Poniżej publikuję rozmowę, którą przeprowadził ze mną redaktor Piotr Czartoryski z portalu wpolityce.pl
wPolityce.pl: Podczas spotkania z ministrem Szymański Frans Timmermans powiedział, że Polska ma prawo do reform. Czy można mówić o jakimś przełomie w naszych relacjach z KE?
Ryszard Czarnecki: Myślę, że używanie pojęcia przełom jest przedwczesne. Przestrzegam przed nim, bo kto tak mówi może wyjść na człowieka naiwnego. Mam wrażenie, graniczące z pewnością, że KE znalazła się pod dyskretnym, dyplomatycznym, choć nie ogłaszanym w mediach ostrzałem rządów poszczególnych państw członkowskich UE, którym nie podoba się postępowanie Brukseli wobec naszego kraju. Przy czym nie wynika to z miłości do Polski, czy sympatii do rządu PiS, lecz z interesów tych krajów. Bo te państwa myślą racjonalnie: „Dzisiaj Polska, ale jutro, czy pojutrze ta sprawa może nas dotyczyć”. W związku z tym KE musiała zareagować na zmiany w Polsce, o to się postarał tandem Morawiecki-Czaputowicz, ten wyraźny kurs na złagodzenie retoryki. Chociaż ani premier, ani minister nie poświęcili na ołtarzu polepszenia relacji z UE żadnych kluczowych kwestii - ani reformy wymiaru sprawiedliwości, ani jakiejkolwiek innej. Ale zmieniła się pewna forma.
Na czym ona polega?
Minister Czaputowicz nie mówi już o komisarzach KE- jak minister Witold Waszczykowski, zresztą słusznie- że nie mają żadnej demokratycznej legitymacji. Sytuacja, w której polski rząd wyciągał rękę, a KE w odpowiedzi pięść, była dla Brukseli fatalna w sensie piarowskim, bo narażała ją na nieformalną krytykę ze strony krajów członkowskich UE. W związku z czym teraz w odpowiedzi na nasze złagodzenie formy odpowiedzieli tym samym. O tyle, że nie oznacza to wcale zmiany treści ze strony UE.
Co dalej w takim razie z procedurą przeciwko Polsce. Czy zmiana tonu Timmermansa na bardziej pojednawczy doprowadzi do tego, że zostanie ona całkowicie wstrzymana?
Odpowiem pytaniem na Pańskie pytanie. A czy zmieniła się agenda posiedzenia Rady Europejskiej, czy zniknął stamtąd punkt dotyczący Polski? Nie. Tu KE zagrała piłkę do RE, ale przecież de facto było to ustalone. Tu instytucje unijne grają do jednej bramki, niestety polskiej. W związku z tym nie mogę mówić, że jest jakiś przełom w tych relacjach i nastąpiło zbliżenie. Wiem, że być może niektórzy moi koledzy mają taką pokusę, by mówić: „Proszę bardzo, rząd ma sukces”, ale ja jednak wolałbym ten sukces odtrąbić po konkretach, a tych na razie jeszcze ze strony UE nie widać.
Czyli można tylko mówić o pewnym ociepleniu dialogu, bo i tak procedury idą dalej swoim trybem?
Procedury idą swoim trybem, cały czas jest ten kij bejsbolowy z napisem „artykuł 7” i w Brukseli nadal się nim wywija wobec Polski. Potwierdzają to takie wypowiedzi, jak dzisiejsza ministra spraw zagranicznych Niemiec, a więc głównego płatnika netto UE pana Rotha, który ni w pięć ni w dziewięć skrytykował polski wymiar sprawiedliwości. Jakby prosząc się, żebyśmy w ramach kodeksu Hammurabiego „oko za oko, ząb za ząb” zaczęli krytykować np. cenzurę w internecie, która w Niemczech nabiera formalnych kształtów. Radzę napić się wszystkim zimnej wody i poczekać z mówieniem, że UE się zmieniła. Pan Timmermans do tej pory był kojarzony głównie z atakowania Polski, może uznał, że nie będzie dla niego to wizerunkowo dobre, aby cały czas był tym złym policjantem. W porównaniu z dobrym policjantem Junckerem, który mówi o dialogu, wyciągnięciu ręki, prawach do suwerennej decyzji Polski itd.
W trakcie rozmów w Brukseli minister Szymański poprosił o rzeczową ocenę sytuacji. Czy uda mu się coś wskórać?
Mam przecieki z rozmów na szczeblu ekspertów, które były i nie ukrywam, że jestem zbudowany profesjonalnym i merytorycznym podejściem z polskiej strony. Na wszelkie zarzuty strony unijnej polscy eksperci biegłym angielskim mówili: „Proszę bardzo, to rozwiązanie jest w ustawodawstwie niemieckim, to we francuskim, holenderskim, hiszpańskim, innych. Takie są zapisy”. I nagle okazało się, że te zarzuty UE są ideologiczne. Dlatego też żądanie ze strony Polski konkretnych merytorycznych zarzutów jest o tyle trudne dla strony unijnej, bo po tamtej stronie jest ideologia, a po naszej fakty.