Bardzo znaczące jest, że wybory we Włoszech, przynajmniej arytmetycznie, wygrywa partia, która chce wyjścia ze strefy euro. To świadczy o kolejnej żółtej kartce pokazanej przez społeczeństwo jednego z największych krajów europejskich eurolandowi oraz bezkrytycznie euroentuzjastycznym lewicowym elitom włoskim. Myślę, że to jest przejaw pewnego eurosceptycyzmu, ponieważ Ruch Pięciu Gwiazd w Parlamencie Europejskim zasiada we frakcji eurosceptycznej (Europa Wolności i Demokracji Bezpośredniej; EFDD), będącej na prawo od PiS (które jest we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów; ECR)
Wynik centroprawicy pod wodzą byłego premiera Silvio Berlusconiego, choć słabszy od wcześniejszych prognoz, to pozwalający temu blokowi partii na rządzenie, oznacza politykę prawdopodobnie dość niezależną od Brukseli.
Berlusconi pamięta bowiem, w jaki sposób został pozbawiony funkcji premiera pod naciskiem Unii, a przede wszystkim Berlina. To był czas, kiedy pod naciskiem - tak bym to określił - unijno-niemieckim dwóch premierów w Europie straciło stanowiska - lewicowy premier grecki Jorgos Papandreu i prawicowy premier włoski.
W koalicji centroprawicowej numerem jeden jest Liga Północna, której europosłowie zasiadają w Parlamencie Europejskim także we frakcji eurosceptycznej - Europa Narodów i Wolności (ENL). Ruch Pięciu Gwiazd zadeklarował już gotowość do stworzenia rządu. To czy stworzą rząd koalicyjny, będzie zależało od sondaży w najbliższych tygodniach. Jeżeli będą się Ruchowi Pięciu Gwiazd opłacały nowe wybory do Izby Deputowanych, to wtedy prawdopodobnie będą chcieli wykorzystać to przesilenie. Jeżeli te sondaże będą korzystne dla innych ugrupowań, wtedy prawdopodobna będzie koalicja - może na całą kadencję, może próbna - Ruchu Pięciu Gwiazd z koalicją Berlusconiego, oczywiście ze schowanym Berlusconim.
*wypowiedź dla portalu niezależna.pl i PAP