39-letni prezydent Francji Macron powiedział (dla „Sueddeutsche Zeitung”), że: „Gdy słyszę dziś niektórych przywódców politycznych z Europy Wschodniej, to (widzę), że zdradzają oni Europę. Decydują się na rezygnację z zasad i odwracają się plecami do Europy. To jest cyniczne podejście do UE: służy im ona do rozdzielania pieniędzy, bez przestrzegania jej wartości.”… Cóż, jak tak – to tak. Poniżej publikuję tekst, który ukazał się w „Gazecie Polskiej”, a który znów nabiera, niestety, swoistej aktualności.
***
Jak Kali ukraść krowę – to dobrze, ale jak Kalemu krowę ukradną, to bardzo, bardzo źle. Nieśmiertelny Murzynek Kali, bohater powieści pierwszego noblisty w polskiej literaturze Henryka Sienkiewicza ‒ „W pustyni i w puszczy”, mógł być – zaprawdę, powiadam Wam ‒ patronem opozycji. Gdyby Kali żył w dzisiejszych czasach (mógłby się w niego wcielić były poseł Platformy Obywatelskiej, a potem partii Gowina ‒ z Nigerii i Łodzi, pastor John Godson), na pewno by głośno krzyczał o zdjęciu Donalda Tuska w niemieckim, narodowo-socjalistycznym mundurze ze swastyką na Facebooku polskiej konsul honorowej w USA, ale jeszcze głośniej by milczał o opozycyjnym pośle Grzegorzu Furgo, który w hitlerowski mundur „ubrał” Jarosława Kaczyńskiego.
To proste: ktoś za kulisami wciska guzik z napisem: „Oburzenie” kiedy trzeba, a kiedy nie trzeba znajduje inny przycisk z napisem: „Drobiazg niewarty uwagi” i deklaruje wszem i wobec : „To nieistotne”.
Tak, to hipokryzja, ale na pewno, wbrew La Rochefoucauldowi, nie jest to hipokryzja jako „hołd składany cnocie przez występek”.
Zagranicą, ledwie godzinę i 20 minut szybką koleją TGV od Brukseli, w której piszę te słowa wszystko przebiega zgodnie z „nową, świecką tradycją”: Paryż jednak przewidywalny jest do bólu. Francuska arogancja ma charakter absolutnie ponadpartyjny. Jest coś, co łączy z klasę polityczną V Republiki: spektakularne pokazywanie, że inne nacje ma się gdzieś. No, może poza niemiecką. Żabojad Jacques Chirac mówił cały w nerwach: „I Polska nie skorzystała z okazji , aby siedzieć cicho” (sic!). Upłynęło nie za dużo wody w Sekwanie i Loarze, a jego lewicowy następca Francois Hollande, żegnając się z woli francuskich wyborców ze swoją prezydenturą w „mojej” Brukseli, paręset metrów od miejsca gdzie piszę dla Państwa ten felieton, bełkotał do polskiej premier: „Wy macie zasady, a my – fundusze”... Teraz polityczne dziecko Hollande'a, jego był wiceszef administracji, Emmanuel Macron bredzi do sześcianu, bo wszak paryska tradycja opowiadania banialuków przez VIP's w Paryżu musi być kontynuowana. Nie wiem czego się nawąchał pan Emmanuel, ale bym to odradzał. Jak będzie już w Pałacu Elizejskim, powinien zmienić dealera. Samochodów oczywiście …
Od Emmanuela (Macrona) lepszy był jednak Manuel (Valls), socjalistyczny premier Francji, w którego rządzie był – jako minister gospodarki – pan Emmanuel. Manuel na spotkaniach międzynarodówki socjalistycznej nie używał obcych języków, bo ich nie znał, za to się miło uśmiechał, z iście hiszpańską gracją (jego rodzice byli Hiszpanami właśnie). Może dlatego, że nie mówił – to nie bredził, jak jego eksczłonek eksrządu.
Nie dziwię się moim rówieśnikom mówiącym, że zamiast Emmanuela wolą serię filmów „Emmanuelle”. Może dlatego, że tytułowa Emmanuelle nie wkurzała ludzi. Wręcz przeciwnie.
* „Gazeta Polska” (10.05.2017)