humoru żołnierskiego (śmiech).

Rozmawiała: Karolina Pasternak


*Autorka bynajmniej nie miała intencji zadawania na wstępnie tego banalnego pytania, jednakże skłoniło ją do tego poważne spóźnienie przepytywanego

Całość przeczytacie Państwo w magazynie „FILM
Data:
Kategoria: Polska

Fiatowiec

Zawsze na straży prawa. Opinie i wywiady z ciekawymi ludźmi. - https://www.mpolska24.pl/blog/zawsze-na-strazy-prawa-opinie-i-wywiady-z-ciekawymi-ludzmi

Fiatowiec: bloger, dziennikarz obywatelski, publicysta współpracujący z "Warszawską Gazetą". Jestem długoletnim pracownikiem FIATA.Pomagam ludziom pracy oraz prowadzę projekty obywatelskie.

Komentarze 0 skomentuj »
Musisz być zalogowany, aby publikować komentarze.
Dziękujemy za wizytę.

Cieszymy się, że odwiedziłeś naszą stronę. Polub nas na Facebooku lub obserwuj na Twitterze.